Nie milkną echa wczorajszego zwycięstwa reprezentacji Polski nad Kazachstanem 3:2. Ten triumf dał naszym zawodnikom przepustkę do kolejnej fazy kwalifikacji olimpijskich, które zostaną rozegrane pod koniec sierpnia na Słowacji. – Na pewno nie będziemy faworytem i wszystkie mecze będą trudne, ale dopóki krążek jest w grze, to wszystko jest możliwe – zaznaczył Bartosz Ciura, defensor „Orłów”.
HOKEJ.NET: – Za Wami wielki mecz i niezwykle ważne zwycięstwo. Emocje chyba jeszcze nie opadły?
Bartosz Ciura, defensor reprezentacji Polski: – Z pewnością tak, przecież Kazachstan to bardzo dobra drużyna z wieloma uznanymi zawodnikami. Jak się jednak okazało, nazwiska nie grają. Pokazaliśmy, że liczy się serce i zaangażowanie.
Rywale oddali na naszą bramkę mnóstwo strzałów. Czy spodziewaliście się takiej gry i czy trener uczulał was, że tak należy grać, by nie pozwolić się przeciwnikowi rozpędzić?
– Tak, byliśmy na to przygotowani, bo wiedzieliśmy, że jeśli tylko zostawimy im trochę przestrzeni to potrafią zrobić z krążkiem niesamowite rzeczy. Umówiliśmy się przed meczem, by blokować jak najwięcej strzałów i pomóc Johnowi w ich obronie. Chwała dla niego, ponieważ zatrzymał mnóstwo uderzeń i to w dużej mierze przyczyniło się do wygranej. Dopisało też nam szczęście, bo rywale mieli kilka słupków i poprzeczek, ale jak to się mówi szczęście sprzyja lepszym i bardzo się z tego cieszymy,
W swojej karierze rozegrałeś już takie spotkanie, że rywal pod względem strzałów tak zdominował mecz?
– Szczerze mówiąc to nie. Takiego meczu jeszcze chyba nie grałem, że zarówno obrońcy, jak i napastnicy brali te strzały na siebie. Bardzo się cieszymy, gdyż każdy dał z siebie wszystko. Jak wiadomo, nie zawsze się udaje zatrzymać aż tyle prób drużyny przeciwnej.
To na pewno niebywały sukces. Weźmy pod uwagę, że w ekipie Kazachstanu aż 18 zawodników na co dzień występuje w KHL, a dodatkowo wspierają ich gracze z przeszłością w NHL…
– Tak, masz rację. Wiedzieliśmy, że będzie to ciężkie spotkanie, ale tak jak mówiłem szczęście było po naszej stronie. Kazachstan miał tych strzałów o wiele więcej, jednak to nam udało się wyprowadzić kilka skutecznych kontr i zdobyć o jednego gola więcej.
Moja bramka była tak naprawdę przypadkowa, ale liczy się to, co wpadło do siatki. Reasumując, był to niesamowity mecz i zostawiliśmy na lodzie sporo zdrowia. Graliśmy na sześciu defensorów, jednak daliśmy radę.
To zwycięstwo będzie bodźcem dla naszej dyscypliny? Czy w końcu czołowe media poświęcą temu tematowi choć odrobinę miejsca?
– Bardzo nam zależy na promocji hokeja i liczymy, że wynik z taką drużyną pójdzie w świat i sprawi, że o hokeju będzie nieco głośniej niż ma to miejsce na co dzień. Osobiście uważam, że ta dyscyplina jest piękna, ale w Polsce nieco zaniedbana i traktowana po macoszemu. Z pewnością my, zawodnicy, zasługujemy teraz na chwilę odpoczynku, ponieważ ten mecz kosztował nas mnóstwo sił. Mogę jednak przyznać, że jeszcze czegoś takiego w swojej karierze nie przeżyłem.
Przed nami liga, ale już chyba myślicie, z kim zmierzymy się w decydującym turnieju o awans do Igrzysk Olimpijskich. Czy wierzycie w to, że można sprawić sensację i po blisko 30 latach zagrać na zimowej olimpiadzie?
– Na chwilę obecną nie myślimy o tym. Na gorąco po meczu cieszymy się ze zwycięstwa, a czas na przemyślenia przyjdzie później. Na pewno nie będziemy faworytem i wszystkie mecze będą trudne, ale dopóki krążek jest w grze, to wszystko jest możliwe. Mogę zapewnić, że zagramy z pełnym zaangażowaniem i będziemy realizować założenia taktyczne, na które się umówiliśmy. Każdy będzie robił to, co do niego należy, a wtedy wszystko będzie mogło się zdarzyć…
Rozmawiał: Sebastian Królicki.
Korespondencja z Kazachstanu.
Czytaj także: