Hokej.net Logo

Bramkarska klątwa „Pasów”? Golkiper potrzebny od zaraz

Rafał Radziszewski - legenda Comarch Cracovii.
Rafał Radziszewski - legenda Comarch Cracovii.

Comarch Cracovia po zakończeniu kariery przez wieloletniego bramkarza Rafała Radziszewskiego nie ma szczęścia do zawodników na tej pozycji. Różne, często pozasportowe okoliczności, sprawiają, że żaden z nich nie może na dłużej zagrzać miejsca w ekipie 12-krotnych mistrzów Polski. Czy można zatem mówić już o pewnego rodzaju klątwie pod Wawelem?

 

Rafał Radziszewski przez lata był prawdziwą ostoją w bramce Comarch Cracovii, zapewniając drużynie spokój między słupkami i stabilizację na tej newralgicznej pozycji, od której w głównej mierze zależy przecież sukces i końcowy wynik. 

Nie bez kozery uważa się, iż budowę drużyny rozpoczyna się właśnie od obsadzenia bramki, a solidny golkiper stanowi dziewięćdziesiąt procent mistrzowskiego teamu. Z biegiem lat wiadomym było jednak, że popularny „Radzik” wiecznie młody nie będzie i przyjdzie pora na zmianę warty. I tak po dość nieudanym sezonie 2017/18, kiedy to broniące tytułu „Pasy” zakończyły rozgrywki na czwartym miejscu, drogi klubu i doświadczonego golkipera rozeszły się w nie do końca sportowych okolicznościach. 

W drużynie pozostało dwóch stosunkowo młodych golkiperów: Robert Kowalówka oraz Michael Łuba i kibice zastanawiali się czy trener Rudolf Roháček zdecyduje się zaryzykować i powierzy miano „nominalnej” jedynki, któremuś z wymienionej dwójki. I rzeczywiście z początkiem sezonu miejsce w bramce zajął Kanadyjczyk z polskimi korzeniami, jednak wiadomym było, że rozpoczynający dopiero wielką karierę bramkarz z Montrealu nie będzie w stanie udźwignąć tej odpowiedzialności i potrzebny jest zawodnik, który da drużynie odpowiednią jakość. 

Wybór padł na 36-letniego Jasona Bacashihuę, którego hokejowe CV mogło robić wrażenie: 1 runda draftu NHL 2001, gra w barwach St. Louis Blues, Colorado Avalanche, Philadelphia Flyers czy w reprezentacji USA przemawiały do wyobraźni kibiców spod Wawelu. Niestety po początkowych dobrych występów popularny „Cash” zdecydowanie obniżył loty, a na jaw wyszedł brak odpowiedniego przygotowania do sezonu. W efekcie tego sympatyczny Amerykanin szybko spakował sprzęt i opuścił Kraków, w kuluarach przyznając, iż sam nie spodziewał się, że Polska Hokej Liga będzie aż tak wymagająca. 

Włodarze 12-krotnych mistrzów Polski znaleźli się zatem w punkcie wyjścia, a ich bramki znów strzegł duet Łuba – Kowalówka. Chcąc realnie myśleć o odzyskaniu tytułu mistrzowskiego należało czym prędzej znaleźć bramkarza, który udźwignie ciężar fazy play-off i na dobre zadomowi się w drużynie. Na kilka dni przed zamknięciem okienka transferowego zakontraktowano byłego reprezentanta Czech doświadczonego Miroslava Kopřivę, który prywatnie jest dobrym znajomym legendarnego Jaromíra Jágra. Rosły zawodnik, mający na koncie występy w AHL i KHL oraz wybór w drafcie 2006 roku przez Minnesotę Wild wydawał się wręcz idealnym kandydatem. Doświadczenie, opanowanie i dobre warunki zwiastowały koniec problemów klubu na tej pozycji. I faktycznie popularny „Koper” w pierwszym sezonie sprostał oczekiwaniom zarówno trenerów, jak i kibiców, wymiernie pomagając w wywalczeniu wicemistrzostwa kraju, a jego średnia skutecznych obron wyniosła wtedy 93 procent. Nic zatem dziwnego, że Czech otrzymał propozycję przedłużenia kontraktu, dając nadzieję na stabilizację między słupkami krakowskiej bramki na najbliższe dwa – trzy sezony. Dodatkowo liczono, iż uznany zawodnik będzie wzorem dla młodych golkiperów Cracovii: Łukasza Hebdy oraz wychowanka Jacka Szczepanika, a także konkurentem dla Kowalówki, który awansował na zmiennika po odejściu Łuby. Niestety jak mówi przysłowie: „Im dalej w las, tym więcej drzew” drugi sezon pod Wawelem okazał się dla Kopřivy kompletnym niewypałem. 36-latek popełniał proste błędy, doprowadzając do palpitacji serca zarówno kibiców, jak i trenera Roháčka, czego efektem było odpadnięcie już w ćwierćfinale w play-off z JKH GKS-em Jastrzębie. Na głównego winowajcę tej porażki wskazano właśnie Kopřivę.

Pandemiczny sezon „Pasy” rozpoczęły więc już z nowym golkiperem – 29-letni Czech Michael Petrásek zawitał do Krakowa już podczas letnich przygotowań i przepracował z drużyną cały okres przygotowawczy. Po raz kolejny więc w grodzie Kraka pojawiła się nadzieja, że w końcu problemy z doborem bramkarza zostały zażegnane. Niestety rzeczywistość szybko wszystko zweryfikowała. Petrásek nie dość, że popełniał błędy, to jeszcze zmagał się z urazami i nie było mu po drodze z trenerem Roháčkiem. Obie strony rozstały się więc bez żalu, jednak po raz wtóry historia zatoczyła koło i działacze zostali zmuszeni do poszukiwań zawodnika na tę pozycję. 

Tym razem jednak zmieniono zupełnie kierunek i pod koniec stycznia zakontraktowano 28-letniego Rosjanina Dienisa Pieriewozczikowa. Ten wybór był sporą niewiadomą, ale wychowanek Ak Bars Kazań szybko zaaklimatyzował się w Krakowie i dał zespołowi dawno oczekiwaną jakość. Mimo osobistej tragedii (śmierć ojca) Rosjanin powrócił do drużyny w finale play-off i wydatnie pomógł jej w wywalczeniu srebrnego medalu mistrzostw Polski. W sezonie 2021/22 Pieriewozczikow wzniósł się na wyżyny swych umiejętności, a jego występ w finale Pucharu Polski, okraszony czystym kontem, był prawdziwym popisem bramkarskiego kunsztu. Golkiper był również współautorem największego sukcesu klubowego hokeja w Polsce, a więc zdobycia Pucharu Kontynentalnego w duńskim Aalborgu. Dodajmy do tego jeszcze, że krakowianie w końcu mogli poszczycić się doskonałym duetem bramkarskim, bowiem David Zabolotny nie ustępował formą Rosjaninowi i wszystko zwiastowało, iż problemy raz na zawsze zostały zażegnane. 

Niestety, życie po raz kolejny sprawiło niemiłą niespodziankę, a inwazja militarna na Ukrainę, sprawiła że każdy zawodnik z Rosji otrzymał w naszej lidze status persona non grata. Niektóre kluby z bólem serca dziękowały za występy swoim graczom. Cracovia w takim samym tonie była zmuszona pożegnać się z Pieriewozczikowem.

Przed nowym sezonem krakowianie znowu zmuszeni zostali do poszukiwań bramkarza, a wszystko wskazuje na to, że koszulkę w biało-czerwone pasy założy tym razem były reprezentacyjny golkiper Słowenii Rok Stojanovič. Mierzący 197 centymetrów hokeista grał wcześniej między innymi we Francji oraz Wielkiej Brytanii i ma pomóc drużynie w walce w Hokejowej Lidze Mistrzów oraz w odzyskaniu po latach mistrzowskiego tytułu. 

Czy nowy nabytek „Pasów” przełamie klątwę bramkarzy w najstarszym klubie sportowym w Polsce i odnajdzie się w drużynie dowodzonej przez trenera Rudolfa Roháčka? To pytanie z pewnością zadają sobie wszyscy kibice ekipy z Siedleckiego 7, wierząc, że każda – nawet najgorsza passa – musi w końcu dobiec końca. I w końcu Rafał Radziszewski doczeka się pełnowartościowego i stałego następcy.

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 1

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
Lista komentarzy
  • PanFan1
    2022-07-05 22:28:40

    Ja wiem o będącym w formie (jak sam twierdzi) i na głodzie gry oraz sukcesów, bramkarzu, którego nazwisko jest sprawdzoną firmą na wielu lodowych taflach, zakontraktujcie Przemka Odrobnego 😉

© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe