GKS Tychy pokonał wczoraj po dogrywce PGE Orlika Opole 4:3. Nie byłoby tego zwycięstwa, gdyby nie złoty gol Bartłomieja Pociechy.
24-letni defensor dostał podanie od Miroslava Zatki i w sytuacji sam na sam z Johnem Murrayem zachował się jak rasowy napastnik. Wyczekał golkipera Orlika, a następnie uderzył pod poprzeczkę.
– Piątek trzynastego nie był dla nas w pełni szczęśliwy. Po dwóch tercjach prowadziliśmy z opolanami 3:1, ale w trzeciej tercji straciliśmy prowadzenie. To nie powinno nam się przydarzyć – kręcił głową Bartłomiej Pociecha.
Był to efekt zarówno braku koncentracji, jak i łapanych kar. Gdy na ławce kar odpoczywał Marcin Kolusz, kontaktowego gola zdobył Mateusz Sordon, który po podaniu Michaela Cichego popisał się pięknym uderzeniem bez przyjęcia. Później tyszanie popełnili błąd przy zmianie i znów musieli się bronić. Sprawy w swoje ręce wziął „Cichy zabójca”, który z bulika wypalił w okienko. Dla reprezentanta Polski był to już 25. gol w tym sezonie.
– Staraliśmy się rozstrzygnąć ten mecz w regulaminowym czasie gry. Mieliśmy jednak problem z pokonaniem Johna Murraya, bramkarza Orlika, który bronił bardzo dobrze. Biliśmy głową w mur – zaznaczył Pociecha.
Jutro tyszan czekać będzie cięższe zadanie, wszak na własnym lodzie podejmą Comarch Cracovię. Będzie to starcie obecnego lidera z wiceliderem rozgrywek, a zarazem wicemistrza z mistrzem.
– Chcemy wygrać każdy kolejny mecz i przystąpić do fazy play-off z pierwszego miejsca. Pozwoli nam to rozegrać więcej meczów u siebie, a to niezwykle ważne – zaznaczył defensor trójkolorowych.
Czytaj także: