W ostatnich sezonach przygasła nieco kariera Kamila Wróbla, który najprawdopodobniej zawiesi łyżwy na kołku. – W ostatnich latach miałem więcej kontuzji i rehabilitacji niż samego grania. Prawdopodobnie kończę z hokejem – zdradził nam 27-letni wychowanek JKH GKS-u Jastrzębie.
Kamil Wróbel to wychowanek jastrzębskiego klubu hokejowego. Przebojem wdarł się do pierwszej drużyny, stając się ważnym ogniwem zespołu, który zdobył w 2020 roku brązowy, a rok później sięgnął po potrójną koronę, czyli mistrzostwo, Puchar i Superpuchar Polski.
Po tym znakomitym sezonie Wróbel rozstał się z JKH GKS-em Jastrzębie w nie najlepszej atmosferze i wybrał lepszą finansową ofertę z GKS-u Tychy. Tam przez dwa sezony nie spełnił oczekiwań zdobywając tylko siedem bramek w 72 spotkaniach. Swojej szansy szukał też w ostatnim sezonie w zespole Cracovii, lecz tam w 32 spotkaniach zdobył dwie bramki i przy dwóch asystował.
– W tym sezonie miałem rozwalone dwa barki. Prawy miałem operowany. Lewy też się nadawał pod operację, ale jakoś udało się jej uniknąć. Myślę, że zdrowie jest najważniejsze. W ostatnich latach miałem więcej kontuzji i rehabilitacji niż samej gry – tak ostatnie niezbyt udane sezony opisał 27-letni napastnik.
W sumie na taflach polskiej ekstraligi Wróbel rozegrał 325 spotkania, w których strzelił 54 bramki i zanotował 62 asysty. W reprezentacji Polski rozegrał trzy spotkania w turnieju towarzyskim.
– Jak powiedziałem wcześniej, w ostatnich latach kontuzji było sporo, a tym bardziej nie dostawałem wielu szans. Żalu do trenerów nie mam – stwierdził Wróbel.
– Uważam, że wszystko co się robi, jest po coś. Nie uważam, że popełniłem błędy, bo jeśli czegoś nie spróbujesz, to się nie dowiesz, jak to wygląda. Niczego nie żałuję – dodał.
Czytaj także: