Lubi, gdy pod jego bramką sporo się dzieje. "Za to mi płacą"
Unia Oświęcim sprawiła niespodziankę, pokonując na własnym lodzie Comarch Cracovię 3:2. Jednym z ojców tego zwycięstwa był bramkarz biało-niebieskich Michal Fikrt, który obronił 42 z 44 uderzeń rywali.
HOKEJ.NET: – W pierwszej odsłonie byliście jak rasowy bokser. Przetrzymaliście napór krakowian, a gdy tylko nadarzała się okazja wyprowadzaliście ciosy. Efekt? Prowadzenie 3:0.
Michal Fikrt, bramkarz Unii: – Od samego początku Cracovia się na nas się rzuciła. Mocno zagrała forecheckingiem i oddała kilka kąśliwych strzałów. Najważniejsze jest jednak to, że nie straciliśmy bramki jako pierwsi, bo wówczas ten mecz mógłby się inaczej potoczyć.
Strzał Wojciecha Wojtarowicza z 6. minuty był Waszym pierwszym celnym uderzeniem w tym spotkaniu. To musiało podciąć skrzydła waszym rywalom.
– Sam jako bramkarz najlepiej wiem, jak spada morale, gdy po pierwszym strzale rywali traci się gola. Ciężko się wtedy pozbierać. Cracovia wpadła w dołek i starała się z niego jak najszybciej wydostać, więc zagrała odważnie z przodu. My wykorzystaliśmy jej potknięcia i wypracowaliśmy sobie trzybramkową zaliczkę.
W drugiej odsłonie rywale postawili wszystko na jedną kartę. Zaczęli grać agresywniej i zepchnęli Was do głębokiej defensywy.
– Chyba zabrakło nam trochę sił. Nie da się jednak ukryć, że z takim zespołem jak Cracovia, w którym pełno jest klasowych zawodników, nie możemy grać otwartego hokeja. To gwóźdź do trumny.
Gdy Cracovia Was „napoczęła” zrobiło się trochę nerwowo. Ale wtedy zaliczyłeś kilka udanych interwencji i podtrzymałeś swój zespół.
– Za to mi płacą (śmiech). Wiesz, że lubię, gdy pod moją bramką sporo się dzieje i gdy rywale oddają wiele strzałów. Wtedy jestem odpowiednio rozgrzany i łatwiej mi się interweniuje.
W 39. minucie po uderzeniu Lukáša Zíba zaliczyłeś dość odważną interwencję, bo odbiłeś krążek maską.
– Znam się zLukášem bardzo dobrze, bo przez dwa lata wspólnie graliśmy w Libercu. Dysponuje potężnym strzałem, po którym kości rywali, jak i kolegów z zespołu są wystawione na wielką próbę. Na szczęście mam dobry kask, który zamortyzował to uderzenie. Wszystko jest w porządku.
Trzeba jednak też przyznać, że gdybyście zdobyli czwartego gola, to na pewno uniknęlibyście nerwowej końcówki. Stworzyliście kilka dogodnych sytuacji.
– Owszem, ale zgodzisz się, że hokej byłby trochę nudny, gdyby większość strzałów trafiała do sieci. Poza tym trzeba oddać, że ze świetnej strony zaprezentował się rezerwowy bramkarz „Pasów” Michael Łuba. Kilka razy znakomicie interweniował, pokazał, że potrafi dobrze grać kijem. A nie muszę chyba nadmieniać, że wszedł do gry w bardzo trudnym momencie.
Przed Wami końska dawka meczów. Tylko w styczniu rozegracie ich jeszcze dziewięć.
– Ja się bardzo z tego cieszę, bo w listopadzie i grudniu można było zardzewieć. Zresztą gramy dla kibiców i z tego, co wiem, brakowało im ligowych emocji.
Kolejny spotkanie już jutro. Waszym rywalem będzie JKH GKS Jastrzębie, który na własnym lodzie pokonał po dogrywce tyszan.
– Nie da się ukryć, że będzie to bardzo trudny mecz. Jastrzębianie prezentują naprawdę dobry hokej i musimy grać niezwykle uważnie. Są też świetni w defensywie. Musimy podejść do tej konfrontacji tak, jak do starcia z Cracovią. Początek tego spotkania będzie niezwykle ważny.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze