Zakończyły się Mistrzostwa Świata Dywizji IA, które dla Polaków były słodko-gorzkie. Z jednej strony biało-czerwoni zdołali się utrzymać na zapleczu elity, ale można się było łudzić o powrót do najlepszej szesnastki globu. Co o tym sądzi Krzysztof Maciaś?
HOKEJ.NET: – Kończymy spotkanie z Brytyjczykami wynikiem 0-3. Jak możesz podsumować obraz tego meczu?
Krzysztof Maciaś: – Ciężko oceniać tak na świeżo, na pewno nie tak wyobrażaliśmy sobie cały turniej… od początku widać było ich agresywny styl gry, chociaż pierwsza tercja, poza bramką, którą straciliśmy, nie była dla nas najgorsza, w drugiej nasza gra trochę się rozjechała, była najsłabsza w naszym wykonaniu, ale w trzeciej jednak nawiązaliśmy z nimi kontakt, ale to za mało z przeciwnikiem takiej klasy, co widać było na tablicy z wynikiem.
Dysproporcja między tym jak wyglądaliśmy w dwóch pierwszych spotkaniach a na tle tych drużyn, które między sobą do końca walczyły o awans była dosyć spora. Jest to dla was jakimś zmartwieniem, że ta droga do nawiązania walki z drużynami walczącymi o elitę jest być może nieco dłuższa niż mogło się wydawać przed turniejem?
– Naszym zmartwieniem jest to, że nie wygraliśmy tej grupy, że nie wygraliśmy każdego meczu i nasze nastawienie jest takie, że czy uda się awansować za rok, za dwa, czy za pięć, to będziemy o to walczyć. Niezależnie od tego jaka jest różnica między zespołami to każdy mecz jest do wygrania, jest na to mnóstwo przykładów, nawet jeśli stylowo gra może pozostawać dużo do życzenia, to i tak liczy się końcowy wynik.
Poruszyłeś temat pierwszej tercji. W każdym meczu, mam wrażenie, że w pierwszej odsłonie nadążaliśmy za rywalem, byliśmy w stanie nawet kontrolować grę, a później wszystko się rozjeżdżało. Czy to wynikało z kwestii fizycznych, czy z wyższej kultury gry rywala?
– Ciężko na to tak od razu odpowiedzieć. Myślę, że jakiś wpływ miały na pewno emocje, wiedzieliśmy, że mamy wielu młodych zawodników i debiutantów, przy czym nie chcę zwalać winy na nich, bo chłopaki radzili sobie świetnie! Po prostu zawodnicy, którzy rozgrywają swoje dziesiąte, czy dwunaste turnieje mistrzostw świata byli zwyczajnie bardziej doświadczeni. Teraz będziemy mieć, niestety, dużo czasu na wyciągnięcie wniosków i za rok wracamy - mam nadzieję – silniejsi.
Wiemy, że sztab szkoleniowy bardzo dobrze ocenia pracę, którą wykonała twoja czwarta formacja, ale dla niektórych kibiców twoja rola w zespole była być może pewnym zaskoczeniem. W ich oczekiwaniach Krzysztof Maciaś to miał być ten zawodnik, który przyniesie kadrze nieco ofensywnego ożywienia. Patrzyłem przed tym spotkaniem w statystyki i faktycznie, byłeś dotąd typowym zawodnikiem czwartej formacji, tych zmian i czasu na lodzie nie było za dużo. Jak się odnajdywałeś w tych nieco bardziej defensywnych zadaniach?
– To nie jest moja rola, żeby sobie dobierać zadania w drużynie, to zadanie trenera a ja mam do niego pełne zaufanie i robię to, czego on ode mnie wymaga. Niezależnie od tego jak się czuję w takiej roli, trzeba było ją wykonać.
Tak, ku pokrzepieniu serc, czy twoim zdaniem w naszej kadrze, w naszym hokeju, jest potencjał, aby go dalej rozwijać i za kilka lat, może za rok, ponownie cieszyć się z powrotu do elity?
– Oczywiście, że tak! Te mecze były na styku, to nie tak, że przegrywaliśmy je 8-1. Wyniki 4-1 brały się z tego, że traciliśmy bramkę na 2-1 i trzeba było się otworzyć i przestać robić to, co nam wychodziło przez większość meczów a jednocześnie grać bardziej agresywnie. Tak wyszło.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Czytaj także: