O wygranej z Vienną Capitals w rozgrywkach Hokejowej Ligi Mistrzów, szczególnym prezencie urodzinowym dla żony i poziomie polskiego hokeja rozmawialiśmy z Peterem Novajovským, obrońcą GKS-u Tychy.
HOKEJ.NET: – Wygrywacie na własnym lodzie z wicemistrzem Austrii i poprawiacie punktowy wynik z zeszłego roku.
– To bardzo nas cieszy. Zwycięstwo 4:2 na własnym lodzie z Vienną Capitals to naprawdę dobry rezultat. Jestem szczęśliwy, że udało mi się w tym meczu strzelić bramkę, bo moja żona obchodziła urodziny. Powiedziała mi wprost: jak nie strzelisz gola, to nie masz po co wracać do domu. Jestem więc niesamowicie zadowolony, że miałem gdzie spać (śmiech).
Były w tym meczu momenty, w których rywal Was zamykał. Potrafiliście jednak wyprowadzać zabójcze kontry.
– Ekipa z Wiednia ma bardzo szybkich zawodników, ale muszę przyznać, że byliśmy na lodzie prawdziwą drużyną. Każdy wykonywał swoje obowiązki i widać to po wyniku.
Gra w przewadze też mogła się dzisiaj podobać. Dwie bramki w ciągu 72 sekund mówią same za siebie.
– Oczywiście. Graliśmy prosto, oddawaliśmy dużo strzałów, czyli tak, jak ćwiczyliśmy na treningach. Jesteśmy zadowoleni.
Te bramki były przełomowe?
– Zgadza się. Jeśli masz przewagę czterominutową i zdobywasz w niej dwie bramki, to dostajesz ogromny zastrzyk pewności siebie. To taki pozytywny kop dla drużyny, która zdobywa te gole. Rywale oczywiście czują się znacznie gorzej, ale taki jest hokej.
Nie da się ukryć, że polskie drużyny na arenie międzynarodowej radzi sobie coraz lepiej. Wy wygrywacie z wicemistrzem Austrii, w Pucharze Wyszehradzkim dobrze radzą sobie JKH GKS Jastrzębie, który pokonał wicemistrza Słowacji i mistrza Węgier, a także GKS Katowice i Podhale Nowy Targ.
– Bardzo dobrze, że tak się dzieje. Widać, że polski hokej idzie do przodu. Podhale, JKH czy Katowice mają wielu dobrych zawodników, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Nie grają oni w trzeciej czy czwartej piątce, ale w dwóch kluczowych. Ba, mają naprawdę dobre wyniki i statystyki.
Może na Słowacji mówią, że w polski hokej nie jest obecnie najlepszy. Ale gdy przyjeżdżaliśmy na mecze i graliśmy ze słowackimi zespołami jak równy z równym, to wielu moich rodaków zmieniło zdanie na ten temat.
Pogdybajmy. Jeśli GKS Tychy, wzorem węgierskich drużyn, miałby występować w słowackiej ekstralidze, to o które miejsce mógłby powalczyć?
– Pod względem finansowym bylibyśmy wysoko, bo na Słowacji ciężko o taką wypłatę, jak w Polsce. Jeśli chodzi o aspekt sportowy, to wydaje mi się, że moglibyśmy walczyć o czwarte lub piąte miejsce. Na turnieju w Zwoleniu pokonaliśmy ekipę z Nowych Zamków, dobrze rywalizowaliśmy z HKm Zwoleń, ale nie daliśmy rady mistrzowskiej ekipie z Bańskiej Bystrzycy, w której aż roiło się od graczy z Kanady. Wydaje mi się, że po zapoznaniu się z tamtym stylem, powalczylibyśmy z każdym.
Wydaje mi się, że znacznie lepiej prezentujecie się na tle silniejszych drużyn.
– I ja mam podobne zdanie. Starcia z silniejszymi kadrowo zespołami bardzo nam pasują. Jak się uczyć, to tylko od lepszych.
Przyznam szczerze, że po meczach w Hokejowej Lidze Mistrzów trudno nam zmotywować się na spotkania w Polskiej Hokej Lidze. Niemniej musimy grać nasz hokej, utrzymywać wysoki poziom i wtedy wszystko będzie dobrze.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Czytaj także: