Pomogliśmy szczęściu
Rozmowa z Mateuszem Michalskim, napastnikiem MMKS Podhala Nowy Targ i bohaterem pierwszego meczu ćwierćfinałowego z Comarch Cracovią.
Gol w regulaminowym czasie gry, do tego dwa wykorzystane karne, które zadecydowały o zwycięstwie. Takie mecze wspomina się jeszcze długo po zakończeniu kariery...
- Na pewno ten mecz w pamięci zachowam, ale z drugiej strony mam nadzieję, że to najlepsze spotkanie jeszcze przede mną. Satysfakcja jest spora, ale z drugiej strony też nie przeceniałbym swoich zasług w tym zwycięstwie. Wygraliśmy jako zespół. Jesteśmy drużyną, w której nie ma gwiazd. Stanowimy kolektyw i to jest naszą największą siłą. Meczami w Krakowie dowiedliśmy, że kierunek jaki obraliśmy trzy lata temu jest odpowiedni. Mam nadzieję, że u siebie uda się nam postawić tę przysłowiową kropkę nad i.
Spodziewałeś się, że trener Marek Ziętara desygnuje Ciebie do rzutów karnych?
- Raczej nie, choć jako napastnik muszę być w każdej chwili na to przygotowany. W końcu to od zawodników na tej pozycji wymaga się zdobywania bramek. Kiedy więc usłyszałem od trenera, że teraz moja kolej bez większego wahania wstałem i wyjechałem na lód. Przyznam jednak, że przy pierwszej próbie serducho mocniej zabiło, nogi zmiękły. Najważniejsze, że w porę nerwy udało się opanować, w decydującym momencie ręka nie zadrżała i krążek wpadł tam gdzie miał wpaść.
Oba karne wykonane bardzo pewnie i oba w podobny sposób. Reprezentacyjny bramkarz Rafał Radziszewski praktycznie nie zdążył zareagować.
- Na treningach staram się przykładać do rzutów karnych. Mam w zanadrzu 3-4 warianty. Wybrałem jeden z nich. Nie kombinowałem. Podjechałem pod bramkę, zobaczyłem miejsce i uderzyłem. Zazwyczaj proste metody bywają najskuteczniejsze.
To, że wygracie oba mecze w Krakowie mało kto się zakładał.
- Potwierdziło się, że hokej bywa nieobliczalny, a w play-off kalkulacje nie mają sensu. W nas samych była mocna wiara w to, że można z Cracovią skutecznie powalczyć na jej lodowisku. To nam się udało. Na pewno te dwa zwycięstwa stawiają nas w bardzo komfortowej sytuacji, ale do pełni szczęścia potrzeba jeszcze jednego wygranego meczu. I tylko o tym teraz myślimy.
Zwycięstwa przyszły chyba łatwiej niż można było się spodziewać.
- A kto powiedział, że było łatwo? Jak przeanalizujemy oba te mecze to przez większość z nich odpieraliśmy ataki gospodarzy. Wynik cały czas był na styku. Szczęście było po naszej stronie, ale my też temu szczęściu pomogliśmy, przede wszystkim dobrą, zespołową grą w obronie. To dało wspaniały rezultat.
Cracovia może czymś zaskoczyć w Nowym Targu?
- Nie wiem. Chyba nie. Oba zespoły znają się już na tyle, że trudno mówić o elementach zaskoczenia. Myślę, że będzie podobnie jak w Krakowie. Znów zadecydują drobne detale, jedna dwie akcje. Mam nadzieję, że i tym razem szczęście będzie po naszej stronie.
A wasz styl się zmieni? Zazwyczaj u siebie w domu, każdy zespół stara się grać ofensywnie...
- Na pewno nie zdradzę taktyki. Zresztą nie ode mnie ona zależy. To trener decyduje jak mamy grać. My wykonujemy tylko jego polecenia.
Komentarze