Nik Zupančič o odejściu z Unii i koronawirusie. "Stwierdziłem, że mam dość"

Nik Zupančič zdradza kulisy swojego odejścia z Re-Plast Unii Oświęcim. Słoweński szkoleniowiec mówi, że jednym z powodów był niedostatecznie poważny stosunek klubu do przypadków koronawirusa w drużynie.
Zupančič, który kilka dni temu ponownie został trenerem drużyny HDD Jesenice w swojej ojczyźnie, między innymi o rozstaniu z Unią opowiedział w wywiadzie dla słoweńskiego portalu Siol.net.
52-letni trener odszedł z Oświęcimia w listopadzie ubiegłego roku, dzień po wyjazdowym meczu z KH Energą Toruń, podczas którego puściły mu nerwy i rzucił w stronę sędziów bidonem oraz workiem z lodem. Mówił wówczas, że ta sytuacja jest jednym z powodów jego odejścia. Z kolei przed rokiem, w wywiadzie dla Siol.net stwierdził, że sędziowie w Polsce są na bardzo niskim poziomie.
Zapytany teraz o związek sędziowania w Polsce i sytuacji w Toruniu z jego dymisją powiedział: - To była tylko kropla, która przelała czarę goryczy. Rzeczywiście sędziowie nie są najwyższej jakości, ale to nie była ich wina. To był raczej wynik tego, że zebrało się więcej rzeczy.
Szczególnie dużo uwagi w wywiadzie słoweński szkoleniowiec poświęcił sprawie koronawirusa, z którym sam się zmagał, a który jego zdaniem nie był w klubie z Oświęcimia dostatecznie poważnie traktowany.
- Zaczęliśmy sezon dobrze, ale później w klubie pojawił się koronawirus, a my nie przeszliśmy żadnych testów - mówi. - Kiedy brakowało trzech zawodników, a po kilku dniach oni wrócili i kolejnych trzech zachorowało z takimi samymi objawami, to wszystko stało się jasne.
Na pytanie czy mimo to w drużynie nie było testów ani izolacji hokeistów Zupančič odpowiada: - Nie, niczego takiego... Dopóki nie dopadło to mnie. Na początku poczułem się trochę słaby, a gdy straciłem węch, stwierdziłem, że mam dość. Zrobiłem sobie test na własny koszt i wynik był pozytywny. Ja zostałem w izolacji, ale liga trwała i nasza drużyna też grała dalej.
Zupančičowi nie podobało się to, że mimo kolejnych zakażeń nie było testów całej drużyny. - Wszystko szło dalej. A na pewno mieliśmy więcej pozytywnych przypadków - mówi. - Koronawirus pojawił się też w innych klubach. Niektóre pauzowały dwa tygodnie, a Unia grała cały czas. To mnie niepokoiło. Ale nie chodzi tylko o koronawirusa. Były też pewne sprawy w życiu prywatnym, więc to się wszystko złożyło razem.
Zapytany o to czy w Polsce generalnie walka z koronawirusem nie była odpowiednio traktowana, słoweński szkoleniowiec odpowiada: - Kiedy jeszcze tam byłem, mieli około 20 tysięcy potwierdzonych przypadków dziennie, ale musimy wiedzieć, że jest tam 38 milionów ludzi. Z drugiem strony słyszałem, że te 20 tysięcy było z 70 tysięcy wykonanych testów, więc widzimy, że ten odsetek był dość wysoki.
Polska według oficjalnych statystyk ma obecnie 1 979 covidowych zgonów w przeliczeniu na milion mieszkańców i jest pod tym względem na 9. miejscu w Unii Europejskiej. Słowenia ma 2 122 zgony na milion mieszkańców i zajmuje w UE 6. miejsce. Zdaniem Zupančiča jednak, polska mentalność sprawiła, że niektóre restrykcje w walce z pandemią nie były przestrzegane.
- Te ograniczenia były podobne do naszych. W sklepach były obowiązkowe maski, ale nie było wtedy lockdownu. Zresztą Polacy traktują rzeczy trochę inaczej i jako naród niektórych restrykcji nie brali za bardzo pod uwagę - mówi.
Zupančič ma za to pozytywną opinię o potencjale PHL i wskazuje, w czym jest lepsza od Alpejskiej Ligi Hokejowej, w której występuje jego nowy-stary zespół z Jesenic.
- (Polska) liga absolutnie ma potencjał - przekonuje. - Mówimy o profesjonalnym podejściu, o męskiej lidze, w której grają silni fizycznie hokeiści. Pod tym względem na pewno wyprzedza Ligę Alpejską. Liga nie jest zła, w końcu jest w niej wielu obcokrajowców. Jeśli popatrzymy na reprezentację i na kluby, to w Polsce z powodu zagranicznych zawodników lepszy hokej gra się w klubach. Na przykład Cracovia kończyła sezon z 19 obcokrajowcami, właściwie z całą drużyną z nich złożoną.
Mimo pozytywnej oceny, Słoweniec do polskiej ekstraklasy przynajmniej na razie nie wróci. Gdyby chciał to zrobić, musiałby najpierw odcierpieć 10 meczów zawieszenia, jakie nałożyła na niego za incydent w Toruniu komisarz PHL Marta Zawadzka. - W Polsce cały czas mam te 10 meczów zawieszenia, bo nie chcą tego wycofać i to na przykład też jest jeden z powodów, dla których nie wróciłem - mówi.
Zupančič dodał, że nie ma pretensji do sędziego Bartosza Kaczmarka, z którym kłócił się podczas meczu w Toruniu, podczas którego doszło do feralnej sytuacji. - Ten sędzia nie był niczemu winny. Mówiłem to zresztą od razu - tłumaczy. - Ale jestem takim człowiekiem, że jeśli popełnię jakiś błąd, a popełniłem ich sporo, to zawsze biorę za to odpowiedzialność.
Komentarze