Po zakończeniu mistrzostw świata w hokeju na lodzie dywizji IA, w których Polska zajęła piąte miejsce, HOKEJ.NET rozmawia z Mirosławem Minkiną - prezesem Polskiego Związku Hokeja na Lodzie.
Panie prezesie, podsumujmy turniej mistrzostw świata. Zajęliśmy piąte miejsce, dwa zwycięstwa, trzy porażki. Na pewno apetyt rósł po dwóch meczach. Jednak z tymi czołowymi drużynami tej grupy trochę przyszła weryfikacja. Byli lepsi?
- No byli lepsi. Po dwóch meczach praktycznie zapewniliśmy sobie utrzymanie i to był ten plan minimum. Więc jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Trzeba być zadowolonym z tego, że mamy pewne utrzymanie. Jeżeli chodzi o apetyty, no to mieliśmy je zdecydowanie większe. Bo wszystkie drużyny - Włosi, Ukraińcy, Wielka Brytania - były w naszym zasięgu.
Czego brakło?
- Myślę, że duży wpływ miało to, że pięciu, sześciu zawodników, którzy mogli w tej kadrze być, takich jak Fraszko, Wałęga, Grzegorz Pasiut-Wronka czy nawet powiedzmy Aron Chmielewski, to jest ta wartość, którą jeszcze gdzieś tam w tyle mamy. Niestety z różnych przyczyn ci zawodnicy na tym turnieju nie zagrali i to było widać. Bo dzisiaj oddajemy mnóstwo strzałów, a nie potrafimy nic strzelić. Optycznie mamy przewagę, przegrywamy 3:0, więc to jest do poprawy. Ale no nie ma co załamywać rąk, no stan polskiego hokeja jest taki jaki jest.
Ja nie chciałbym się tak totalnie usprawiedliwiać. Natomiast w przyszłym roku z dużym prawdopodobieństwem mistrzostwa świata będą w Polsce?
- Z dużą dozą prawdopodobieństwa, praktycznie z pewnością mistrzostwa świata będą w Polsce. Z tego co planujemy, zgłaszamy miasto Sosnowiec, bo mamy najładniejszy obiekt, co by o tym nie mówić. Praktycznie nie mamy konkurentów, więc na najbliższym kongresie ta decyzja zapadnie. Za rok ta kadra jest też w fazie przebudowy. Widać, że jest tu mnóstwo debiutantów, więc na pewno to doświadczenie powinno za rok procentować. Musimy się uzbroić w cierpliwość, dalej ufać w to, że pójdą do przodu.
Co pana pociesza w kontekście młodych zawodników?
- Pocieszające jest myślę to, co słyszałem, co mówił pan Andrzej Tkacz o tych zawodnikach, którzy nie grali. Od przyszłego roku proszę zwrócić uwagę, że ma być ośmiu w wyjściowym składzie polskich zawodników. W ciągu dwóch lat ma dojść do 10, więc to też spowoduje, że tych Polaków powinno stopniowo coraz więcej w naszych zespołach ligowych grać.
Wspomniał pan o organizacji w Sosnowcu. A czy jest temat większych hal, żeby w tak dużych arenach zagościły drużyny hokejowe?
- Zna mnie pan dobrze, pan wie, że przede wszystkim to zabiegam o to, żeby na tych dużych arenach grać. Natomiast ryzyko, które by musiał dzisiaj związek przy tej trudnej sytuacji podjąć, jest zbyt wielkie. Koszt wynajęcia, zbudowania całej infrastruktury w Gliwicach to jest gdzieś około 2 milionów złotych. My wchodzimy na Sosnowiec, gdzie lodowisko jest gotowe. Nie ma tych nakładów, które trzeba ponieść. My nie mamy sponsora. Jeżeli bym dzisiaj miał kogoś, to wyłożyła 3 miliony, pojedziemy do Krakowa lub idziemy do Gliwic. Natomiast w tej sytuacji ja nie mogę podjąć ryzyka, gdzie nie mając finansowania podejmę i znowu się to skończy bankswem.
Jak wygląda wsparcie reprezentacji Polski ze strony państwa?
- Ministerstwo - nie można złego słowa powiedzieć na ministerstwo, bo ministerstwo od kilku ostatnich lat bardzo nam sprzyja. Dzisiaj te środki, które otrzymujemy, to w kadrze nie brakuje przysłowiowego guzika. Wszystko jest na najwyższym poziomie zabezpieczone. Problem był taki, że ministerstwo na przykład nie wyłoży 2 milionów złotych, żeby to robić w Tauron Arenie, bo na to nie ma środków.
Wspomniał pan również o stypendiach dla zawodników...
- Zawodnicy trzeci raz z rzędu będą mieli stypendia. Ministerstwo praktycznie zagwarantowało, że po tych mistrzostwach, kiedy już wiemy ile osób - bo to jest około 31 czy 32 zawodników - to te środki będą. To są dla nich ważne środki, bo to jest w ciągu roku gdzieś około 36 000 na zawodnika. Oni te środki otrzymywali 2 lata temu, cały zeszły rok i w tym roku też są przyobiecane.
Wspomniał prezes, że plan minimum został wykonany. Jak to w kolejnych miesiącach może wyglądać, jeśli chodzi o decyzje co do sztabu szkoleniowego?
- Ja na dzisiaj na gorąco nie odpowiem. Moje zdanie w tym momencie jest jak gdyby gdzieś tam którejś z kolei. Bardziej to jest kwestia rozmów z tymi członkami zarządu, którzy są byłymi hokeistami - mam tutaj na myśli Tomka Jaworskiego, Adama Frasa, Zdzisława Zarębę czy Tomka Cieślińskiego. To są byli hokeiści i przede wszystkim szefa szkolenia Tomka Demkowicza. Na pewno się będziemy spotykać. Chcemy na spokojnie do tego tematu podejść. Jest jeszcze kilka rozdań na nowy sezon. 18-latka nam awansowała, pan Gusow teraz przechodzi do Bytomia, więc my na spokojnie w najbliższych tygodniach będziemy siadać, rozmawiać.
Czy jest pan zadowolony ze współpracy z trenerem Robertem Kalaberem?
- Pan Robert Kalaber wykonał gigantyczną pracę. To jest awans z trzeciej dywizji. Po tym momencie, kiedy byliśmy skazani na przerwę w wyniku covidu, zrobił awans w Tychach, zrobił awans w Nottingham. Myślę, że reprezentacja dla oka grała bardzo dobrze po takiej długiej przerwie 22 lat. Brakło trzech punktów znowu. Nie przegraliśmy jednego meczu. Wygrana z Kazachstanem czy Francją - byliśmy dalej w elicie. Ten turniej - pierwsze dwa mecze, plan zrealizowany. Później czegoś brakło. Na pewno będzie głęboka analiza, natomiast pan trener Kalaber dalej ma duże zaufanie w władzach związku.
Czytaj także: