Marek: Żaden bramkarz nie chce tylko trenować i siedzieć na ławce
Wraz z końcem stycznia wygaśnie kontrakt Davida Marka z JKH GKS Jastrzębie. Czeski bramkarz w rozmowie z nami podsumowuje półtora roku spędzone w Jastrzębiu-Zdroju, dzieli się spostrzeżeniami na temat polskiej ligi, opowiada o planach na przyszłość, a także... ocenia polskie piwo.
HOKEJ.NET: – Kiedy i w jakich okolicznościach dowiedziałeś się o rozwiązaniu Twojego kontraktu z JKH GKS Jastrzębie? Jak na to zareagowałeś?
David Marek, bramkarz JKH GKS Jastrzębie:– Dowiedziałem się o tym jakieś 14 dni temu. Przyjąłem to w porządku. Nie, żebym się tego spodziewał, ale już brakowało tego czegoś. Nie byłem zadowolony, bo i tak nie broniłem, a żaden bramkarz nie chce siedzieć na ławce i tylko trenować.
Jak broniło Ci się ze świadomością, że to już Twój ostatni mecz?
– Wszyscy jesteśmy profesjonalistami, więc odsunąłem na bok tę świadomość; broniłem tak samo, jak w każdym innym meczu. Chciałem wyłapać każdy strzał, wygrać, pomóc drużynie i to mi się udało.
Jak będziesz wspominał półtora roku spędzone w Jastrzębiu-Zdroju?
– Na pewno dobrze. Co prawda miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania, ale byłem tu z powodu hokeja. W kwestii sportowej byłem mniej więcej zadowolony, szczególnie z zeszłego sezonu, kiedy dużo broniłem. Cóż, ogólnie na pewno będę za nim tęsknił.
Jaki mecz z Twoim udziałem zapadł Ci szczególnie w pamięć z powodu dobrego występu?
– Ciężkie pytanie (śmiech). W poprzednim sezonie broniłem fajnie w meczach z Cracovią, dobrze się czułem grając przeciwko nim. Nieźle wspominam też mecz z Sosnowcem, kiedy to zachowałem czyste konto.
fot. Magdalena Kowolik
Z drugiej strony, które spotkanie było w Twoim wykonaniu najgorsze?
– Najgorsze? Mecz z Gdańskiem, kiedy straciłem bramkę z połowy tafli, ale już o tym zapomniałem; szybko wyrzuciłem to z głowy.
Jak odniesiesz się do słów trenera Kalábera, że w ostatnim czasie w zespole brakowało koncentracji? Odnosiło się to personalnie do Ciebie czy trener mówił o całym zespole? Następnego dnia ogłoszono Twoje odejście.
– Myślę, że to odnosiło się do całego zespołu, nie tylko do mnie. W ostatnich meczach nie graliśmy tak, jak powinniśmy. Nie realizowaliśmy w stu procentach tego, co nam mówił trener. Wydaje mi się, że w tej sytuacji nie musiałem koniecznie odchodzić, ale w przyszłym sezonie może wejść przepis o polskim bramkarzu. W klubie musieli jakoś zareagować, teraz zakontraktowali Michała Kielera. Myślę, że to dobrze, że tak się stało. Tak naprawdę nie broniłem wiele. Byłoby trudno, gdyby Patrik doznał w play-offach kontuzji, wtedy musiałbym bronić ja, a tak Kieler gra w Gdańsku praktycznie w każdym meczu, jest rozegrany. Uważam więc, że to dobra decyzja.
A jak współpracowało Ci się z trenerem Kaláberem?
– Dobrze. Róbert Kaláber to bardzo dobry trener, byłem przy nim zadowolony. Kiedy mieliśmy jakieś problemy, zawsze mogliśmy je sobie wyjaśnić. To wielki profesjonalista, poświęca mnóstwo wolnego czasu „czytaniu” gry i taktyce.
Czy uważasz, że dostałeś odpowiednią liczbę szans w bramce JKH? W zeszłym sezonie wystąpiłeś w 19 meczach, zastępując przez pewien czas kontuzjowanego Ondřeja Raszkę. Teraz uzbierałeś tylko 7 występów i często były to niepełne spotkania.
