– Nie będę owijał w bawełnę - nie byliśmy zadowoleni z naszej gry w minionym sezonie. Kilku zawodników sądziło, że można do Jastrzębia przyjść tylko po to, aby "przetrwać" rozgrywki – podkreślił Róbert Kaláber, który w rozmowie z oficjalnym serwisem internetowym JKH GKS-u Jastrzębie opowiedział o rewolucji w klubie z alei Jana Pawła II oraz o nowych twarzach w zespole.
Rozpoczyna pan jedenasty sezon w JKH GKS Jastrzębie. Rudolfa Roháčka nie ma już w polskiej lidze, a zatem czy... jego rekord można uważać za zagrożony?
Róbert Kaláber: – Nie podchodzę do tego w ten sposób. Faktem jest, iż zimą pojawiła się myśl, że dziesięć lat w jednym miejscu to wystarczająco długi okres. Miałem też kilka ofert innej pracy. Ostatecznie jednak po wyważeniu plusów i minusów tej ewentualnej zmiany oraz rozmowach z zarządem klubu i kolegami ze sztabu postanowiłem pozostać w Jastrzębiu na kolejne trzy lata.
Uważam, że to najlepsze możliwe rozstrzygnięcie. Dlatego też myślę obecnie tylko i wyłącznie o najbliższym sezonie. Tworzymy nową drużynę i mam nadzieję, że i prezesi, i kibice będą z niej zadowoleni.
Właśnie o tym chciałbym z panem porozmawiać. Miał pan około półtora miesiąca na poskładanie tych "klocków". Wszak nowi gracze dołączyli do zespołu pod koniec lipca. Szczerze, czy kibice na początku sezonu będą musieli uzbroić się nieco w cierpliwość? Przecież budowa drużyny to znacznie dłuższy proces.
– Tak, to zawsze jest proces. Zacznijmy od tego, że obecnie jesteśmy w trakcie szóstego tygodnia na lodzie. Wykonaliśmy ogrom pracy na tafli i na siłowni. Jeśli chodzi o samą budowę kadry, to wraz z Leszkiem Laszkiewiczem zabraliśmy się do dzieła w zasadzie tuż po zakończonych w kwietniu Mistrzostwach Świata Elity w Ostrawie. Nie będę owijał w bawełnę - nie byliśmy zadowoleni z naszej gry w minionym sezonie. Kilku zawodników sądziło, że można do Jastrzębia przyjść tylko po to, aby "przetrwać" rozgrywki. Pojeździć w lidze, zgarnąć wypłatę i nie myśleć o tym, czy drużyna jako całość osiągnie sukces. Mamy ogromny niedosyt i dlatego w tym sezonie naszym zamiarem było stworzenie zespołu młodszego, agresywniejszego i głodnego zwycięstwa.
Mówił pan wiosną, że będziecie szukali ludzi z charakterem, walczaków. I czy już dziś można powiedzieć, że ten cel udało się osiągnąć, czy też dopiero liga zweryfikuje tych chłopaków?
– Na spotkaniach z zarządem naszego klubu staraliśmy się znaleźć "złoty środek" między z góry określonym budżetem a chęcią stworzenia jak najlepszej drużyny z zawodników dostępnych na rynku transferowym. Nie będę ukrywał, że nie kierowaliśmy się jedynie materiałami video odnośnie poszczególnych graczy, ale również zasięgaliśmy opinii znajomych trenerów i zawodników. Główne pytanie dotyczyło ich postawy w sytuacjach kryzysowych. Czy facet podejmuje walkę, czy też opuszcza ręce, gdy dzieje się coś niedobrego. Naszym celem było stworzenie dwóch ataków ofensywnych i dwóch ataków defensywnych. Myślę, że to nam się udało. Podjęliśmy też decyzję, że nie budujemy tak szerokiej kadry, jak przed rokiem, a skupiamy się bardziej na inwestowaniu w chłopaków, którzy potrafią "zrobić różnicę" na lodzie. Jestem przekonany, że udało nam się znaleźć ludzi posiadających umiejętność "wygrywania meczów".
Czy po tych kilku tygodniach na lodzie jest pan w stanie ocenić ich rzeczywistą wartość?
