Rozmowa z Agata Michalską, byłą prezes KH Podhale Nowy Targ, która w rozmowie z Maciejem Zubkiem, odpowiada na zarzuty jakie ostatnimi czasy padają pod jej adresem w temacie problemów finansowych z jakimi boryka się klub.
Zostawiła pani klub w tonący w długach? Takie głosy pojawiają się coraz częściej i to z ust ludzi, z którymi nie tak dawno przecież pani współpracowała.
- Rzeczywiście takie głosy i do mnie dochodzą. Naprawdę jest to dla mnie trudna sytuacja, mimo że jestem zahartowana życiowo i potrafię sobie radzić z krytyką. Staram się sobie to jakoś tłumaczyć, zrozumieć, ale ciężko jest być obojętnym wobec takich sformułowań, które po prostu są nieprawdą.
Proszę więc ustosunkować się do tych zarzutów…
- Nie chcę się tłumaczyć, chcę po prostu pewne rzeczy wyjaśnić. Przez wszystkie lata mojej działalności w klubie współpracowałam z wieloma osobami: działaczami, sponsorami, władzami miasta – jestem przekonana, że w przypadku osób które mnie znają - nie muszę niczego wyjaśniać – Oni doskonale poznali mnie i moje podejście do pracy. Przechodząc do konkretów, rzeczywiście rok bilansowy za sezon 2017/2018 skończyliśmy ze stratą, w kwocie 260 tysięcy złotych. Ta suma została przedstawiona w naszym rocznym sprawozdaniu finansowym. Nie ma więc mowy o tym, że coś, przed kimś ukrywałam. Również w trakcie jednej z Sesji Rady Miasta, w której brał udział Prezes KH Podhale – mówiłam o tym. W tym miejscu trzeba jednak zrozumieć jak funkcjonuje klub sportowy, na jakich zasadach podpisywane są umowy ze sponsorami i jak wygląda ich amortyzacja. Nie mówimy tutaj o jednym, czy dwóch miesiącach, a całym roku wytężonej pracy. Pieniądze wynikające z umów na konto klubu trafiają czasem przed sezonem, czasem w jego trakcie, ale też i po sezonie. Często pojawiają się pewne przesunięcia nie z winy klubu. I tak też było w tamtym czasie. Strata w wysokości 260 tys złotych pojawiła się na skutek przesunięcia w czasie - podpisania umowy - z jednym z głównych sponsorów. To wpłynęło w największym stopniu na ujemny wynik finansowy. Także pan burmistrz nie wywiązał się z listu intencyjnego jaki został przesłany do PZHL, a w którym zadeklarował że wesprze klub kwotą 600 tysięcy złotych, a w rzeczywistości była to kwota mniejsza o – jak się nie mylę – 70 tysięcy.
Czyli nowe władze zaczynały z poważnym minusem na koncie… ?
- Nie oni pierwsi nie ostatni. Proszę mi wierzyć, że taka kwota to nie jest koniec świata. Ja przez 6 lat spotykałam się z takimi samymi problemami, każdego roku. Zawsze pieniędzy było za mało, co powodowało absolutna mobilizację wszystkich członków Zarządu do pozyskiwania nowych środków. Najtrudniejszy był zawsze początek sezonu – już rozpoczęli przygotowania zawodnicy, więc pojawiły się zobowiązania – a jeszcze nie wystartowały mecze – i przychody z biletów, które generują ok 20% budżetu. Trzeba na to poczekać. To jest normalne i naprawdę nie jest to odosobniony przypadek.
W jaki sposób pani sobie z tym radziła?
- Najważniejszy jest dobry plan działania. W ostatnich sezonach nasz budżet plasował się w kwocie 2,5- 2,7 mln złotych i tak budowaliśmy drużynę. Mam stratę? Dobra, to prowadzę działania, które prostują ten wynik finansowy. Buduję drużynę na 2,3 mln. Związek wymaga 2 mln zł. Jest więc możliwość by dostosować organizację drużyny do zaplanowanego budżetu. Grajmy na tyle, na ile nas stać. To czym dysponujesz powinno wyznaczać kierunek działania, a nie na odwrót. Kolejność działań jest tu szalenie istotna.
A zarzuty, że był też pewne zobowiązania, o których obecne władze klubu nie wiedziały ?
- Co to w ogóle za gadanie. Proszę się zastanowić, jak Marcin (Jurzec – przyp. mz) , pracując ze mną dwa lata mógł o czymś nie wiedzieć ?. Spółka musi być reprezentowana przez dwie osoby. Tak stanowi prawo. Podpis Marcina jest na każdej umowie, sponsorskiej, czy zawodniczej. Spotykaliśmy się regularnie co tydzień na zarządzie i wszystkie decyzje podejmowaliśmy wspólnie. Nie wiem więc, skąd się wzięły takie stwierdzenia.
Prawda jest jednak też taka, że w ślad za panią wcześniej czy później rezygnowali też inni członkowie zarządu…
- I tutaj też nie mówimy o niczym nowym. Przez ten okres mojej pracy w klubie przez zarząd przewinęło się szereg ludzi. Nawet nie wiem czy jestem w stanie ich zliczyć. Różne były tego powody, na ogół decydowały kwestie osobiste. Myślę – chociaż nie chcę się wypowiadać za kogoś – że tutaj było podobnie. Pamiętajmy, że praca w klubie jest społeczna i naprawdę ciężko jest do niej przekonać ludzi.
A jak pani oceni ten rok pracy Marcina Jurca w roli prezesa?
- To jest młody człowiek, który cały czas się uczy. Podjął się naprawdę - proszę mi wierzyć - bardzo trudnego zadania, ale też wiedział o tym, wiedział jak to funkcjonuje, że to jest praca pod ciągłą presją, wszechobecną krytyką czy tak popularnego w dzisiejszych czasach hejtu. I nie jestem przekonana, czy trochę go to „zjawisko” nie przerosło. Ja zawsze stawiałam nacisk na to by z klubu, co by się nie działo, szedł w świat pozytywny sygnał. Bo tylko wtedy można zyskać zaufanie sponsorów, zachęcić ich do współpracy. A dzisiaj? Wkoło słyszę tylko o złych rzeczach. To niczemu dobremu nie służy. Wiemy, że media mogą zdziałać dużo dobrego, ale i złego w przestrzeni publicznej. Debaty medialne niczemu i nikomu nie służą – wprowadzają dużo emocji i kreują zły wizerunek klubowi i hokejowi.
A polityka transferowa którą uprawiają pani następcy? Jest zgoła odmienna od tej, której pani – razem z trenerem Markiem Ziętarą - była zwolennikiem. Mam tutaj na myśli przede wszystkim decyzje o rezygnacji z kolejnych wychowanków, także tych których to pani kilka lat temu namówiła do powrotu…
- Od samego początku pracy w klubie za główny cel obrałam sobie budowę zespołu opartego na naszych zawodnikach. Przekonał mnie do tego trener Ziętara. Nie było łatwo, bo na ogół byli to najlepsi zawodnicy w kraju, których praktycznie chciał każdy klub w Polsce. Z roku na rok byłam jednak coraz bardziej zdeterminowana i konsekwentna, bo widziałam jej efekty. Widziałam zaangażowanie zawodników, współpracę na lodzie i poza lodem. Doczekaliśmy się momentu, kiedy zawodnicy sami się motywowali i namawiali do powrotu swoich kolegów. Tego nie da Ci żaden zawodnik z zewnątrz. Dalej twierdzę że to jest odpowiedni i jedyny kierunek działania klubu.
Cały wywiad na łamach podhaleregion.pl ---- >>>
Czytaj także: