Andrej Husau: "Na Białorusi nie byłem nikomu potrzebny"
- Na Białorusi nie byłem nikomu potrzebny. Zadzwonili z Polski, więc nie było sensu się zastanawiać - mówi Andrej Husau, o podjęciu pracy w Podhalu Nowy Targ. Białoruski trener zdaje sobie jednak sprawę z kłopotów klubu.
Jak informowaliśmy wczoraj, białoruski szkoleniowiec wraca do PHL, by poprowadzić "Szarotki". Husau w styczniu pożegnał się z drużyną GKS-u Tychy i wrócił do swojej ojczyzny. W wywiadzie dla oficjalnej strony internetowej Federacji Hokeja Białorusimówi jednak, że nie było zainteresowania jego usługami ze strony miejscowych klubów.
- Na Białorusi nie byłem nikomu potrzebny. Zadzwonili z Polski, więc nie było sensu się długo zastanawiać i czekać z odpowiedzią - tłumaczy. - Chociaż wiem, że sytuacja finansowa i kadrowa klubu jest złożona. Ale jadę pracować. Bezczynne siedzenie nie jest czymś przyjemnym.
50-letni szkoleniowiec swoją pracę ma rozpocząć od 1 sierpnia. - Mam kontrakt od 1 i wtedy zobaczymy, co i jak. Na razie sytuacja w Europie i na całym świecie jest skomplikowana przez koronawirusa. Zobaczymy, jakie będzie finansowanie klubu i kogo będziemy w stanie ściągnąć. Kompletowanie kadry to jest teraz kluczowa sprawa - mówi.
Husau tłumaczy, że pracą nad tworzeniem składu zajmie się dopiero po przyjeździe do Polski. - Jak tylko dostanę wizę, to tam pojadę i zobaczę, jaka jest sytuacja z polskimi zawodnikami. Porozmawiam też z działaczami, żeby dowiedzieć się na ilu obcokrajowców liczą w następnym sezonie - mówi. - Teraz jeszcze zbyt wiele nie wiem. Dopiero wczoraj przesłali mi dokumenty i je podpisałem.
Trener, który poprowadził GKS Tychy do dwóch tytułów mistrzowskich uważnie śledził w ostatnim czasie doniesienia z Polski, choć te z Nowego Targu nie były liczne, a gdy już się pojawiały, to raczej niepokojące. - Z tego co wiem, to tylko kilku polskich zawodników ma ważne kontrakty, a wszyscy zagraniczni wyjechali. Jakieś 2 tygodnie temu polskie media pisały, że Podhale może przestać istnieć z powodu problemów finansowych. Dlatego trudno mi powiedzieć w tej chwili, czego się dowiem - jakie w klubie stawiają cele i zadania - mówi Husau.
Dla białoruskiego szkoleniowca podjęcie pracy w Podhalu to podróż sentymentalna. Z pobytu w Nowym Targu w roli zawodnika ma bardzo dobre wspomnienia. - 3 lata i 3 mistrzostwa - wspomina. - Wtedy w Podhalu grali też inni Białorusini: Andrej Pryma, Juryj Fajkou, Wiktar Karaczun, Alaksandr Alaksiejeu. To nie jest dla mnie obce miasto. Znam trochę ludzi, region i zwyczaje.
- Poza tym gdy prowadziłem GKS Tychy, to 2 razy z rzędu graliśmy w play-offach z Podhalem. Tam zawsze był silny skład. Za kadencji Tomka Valtonena byli dobrzy Finowie o dużych umiejętnościach, ostatnio przy kanadyjskim trenerze byli zawodnicy zza Oceanu, a wcześniej Andriej Parfionow i Aleksandrs Beļavskis sprowadzali chłopaków z Rosji.
Husau w lutym w jednym z wywiadów w swojej ojczyźnie mówił, że ze względu na barierę językową podjąć pracę może raczej tylko na Białorusi, w Rosji lub w Polsce. - Nie mam kryteriów geograficznych, ale niestety nie znam angielskiego. Córka zawsze miała do mnie pretensje, że się nie uczę, ale w moim wieku już trudno się nauczyć obcego języka - mówił.
Ale zainteresowania usługami szkoleniowca, który zdobył 2 mistrzowskie nie tylko w Polsce, ale także w swojej ojczyźnie, nie było. - Przez te pół roku od kiedy odszedłem z Tychów nikt z Białorusi nawet nie zadzwonił - mówi. - Dostałem jedynie propozycję pracy z dziećmi w olimpijskim kompleksie Raubiczy i za to jestem wdzięczny.
Komentarze