– Ten sezon jest specyficzny ze względu na koronawirusa, nie dostałem szansy w meczach przygotowawczych. Mieliśmy się zmieniać z Patrikiem, ale cały zespół wylądował na kwarantannie. Trener chciał mieć jednego bramkarza, który będzie rozegrany. To było ciężkie, w zeszłym sezonie miałem więcej szans. Rozumiałem, że nie broniłem; Patrik grał super, więc nie było potrzeby zmiany. Jak już, to dostawałem szansę, by wystąpić w trzeciej tercji.
Czy nie sądzisz, że kluczowym meczem mogło być pamiętne spotkanie z Unią Oświęcim, które zakończyło się 8:10? Dostałeś swoją szansę w drugiej tercji, ale po stracie dwóch bramek wróciłeś do boksu.
– Myślę, że tak. Dostałem swoją szansę. To był naprawdę dziwny mecz, a takie coś nie jest dobre dla bramkarza. Wszedłem nierozgrzany z ławki, nie pomogłem drużynie, tak jak miałem. Tak właściwie, w tym sezonie moja rola była taka, że dopiero kiedy coś się stało, to szedłem na bramkę i miałem dać z siebie sto procent, co niestety nie zawsze się udawało. To też miało swój wpływ na to, że nie broniłem zbyt wiele w tych rozgrywkach.
fot. Magdalena Kowolik
Co dalej z Twoją karierą? Czy postarasz się jeszcze w tych rozgrywkach znaleźć angaż, czy też raczej przygotowujesz się z myślą o kolejnym sezonie?
– Dość zawodników jest już teraz zatrudnionych. W grze jest więcej krajów: Czechy, Polska, Słowacja, Rumunia, Włochy. To ciężki temat, dużo klubów ma już pełne składy, na rynku też jest sporo wolnych zawodników. Te drużyny są przygotowane pod kątem play-offów, nie ma tam więc zbyt wiele miejsca. Gdyby nie udało mi się znaleźć czegoś na dalszą część rozgrywek, to zawsze mamy z tatą w Czechach projekt związany ze szkoleniem młodzieży „Pojď trénovat” [pol. „Chodź trenować” – dop. red.]. Mógłbym więc pójść w tym kierunku i przygotowywać się do kolejnego sezonu.
A teraz pytanie z przymrużeniem oka. W okresie Twojej gry w klubie mieliście sporo powodów do świętowania, czy więc polubiłeś się z polskim piwem? Czy pozostajesz jednak przy czeskim?
– Piwo zacząłem pić dopiero po przyjeździe do Polski, wcześniej nie zdarzyło mi się wypić ani jednego; nie smakowało mi. Jak już, to pijałem jednak pilznera, polskie nie przypadło mi do gustu (śmiech).
Przypomniałem sobie jeszcze zabawną sytuację z zeszłego sezonu, kiedy to broniłeś z napisem „David” na koszulce. To była Twoja intencja czy ktoś w klubie pomylił Twoje imię z nazwiskiem?
– To była pomyłka w klubie. Pokazali mi bluzę, patrzę na nią, a tam było napisane „David”. Powiedziałem, że jestem David Marek, „Marek” jest nazwiskiem. Pośmialiśmy się i szybko przygotowano mi nową bluzę.
Na zakończenie: co szczerze sądzisz o poziomie naszej ligi? Czy Twoim zdaniem zespół z czołówki dałby sobie radę w ekstralidze czeskiej, czy jednak bliżej byłoby mu do klubów z 1. ligi?
– Szczerze, nie porównałbym PHL z czeską ekstraligą. Myślę jednak, że polskie kluby z czołówki nie przepadłyby na zapleczu i toczyłyby wyrównane mecze.
Na sam koniec chciałbym jeszcze dodać, że dziękuję wszystkim fanom za wsparcie, a chłopakom życzę powodzenia w dalszej części sezonu!
Rozmawiał: Kacper Langowski.
fot. Magdalena Kowolik
Komentarze