– Nie chciałbym z góry czegokolwiek deklarować, bo - jak wszyscy wiemy - sparingi to "inna bajka" niż mecze pod presją. Rok czy dwa lata temu w sierpniu wyglądaliśmy bardzo dobrze, a potem przychodziło... "wytrzeźwienie". Niemniej, przez ten miesiąc widziałem, jak ci zawodnicy potrafią pracować. Jestem zadowolony z ich podejścia do treningów. Cieszy mnie "dobra chemia w szatni" i litry potu wylane na siłowni, a także już teraz wypracowane rozwiązania w systemie gry. Wiem na pewno, że ta drużyna jest inteligentna i pracowita. Z mojej strony mogę zapewnić, iż zrobiliśmy wszystko pod kątem przygotowania fizycznego oraz analizy rynku transferowego z uwzględnieniem możliwości budżetowych. Ale pierwsze poważne wnioski będziemy w stanie wyciągnąć nie po sparingach, ale po pierwszej rundzie.
W przypadku trzech zawodników nie musieliście zasięgać opinii innych osób. Marka Kaleinikovasa, Jana Sołtysa i Martin Kasperlík znamy przecież wszyscy doskonale. Notabene, ich powrót do Jastrzębia świadczy chyba o tym, że jednak nie jest pan aż takim "katem", jak niektórzy mówią...
– Być może (śmiech). Cóż, wszyscy wiedzą, że w JKH GKS Jastrzębie nie jest łatwo. Obowiązuje tu zasada, że najważniejsza jest ciężka praca. Fakt, że jestem wymagającym trenerem i nie ukrywam tego. Wracając jednak do wspomnianych zawodników, to jestem bardzo zadowolony, że do nas wrócili. Mark Kaleinikovas zdążył już pokazać, co potrafi. Miał dobry sezon w Unii, ale coś "nie zagrało" na linii zawodnik - klub. Litwin był wolnym graczem i wybrał naszą ofertę, choć na pewno nie była ona najwyższa z możliwych. Mark wie jednak, czego może spodziewać się w Jastrzębiu i dlatego postanowił ponownie wejść do tej samej rzeki. Jan Sołtys to z kolei nasz wychowanek. Nie jest wielką tajemnicą, że oświęcimianie wzmocnili swoją drużynę przed rozgrywkami Ligi Mistrzów. Przypuszczalnie Sołtys byłby zmuszony czekać na swoją szansę, a z kolei u nas otrzymał zapewnienie, iż jego rola w zespole będzie większa. Natomiast Martin Kasperlík grał u nas przez kilka dobrych lat i z roku na rok czynił postępy. Tymczasem w Krakowie nie wiodło mu się tak dobrze i dlatego udało się ściągnąć go z powrotem. To najszybszy napastnik w polskiej lidze, grający bardzo efektownie. Potrafi też "zrobić różnicę" na lodzie. Cieszę się z kontynuowania tej współpracy i mam nadzieję, że wspólnie przywrócimy "Kaspiemu" ten jego charakterystyczny "błysk".
Konstruując kadrę nie spoglądaliście zapewne na mapę Europy, ale tak wyszło, że mamy pięciu zawodników z Finlandii. Pod kątem hokeja jest to potężny kraj. Oddał pan zresztą funkcję asystenta kapitana Hannu Kuru.
– To prawda, że postawiliśmy na Finów. Wynika to z dobrych doświadczeń z ich poprzednikami. Są pracowici, nie marudzą i potrafią być kreatywni. Przyznam, że o Hannu Kuru staraliśmy się już trzy lata temu, ale wówczas wybrał on Słowację. Byliśmy jednak w kontakcie i dlatego ostatecznie trafił on do Jastrzębia. Kuru ma kapitalne doświadczenie jako środkowy. Dysponuje świetnym przeglądem pola i potrafi utrzymać się na krążku. Jego atutem jest też finalizujące akcję podanie. Cieszę się także, iż dołączył do nas Teemu Pulkkinen. Wprawdzie nie miał dobrego drugiego sezonu w Katowicach, ale ja doskonale pamiętam, co pokazał w pamiętnych ćwierćfinałach przeciw nam. W poprzednich rozgrywkach Pulkkinen pokazał się z dobrej strony w Szkocji i to przekonało nas, że warto na niego postawić. W formacji z nimi zagrają też obrońcy Aleksi Mäkelä i Taneli Ronkainen, którzy w mojej opinii prezentują umiejętności ponad standard TAURON Hokej Ligi. Ten fiński kwartet dobrze rozumie się z Markiem Kaleinikovasem. Jest między nimi dobra "chemia" i w mojej opinii ta piątka może decydować o losach meczów. Natomiast piątym Finem w Jastrzębiu jest Niki Blomberg, który przekonał nas swoimi umiejętnościami gry w destrukcji.
Bardzo ciekawie wygląda też CV Samuela Petráša. Nie mieliśmy chyba jeszcze w JKH GKS Jastrzębie medalisty Mistrzostw Świata Elity Juniorów, a Słowak ma na swoim koncie taki sukces. Czy to kandydat na gwiazdę TAURON Hokej Ligi, czy... przesadzam?
