OLIWA JEST BE
Nie może być tak, aby trzydziestu zawodników trenowało w pocie czoła, a jeden w tym czasie ćwiczył sobie w klubie - taką opinię prezentują działacze warszawskiej hokejowej centrali. Mocne słowa. Oczywiście chodzi o osobę Krzysztofa Oliwę. Trwa szum medialny wokół hokejowej reprezentacji. Ale widać, że warszawscy, i nie tylko, prominenci krajowego hokeja nie zauważyli jeszcze, że podąża on w złym kierunku.
Jeszcze przed nowotarskim turniejem, trenerom i działaczom mnie przeszkadzało, że Oliwa trenuje raz dziennie i dojeżdża do Oświęcimia z Tych. Ba. Został kapitanem drużyny i zebrał dobre oceny za swoje występy. Trzy lata temu, przed turniejem MŚ w Szwecji, ówczesny szkoleniowiec reprezentacji, Wiktor Pysz, zapowiedział, że jeśli Oliwa nie zagra w ostatnim meczu sparingowym, to do Szwecji go nie weźmie. Warszawscy działacze "przekonali" trenera, by zmienił decyzje.
Teraz Oliwa również przyjechał do Polski z opóźnieniem. Ale od pierwszego dnia wypowiadał się, ze najważniejsza jest dla niego gra w reprezentacji. Kiedyś znany szkoleniowiec powiedział, że tak doświadczeni gracze jak Oliwa i Czerkawski sami doskonale wiedzą jak mają się przygotować do ważnych występów. Krzysztof Oliwa uważa, że jemu najbardziej potrzeba dużej ilości meczów kontrolnych, a nie wyciskania sztangi i jazdy na rowerku. I wie co mówi. W takim razie o co chodzi w tak agresywnych wypowiedziach działaczy PZHL, którzy nagle zmienili podejście do jednego z najbardziej znanych naszych hokeistów? Czyżby dalszy ciąg przepychanek na linii Wojas Podhale - PZHL? Ciekawe, czy gdyby Oliwa przyjechał do Polski na kilka dni przed wyjazdem do Rygi też byłaby afera? Bo trudno nawet pomyśleć, że kogoś zdenerwował fakt, że jest on zawodnikiem "Szarotek".
Autor: Paweł Guga /Gazeta Krakowska
Stef@n
GK
Komentarze