Okiem kibica: Festyn po góralsku
Festyn hokejowy zorganizowany przez MMKS Podhale Nowy Targ, który odbył się 6 września w pobliżu hali lodowej, wydawał się być ciekawą alternatywą na sobotnie popołudnie. Jego zwieńczeniem miał być mecz hokejowy pomiędzy miejscową drużyną Podhala a mistrzem Polski Cirako PBS Bank Sanok. Nie ukrywam, że ten punkt w programie festynu sprawił, że zjawiłem się na hali lodowej już o godzinie 16.15, spragniony wrażeń sportowych.
Na wstępie trzeba powiedzieć, że wrażenia były. Zanim jednak wszedłem na stadion lodowy zostałem dość energicznie zatrzymany przez szpaler ośmiu (sic!) ochroniarzy, którzy zażądali ode mnie i mojego syna wylegitymowania się. Jak przystało na świadomego obywatela poprosiłem ich o okazanie licencji, wiedząc, że jedynie taki ochroniarz jest uprawniony do przeprowadzenia tego typu kontroli. Powiem tylko, że na tym skończyło się nasze legitymowanie. Po przejściu pierwszego szpaleru okazało się, że to nie koniec niespodzianek. Czekał na nas kolejny, tym razem złożony z mniej rosłych Panów, ale za to w liczbie 10 (sic!), którzy już szykowali się do przeszukania, ale w ostatniej chwili zrezygnowali, nie będąc pewnymi, czy posiadają do tego uprawnienia.
Po tych pozytywnych doświadczeniach zacząłem mieć wątpliwości, czy jestem na właściwym imprezie, zorganizowanej dla rodzin, i poważnie zacząłem się zastanawiać, czy aby nie należy się upewnić w tej sprawie. Zrezygnowałem jednak z tego uznając, że mogę nie przebrnąć ponownie przez dwa szpalery gorliwych ochroniarzy. Uznałem jednak, że takie środki bezpieczeństwa w przypadku festynu rodzinnego są jak najbardziej uzasadnione, co potwierdziło się nieco później, o czym za chwilę.
O godzinie 17 zaczęła się wspomniana rywalizacja sportowa, która przyciągnęła na stadion lodowy kilkaset osób. Poziom sportowy tego widowiska był średni, ale nie należało żałować przyjścia na mecz, tym bardziej, że organizatorzy postanowili zrobić kibicom prezent i wstęp był wolny. Oprócz rywalizacji sportowej na uwagę zasługiwał wysoki poziom kibicowania, zwłaszcza dwóch starszych Panów. Jeden z nich, mniej więcej od połowy pierwszej tercji, z niezwykłą konsekwencją postanowił wspierać jednego z wychowanków Podhala, grającego w barwach Sanoka Rafała Dutkę. Należy przyznać, że nie żałował mu niecenzuralnych epitetów na „ch”, „s”,”k” i „b”. Ot, taki lokalny przejaw sympatii do własnych wychowanków. Przy tym wszystkim warto wspomnieć, że był to człowiek nader odpowiedzialny, i pomimo takiego, a nie innego charakteru imprezy, przyszedł na mecz bez wnuka, co należy pochwalić. Gdyby było inaczej pozostało by tu nam wymienić ewentualnie tylko „b”.
Drugi ze starszych Panów prezentował jeszcze wyższy poziom i postanowił wspierać Pana Dantona, w jego rodzimym języku, czyli angielskim. To zapewne rezultat wielowiekowej tradycji emigracyjnej całego Podhala, tym razem jakże inteligentnie spożytkowanej. Pomimo tego, że mówimy o języku angielskim publiczne powtarzanie jego okrzyków również nie jest w tym miejscu możliwe. Opisane zachowania nie są wyjątkiem na arenach sportowych w Polsce, jednak mimo wszystko z dwóch powodów wzbudziły moje zdziwienie. Po pierwsze, uczestniczyłem w festynie rodzinnym; po drugie, jeden z krzyczących, jak sam ujawnił, należy do tzw. Klubu Stu Podhala Nowy Targ, czyli szacownego grona osób wspierających tę drużynę, jak się okazuje wspierających w każdy możliwy sposób.
Moje zdziwienie ustąpiło jednak mniej więcej w połowie drugiej tercji, kiedy doszło do zdarzeń rzadko spotykanych w halach sportowych. Ich początkiem była bójka pomiędzy zawodnikami obu drużyn, to akurat można zaobserwować na lodowisku, to nikogo nie dziwi. W końcu hokej to męski sport, nie obrażając kobiet, które również go uprawiają. Wszystko wyjaśniło się za sprawą Pana Marka Ziętary, który jak przystało na klasowego trenera (w końcu prawie samodzielnie zdobył mistrzostwo Polski z drużyną z Sanoka) własnoręcznie postanowił pomóc swojej drużynie, całkiem sprawnie miotając kijem hokejowym w stronę zawodników i trenerów drużyny przyjezdnej. W sukurs poszli mu niektórzy kibice, którym udało się wskoczyć do boksu swojej drużyny. Nawet rezerwowy bramkarz Podhala postanowił sprawdzić sprawność swoich rąk wprawionych przecież otwieraniem drzwi do boksu. Bohatersko wyzwał na pojedynek Pana Pittona, który nie znając miejscowych obyczajów, postukał się znacząco w głowę na jego widok, ale w końcu uległ gościnności gospodarzy i sprawił solidny łomot swojemu adwersarzowi.
Wszystko to wpisywało się w obserwowany przeze mnie od początku ciąg zdarzeń. Jasne stało się dla mnie to, o co w tym wszystkim chodzi. To była po prostu zabawa po góralski, w której ujawnił się mityczny góralski twardy charakter. Oczywiste też stało się to, po co tak wielu gorliwych ochroniarzy zabezpieczało całą imprezę. Oni po prostu byli chłopakami z Podhala i wiedzieli co się może świecić, zwłaszcza na festynie rodzinnym. Szkoda tylko, że jakoś zniknęli jak zaczęła się cała awantura (czyżby nie byli z Podhala?) Można więc postawić tezę, że gdyby nie opisane zajścia to całą imprezę można by było uznać za nieudaną. Zatem w tym miejscu wypada pogratulować organizatorom i przeprosić ich za naszą niewystarczającą wiedzę na temat góralskiego charakteru i zwyczajów.
Mówiąc bardziej poważnie, zastanawiam się tylko, czy dumna historia Podhala Nowy Targ to już przeszłość, która nie wróci? Czy miejsce, w którym znalazł się ten klub po dekadach sukcesów jest efektem tego jacy ludzie są wokół klubu i w nim, czy też ludzie ci pojawili się w tym klubie, bo właśnie tak nisko upadł? Trudno powiedzieć. Wiem jednak na pewno, że przed Panią Prezes Michalską jeszcze bardzo długa droga do tego, aby Podhale Nowy Targ stało się wzorem sportowym i organizacyjnym dla innych klubów. Zapewne niedługo usłyszymy, że przecież nic się nie stało. Mimo wszystko życzę powodzenia.
GF
Komentarze