W Anglii hokej zyskuje na popularności
Rozmowa z Tomaszem Malasińskim, wychowankiem Podhala Nowy Targ, obecnie zawodnikiem angielskiego Swindon Wildcats, który w dotychczasowych 20 meczach bieżącego sezonu w English Premier Ice Hockey Leaque zdobył 21 bramek.
Kiedy w sierpniu rozmawialiśmy, nie kryłeś obaw przed wyjazdem do Anglii. Podkreślałeś, że nie wiesz czego się spodziewać i jesteś świadom ryzyka jakie podejmujesz. Teraz z perspektywy czasu uważasz, że podjąłeś słuszną decyzję?
- To czy był to słuszny krok okaże się dopiero po sezonie, kiedy przyjdzie czas na szczegółowe wnioski A i refleksje. Na razie po tych 4 miesiącach tam spędzonych jestem zadowolony. Wiadomo początki były trudne. Potrzebowałem trochę czasu na aklimatyzację. Było to dla mnie zupełnie coś nowego. Przede wszystkim barierą był język. Pomógł mi wtedy Jan Kostal. On jest Czechem i z nim najłatwiej było mi się porozumieć. Pomógł mi wejść do zespołu. Dziś już nie mam większych problemów w posługiwaniu się językiem angielskim, stąd jest już o wiele łatwiej.
Hokej z jakim spotkałeś się w Anglii różni się od tego z jakim można zetknąć się w polskiej lidze?
- Na pewno różnic jest sporo. Wynika to głównie z tego, że lodowiska są mniejsze. Stąd jest mniej miejsca na lodzie, gra jest bardziej kontaktowa i przy tym szybsza. Nie ma czasu na zabawę z krążkiem. Nie za bardzo jest gdzie się rozpędzić. Przyznam, że z początku trudno było mi się przestawić. Teraz już nie mam z tym większych problemów. Wiem jedno. Opinie z którymi się spotkałem przed wyjazdem do Anglii, a które sugerowały, że trafiam do ligi amatorskiej, kompletnie nie mają pokrycia z rzeczywistością. Myślę, że trzy, cztery drużyny raczej z powodzeniem poradziłby sobie w warunkach polskiej ligi.
Jaka jest Twoja rola w drużynie?
- W składzie pierwszej drużyny jest 17 zawodników w tym 2 bramkarzy. Kadra jest stosunkowo wąska, ale taką politykę obiera większość tamtejszych zespołów. Są mecze kiedy gramy nawet na niepełne trzy formacje. Ma to swoje plusy. Gram dużo, wychodzę praktycznie na każdą przewagę i osłabienie. Jesteśmy jedną z najmłodszych drużyn w całej lidze. Średnia wieku wynosi 23 lata. W zespole jestem jednym z pięciu obcokrajowców. Oprócz mnie jest Szwed, Fin, Czech i Kanadyjczyk. W meczu może grać tylko czterech zagranicznych graczy, stąd zawsze jeden ląduje na trybunach. Na szczęście mnie to do tej pory omijało i mam nadzieję, że tak już zostanie.
Hokej w Anglii nie jest raczej wiodącą dyscypliną...
- Tak, ale to się dynamicznie zmienia. Hokej zyskuje na popularności. Organizacyjnie jest coraz lepiej. Myślę, że polscy działacze mogli by się sporo nauczyć od Anglików. Generalnie kluby finansowane są w całości z prywatnych pieniędzy właścicieli i sponsorów. Każdy gracz w drużynie ma indywidualnego sponsora. Miasta praktycznie nie angażują środków finansowych w kluby. Wielką rolę odgrywają kibice, których bardzo się szanuje, dba się o relacje z nimi. W Swindon pojemność lodowiska wynosi 1100 osób i do tej pory zawsze na meczach był komplet. Przyjeżdżają również fani innych drużyn. Nie ma żadnych burd, agresywnych zachowań. Kibice wspólnie się bawią, kibicują. Odkąd tam gram nie spotkałem się z żadnym wulgaryzmem w stosunku do zawodników czy trenerów przeciwnego zespołu. Daje się za to odczuć atmosferę hokejowego święta. Mamy obowiązek spotykania się z kibicami. Do domów rozsyłane są terminarze spotkań. Jest wiele dodatkowych atrakcji w trakcie i po meczach. M.in. odbywa się losowanie biletów. Jego zwycięzca ma prawo wybrać sobie zawodnika, od którego tuż po meczu dostaje meczową koszulkę. Ja pozbyłem się do tej pory dwóch.
Zespół w którym występujesz to drugi poziom rozgrywkowy w Anglii. Mierzysz wyżej?
- Na pewno chciałbym spróbować sił Elite League. Z tego co się orientowałem poziom jest wyższy, ale te czołowe drużyny z naszej ligi prezentują zbliżone umiejętności. Liczę, że dobre występy w Swindon pomogą mi się w pewnym stopniu wypromować. Tylko w ten sposób mogę tam trafić. Byłoby łatwiej gdybym był Finem czy Kanadyjczykiem. Z zawodnikami tej narodowości kluby podpisują kontrakt w „ciemno". W innych przypadkach trzeba sobie zapracować na nazwisko.
Gra w Anglii odbija się na reprezentacji, w której jeszcze nie tak dawno byłeś wiodącą postacią. Dziś próżno szukać Twojej osoby w gronie powoływanych zawodników...
- Liczyłem się z tym. Nigdy nie zrezygnowałem z występów w reprezentacji Polski. Jeszcze w trakcie ostatnich Mistrzostwa Świata w rozmowie z trenerem Jackiem Płachtą mówiłem, że od nowego sezonu chcę grać w Anglii. Specyfiką tamtejszych lig jest to, że tam nie ma przerw na występy reprezentacji. Stąd nie jestem w stanie w trakcie sezonu stawić się na zgrupowaniach czy brać udział w turniejach EIHC.
To oznacza, że może zabraknąć Cię w reprezentacji w kwietniowych Mistrzostwach Świata Dywizji IA w Krakowie?
- Nie wiem. Nie zależy to ode mnie. Decyduje o tym trener. Jeżeli dostanę powołanie to na pewno w kwietniu stawię się na zgrupowaniu i powalczę o miejsce w składzie. Jeżeli nie, to pozostanie mi tylko uszanować tę decyzję, usiąść na trybunach i dopingować chłopaków.
Rozmawiał Maciej Zubek
Komentarze