Do końca lat 60 organiści byli dodatkowym zawodnikiem drużyny gości, którzy swoją grą ze swadą reagowali na to, co dzieje się na lodzie, nadawali hokejowym meczom kolorytu i byli nie mniejszymi ulubieńcami kibiców niż sami sportowcy. Kluby, które powstały i dołączyły do NHL już po organowej eksplozji również dbały o to, by w ich arenach rozbrzmiewały znane wszystkim kibicom melodie i dźwięki. Powoli jednak coś zaczynało się zmieniać.