Było blisko tragedii. Koszmarna kontuzja bramkarza
O krok od tragedii na lodzie był bramkarz reprezentacji Słowacji, któremu rywal podczas meczu przypadkowo rozciął szyję łyżwą. Spotkanie nie zostało dokończone, a zawodnik dziś w nocy musiał przejść operację.
Do niebezpiecznego zdarzenia doszło podczas wczorajszego towarzyskiego spotkania czeskich drużyn HK Hradec Králové i HC Ołomuniec. W 53. minucie w podbramkowym zderzeniu łyżwa doświadczonego napastnika drużyny z Hradca Petra Koukala trafiła w szyję bramkarza rywali Branislava Konráda.
Konrád szybko zjechał do boksu, gdzie upadł. Klubowy lekarz natychmiast udzielił mu pierwszej pomocy, a później zawodnik został przewieziony do szpitala. Po rozmowach między kapitanami obu drużyn uznano, że mecz nie będzie kontynuowany.
Na szczęście już w szpitalu okazało się, że życiu 33-letniego bramkarza nie zagraża niebezpieczeństwo. W nocy musiał jednak przejść operację.
- Branislav Konrád przeszedł w nocy udaną operację, a jego stan się stabilizuje - poinformował na Twitterze klub z Ołomuńca. - Doznał głębokiej rany ciętej, ale na szczęście żadna żyła ani tętnica nie została uszkodzona. Prosimy wszystkich dziennikarzy i opinię publiczną o uszanowanie jego prywatności.
Konrád w ubiegłym tygodniu wywalczył z reprezentacją Słowacji awans na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. To on stał w bramce swojej drużyny narodowej we wszystkich meczach turnieju kwalifikacyjnego w Bratysławie, w tym również w wygranym 5:1 starciu z Polską. Już od 6 lat jest zawodnikiem HC Ołomuniec. Teraz po koszmarnej kontuzji czeka go dłuższa przerwa w grze, ale wszyscy zdają sobie sprawę, że sytuacja mogła się skończyć znacznie gorzej.
- Wszyscy mieliśmy szczęście - powiedział w rozmowie z portalem iSport.cz trener drużyny z Ołomuńca Zdeněk Moták, który przyznał, że tej nocy nie mógł spać, a żeby zasnąć potrzebował napić się alkoholu. Dodał, że w całej sytuacji nie było winy Koukala. - To nie było umyślne, zdarzyło się w walce - powiedział.
Podczas meczu przed halą nie było karetki, bo w trakcie sparingów nie ma takiego obowiązku. Szef czeskiej ekstraklasy Josef Řezníček twierdzi jednak, że pogotowie przyjechało już po dwóch minutach od wezwania.
Nie wiadomo jeszcze dokładnie, jak długo Konrád nie będzie mógł grać. - Nie mamy pojęcia, kiedy "Bran" będzie mógł wrócić - mówi Moták. - To jest ciągle nowa, świeża sprawa. Musimy pomyśleć o możliwościach i alternatywach. Jest to dla nas komplikacja i wielka sportowa strata.
Komentarze