Grzegorz Klich: Wzmocnienie Sanoka w postaci Johana Lorraine'a zrobiło swoje
Zagłębie Sosnowiec przegrało po raz drugi w tym sezonie na sanockiej Arenie. Tym razem 2:4. – Myślę, że o tym, że przegraliśmy zadecydowała kara pięciu minut przy wyniku 2:1 – zaznaczył Grzegorz Klich, trener sosnowiczan, który był też pod wrażeniem postawy Johana Lorraine'a.
HOKEJ.NET: – Rozmawiamy zaraz po meczu, a ja zapytam, jak wyglądało to spotkanie z perspektywy trenera Zagłębia?
Grzegorz Klich, trener Zagłębia Sosnowiec: – Jestem zdania, że dziś, pomimo tego, że byliśmy osłabieni, mogliśmy wygrać. Nie grało trzech podstawowych zawodników, nie udało nam się też zatwierdzić Motlocha. Mecz był w miarę wyrównany. Myślę, że o tym, że przegraliśmy zadecydowała kara pięciu minut przy wyniku 2:1. Uważam, że byliśmy tu jeszcze w stanie doprowadzić do wyrównania, ale dostaliśmy trzecią bramkę.
Jeszcze trochę powalczyliśmy, zdobyliśmy bramkę kontaktową, potem nastąpiło niefortunne zagranie naszego zawodnika w środek, przejęcie przez zawodników z Sanoka, gdy Patryk już praktycznie zjeżdżał do zmiany... kuriozalny troszkę gol. I było po meczu. Bilans bezpośrednich spotkań mamy 2:1, kolejny mecz w Sosnowcu, więc myślę, że trzeba go po prostu wygrać. Na pewno wzmocnienie Sanoka w postaci Johana Lorraine’a zrobiło dziś swoje. Johan zdobył dziś trzy punkty, przy każdym golu miał swój udział. Właśnie takich zawodników trzeba do polskiej ligi, żeby robili różnicę.
Nie planował trener wycofać bramkarza wcześniej, przy wznowieniu?
– Nie, chcieliśmy go ściągnąć przy wygranym buliku, ale bulik przegraliśmy. Gdybyśmy go chcieli ściągnąć od razu, to prawdopodobnie od razu dostalibyśmy bramkę.
Więcej klarownych sytuacji miał chyba Sanok, szczególnie przy stanie 3:1. Wtedy Heikkinen sam miał ze cztery, czy pięć sytuacji, Mäkelä miał okazję sam na sam..
– Przy wyniku 2:1 mecz był wyrównany. Przy 3:1 wiadomo, że trzeba się otworzyć i drużyna nie koncertuje się wtedy na obronie już tak mocno, bo tak naprawdę nie ma niczego do stracenia. Stąd właśnie wzięły się te sytuacje. Do tego momentu nie wydaje mi się, żeby Sanok przeważał.
Ale chyba właśnie brakowało u was tych lepszych sytuacji, nawet w przewadze. Owszem, przewagi były, ale takich setek, żeby Salama musiał sporo się napocić brakowało.
– Tak, mieliśmy przewagę tylko nie ustawiliśmy się w tercji i to był problem. Ale wcześniej, właśnie z przewagi, zdobyliśmy gola, więc nie można mówić, że były one całkiem nieudane.
Mecze pomiędzy dwoma sąsiadami w tabeli zwykle wyglądają tak, że do połowy spotkania jesteśmy świadkami hokejowych szachów. Dopiero później wygrywa ten z przeciwników, który zdobędzie pierwszy gola.
– Każdy się pilnuje, żeby nie stracić tej pierwszej bramki. Na pewno przez to te mecze nie są porywającymi widowiskami - drużyny grają dość schematycznie, trzymają się swoich założeń i dlatego tak to wygląda. Jeżeli jednak daje o sobie znać przewaga którejś z drużyn, to wiadomo, że mecz się wtedy otwiera, bo jedni muszą atakować drugich, żeby gonić wynik…
Cóż, sezon jest długi, chcemy walczyć z Sanokiem o to szóste miejsce, cały czas szukamy wzmocnień, szukamy zawodników, którzy będą wartością dodaną, dadzą coś drużynie, bo ona sama gra nieźle, ale brakuje typowych snajperów, którzy będą potrafili czy to świetnie dograć książek, czy wykończyć akcję. Sanok takie posiłki ściągnął i od razu są tego efekty.
Czy oprócz obrońcy Motlocha, szukacie jeszcze kogoś? Obiło mi się o uszy, że może to być napastnik, który zastąpi Stuchlika?
– Stuchlik jest na testach, chce się pokazać. Umówiliśmy się, że dostanie parę meczów i zdecydujemy o jego przydatności dla drużyny. Na dzień dzisiejszy nie chciałbym mówić, czy on nam będzie potrzebny, czy niepotrzebny, ale fakt, rozglądamy się za innymi zawodnikami.
Myślę, że wszyscy w Polsce wiedzą, że w tym roku rynek jest ogromnie ciężki, z kolei finansowe wymagania hokeistów bardzo wysokie i ciężko jest kogoś ściągnąć. Krążymy wokół tych samych nazwisk, bo my również rozmawialiśmy z jednym z braci Lorraine, ale wybrał ofertę Sanoka, bo pewnie była lepsza. Tych nazwisk w tym roku jest naprawdę mało i trzeba cierpliwie czekać i się wzmacniać. Liga jest taka, że są topowe drużyny, ale można z nimi powalczyć i wydaje mi się, że jeżeli ta dolna połowa tabeli się wzmocni to play-offy mogą być ciekawe.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Komentarze