– Drużyna to nie jest dwudziestu bohaterów, a określony "organizm", który musi funkcjonować. Samuela Petráš pasuje mi do określonych rozwiązań w ofensywie, choć jego samego na Słowacji zaszufladkowano jako obrońcę. Faktem jest, że Petráš miał ostatnio słabszy sezon, ale z drugiej strony - gdyby miał za sobą bardzo dobre rozgrywki, to... zapewne nie zdecydowałby się na przyjście do Polski. Jako klub zawsze kierujemy się zdrowym rozsądkiem. Cieszę się, że zarząd JKH GKS Jastrzębie mocno trzyma rękę na budżecie, ale też bierze pod uwagę nasze sugestie. Samuel będzie współpracował w formacji ataku z Maciejem Urbanowiczem i Janem Sołtysem. To będzie bardzo "siłowa" ekipa do zadań specjalnych, posyłana do walki z najlepszymi atakami przeciwnika. Ten tercet charakteryzują dobre warunki fizyczne i odpowiedni styl jazdy na łyżwach. Chłopaki dobrze się rozumieją i dlatego jestem przekonany, że napsują sporo krwi naszym konkurentom.
Jeszcze słowo o pozostałych naszych nowych zawodnikach. Wspomniał pan o odmłodzeniu kadry i rzeczywiście trudno nie zauważyć tej tendencji. W obronie Czesi Jakub Žůrek i Vratislav Kunst to roczniki 2001 i 1999. Patryk Hanzel to z kolei rówieśnik Jakuba Onaka. Jakub Ślusarczyk ma 21 lat, a najstarszy z tego grona Zdeněk Král to 28-latek.
– Taki był nasz cel. Szukaliśmy zawodników głodnych sukcesu, którzy w Jastrzębiu będą chcieli zarówno pomóc nam w osiągnięciu celów, jak i indywidualnie wypłynąć na szersze wody. Ci chłopcy są zdyscyplinowani, ambitni i przekonali nas do siebie podczas testów. Cieszę się też, iż będą mieli oni od kogo się uczyć. Dla mnie najważniejsze jest to, że u tych zawodników tafla jest na pierwszym miejscu. A co do Patryka Hanzela, to jestem przekonany, że cały polski hokej będzie miał z niego jeszcze wiele pożytku. To wyjątkowy gracz na skalę młodzieżową - bardzo inteligentny, praworęczny obrońca. Jest z nami od kwietnia, a zatem cały okres przygotowawczy spędził w naszym klubie. Dlatego mogę być spokojny o jego przygotowanie.
Kibicom należy się też słowo wyjaśnienia odnośnie braci Łukasza i Radosława Nalewajków. Nie jest wielką tajemnicą, że nie widzi pan tych swoich dawnych ulubieńców w czołowych formacjach.
– Nie będę owijał w bawełnę i szczerze wyjaśnię, jak wygląda sytuacja braci. Przyznam, że nie byliśmy jako sztab zadowoleni z tego, co prezentowali w ostatnich dwóch sezonach. Oni zresztą doskonale o tym wiedzą. Po minionych rozgrywkach otwarcie im powiedziałem, że jeśli znajdą sobie kluby, w których będą mogli pełnić większą rolę niż u nas, to nie ma problemu. Jeżeli jednak tak nie będzie, to zostaną z nami, ale będą musieli dopasować się do zadań, które dla nich wyznaczymy. Łukasz dość szybko przystał na te warunki, natomiast Radosław przez kilka tygodni szukał swojej szansy gdzie indziej. Ostatecznie jednak obaj bracia zostali w Jastrzębiu. To są bardzo oddani klubowi zawodnicy, jednak przy obecnym poziomie ekstraligi muszą realizować to, w czym są najlepsi. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Obaj są dobrzy w destrukcji i "prostej grze", natomiast w kreacji odstają od najlepszych. Dlatego zaproponowałem im takie, a nie inne role w drużynie. Jestem pewien z ich podejściem do pracy będą dla nas jeszcze bardzo cennymi graczami. Natomiast muszą także mieć świadomość, że miejsca na lodzie "za zasługi" u nas nie ma i będą musieli walczyć o skład z ambitną młodzieżą. Wiem, że i Łukasz, i Radek, rozumieją sytuację.
Wspomniał pan o młodszych zawodnikach i tu część kibiców słusznie zauważa, iż w drużynie zwykle opartej na jastrzębianach tych naszych graczy rodem z Jastora mamy niewielu. Czekamy na osławiony już rocznik 2006, którego przedstawicielem jest Jakub Onak, ale ci chłopcy dopiero wchodzą w dorosłość. Nie jest tak, że nagle polityka klubu zmieniła się. Po prostu mamy "wyrwę pokoleniową", o której wiadomo od dość dawna.
– Jakub Onak to tytan pracy. U niego hokej jest na pierwszym miejscu. Nie ukrywam, że lubię takich zawodników. Natomiast obok niego do kadry pierwszego zespołu dołączeni zostali bramkarz Kacper Michalski i napastnik Mikołaj Osiadły. Są zgłoszeni w ekstralidze, choć w istocie stanowić będą podporę drugiego zespołu w pierwszej lidze. Obaj mają za sobą cały proces treningowy z pierwszą drużyną. Cieszę się z ich zapału do pracy. Natomiast muszę tutaj dodać, że nie wszyscy nasi juniorzy tak do tego podchodzą. Niektórzy obawiają się zrobić krok do przodu. Jedną sprawą jest wyróżnianie się w swoim roczniku, a inną - podjęcie wyzwania w dorosłym hokeju. Nie mamy zamiaru nikogo błagać, aby grał i trenował. Talent to nie wszystko. Dlatego nie wszyscy dostali taką szansę, jaką zyskali Michalski i Osiadły. Każdy jest kowalem swojego losu i musi odpowiadać za swoje decyzje. Aby grać w ekstralidze, po prostu trzeba bardzo ciężko pracować. Jeśli ktoś liczy na "gładkie" przejście z juniorów do seniorów, to zostanie co najwyżej "hobby-hokeistą".
Porozmawiajmy o głównych rolach w drużynie. Kapitanem pozostanie rzecz jasna Maciej Urbanowicz, natomiast jego zastępcami będą Kamil Górny i Hannu Kuru. Rozumiem, że ten tercet ma "trzymać drużynę" w szatni i na tafli?
– Maciej i Kamil to najstarsi zawodnicy w ekipie. Grają tu od wielu lat i poza braćmi Nalewajkami mają najdłuższy staż w JKH GKS Jastrzębie. Jeśli ktoś przeanalizuje naszą kadrę, to dostrzeże, jak bardzo odmłodziliśmy zespół. Hannu Kuru ma 31 lat i jest najbardziej doświadczony z pozyskanych graczy. Pozostali mają co najwyżej trzydzieści lat, a w większości przypadków - mniej. Urbanowicz i Górny mają za sobą udane Mistrzostwa Świata Elity i bardzo liczę, że ich doświadczenie z tej imprezy przełoży się na ekstraligową taflę. Nie będę jednak ukrywał, że mam spore oczekiwania wobec Kamila Górnego. Wspominałem, że w reprezentacji Polski wypełnił swoje zadanie, ale w Jastrzębiu powinien wziąć na siebie większą odpowiedzialność. On zresztą o tym doskonale wie. Rozmawialiśmy i zgodziliśmy się w tej kwestii.
Jaki zatem będzie pana osobisty cel na ten nowy sezon?
– Zawsze chcemy grać o medale, a tymczasem za nami dwa "suche" lata. Z tego faktu wynikała właśnie ta spora rotacja w kadrze naszego zespołu. Przyznam szczerze, iż długo bolała mnie porażka w meczach o brąz z GKS Tychy. Nie chodzi tu o sam fakt przegranej, ponieważ to normalne w sporcie, a o fatalny styl, w jakim w istocie "oddaliśmy" najniższy stopień podium. Niektórzy zawodnicy po porażce w półfinałach najwyraźniej uznali, że sezon już się zakończył. Wynik jest tym elementem, który "ciągnie" sportowca w górę. Każdy ma swoje marzenia i cele. Przed nami bardzo trudny sezon. W zasadzie poza drużyną z Sanoka mamy osiem zespołów z aspiracjami na czołową czwórkę. Konkurencja jest ogromna. Myślę, że TAURON Hokej Liga w sezonie 2024/25 będzie najciekawsza od czasu, kiedy tutaj jestem. Dlatego bardzo chciałbym, abyśmy stanęli na podium. To także moje osobiste marzenie.
Na koniec zapytam jeszcze, jak pana rodzina zareagowała na wieść, że po dziesięciu latach nie wraca pan do ojczyzny, tylko zostaje w Polsce?
– Szczerze powiem, że byli bardzo... zadowoleni (śmiech). Moja rodzina bardzo chętnie przyjeżdża do Jastrzębia. Bliscy są szczęśliwi z tego powodu, że pracuję na co dzień z prawymi, uczciwymi ludźmi.
Rozmawiał: Mariusz Gołąbek, jkh.pl
Czytaj także: