„Rozmowa Tygodnia”. Kamil Górny: Zrobimy wszystko, by nie zawieść po raz kolejny
Do naszej cyklicznej rozmowy zaprosiliśmy Kamila Górnego, obrońcę JKH GKS-u Jastrzębie i reprezentacji Polski. 32-letni defensor opowiedział nam o półfinałowej rywalizacji z Re-Plast Unią, sensie meczów o brąz i zbliżających się mistrzostwach świata.
HOKEJ.NET: – Mecze o brązowy medal to w ogóle dobry pomysł, czy w play offach to już nikomu niepotrzebne?
Kamil Górny, obrońca JKH GKS-u: – Ja już się przyzwyczaiłem, że w Polsce mamy mecze o trzecie miejsce. Jest jeszcze o co walczyć. Z tego, co kojarzę, w większości innych lig nie ma czegoś takiego jak mecze o brąz. Jest tylko finał i tyle. Ci, którzy się nie dostali, kończą sezon. U nas rozgrywki o brąz są od dawien dawna. Można się jeszcze zmotywować, by o coś powalczyć, choć już tak naprawdę po sezonie.
Trudno się zmobilizować na te mecze o brąz? Czuć w szatni, że to inni kaliber?
– Każdy indywidualnie do tego podchodzi. Jeden będzie jeszcze bardziej zmotywowany, inny zagra już na większym luzie. Na pewno trudniej się zmobilizować, ale nikt nie odpuści, bo mamy trofeum do wygrania. Można się zapisać na kartach historii.
Pamięta pan równie zacięte rywalizacje, co ta półfinałowa z Unią?
– W Tychach kilka lat temu mieliśmy takie play-offy, w których w ćwierćfinale graliśmy siedem spotkań, później w półfinale podobnie, gdzie miejsce miała ta słynna dogrywka.
Z Podhalem w Nowym Targu...
– Dokładnie. W trzeciej dogrywce strzeliliśmy gola. W tamtym sezonie te rywalizacje w ćwierćfinale i półfinale były bardzo zacięte. Pamiętam też mój pierwszy finał w Jastrzębiu, kiedy to przegrywaliśmy w finale z Cracovią 0:3, doprowadziliśmy do remisu i mieliśmy decydujący mecz w domu, ale niestety nie udało się go wygrać. Naszym katem był wtedy Leszek Laszkiewicz w barwach „Pasów”.
Wracaliście podczas całej serii z Unią do pierwszego meczu półfinałowego, rozstrzygniętego w rzadko spotykanych okolicznościach?
– Całą serię wypominaliśmy sobie ten mecz. Ten półfinał mógł zupełnie inaczej się potoczyć, gdybyśmy wygrali na otwarcie. Wielka szkoda, bo takiego meczu jeszcze nie przeżyłem. W 30 sekund dostaliśmy dwa gole. Nie skłamię, jeśli powiem, że ten mecz zaważył.
Ta porażka nas bolała, bo w play-offach jedzie się na wyjazd przynajmniej po jedno zwycięstwo. Do dziś zastanawiam się, czego tam zabrakło. To był punkt, gdzie troszeczkę się złamaliśmy. Kolejnym był pierwszy mecz u nas, kiedy przegraliśmy po dogrywce. Mieliśmy kłopot ze skutecznością i przewagami. Pomimo licznych okazji, nie potrafiliśmy zdobywać bramek. W tym sezonie generalnie strzelanie przychodziło nam z trudem, a łatwo oddawaliśmy rywalom bramki.
Zabrakło Pana w meczach pięć i sześć w półfinale. Co było powodem?
– Choroba. Do dziś próbuję dojść do optymalnej dyspozycji. Dzień przed meczem w Oświęcimiu dopadła mnie wysoka gorączka, która utrzymywała się przez pięć dni. Nie pomagały żadne lekarstwa. Mogłem pomóc jedynie dopingiem sprzed telewizora.
Kto z nowych, zagranicznych zawodników w JKH robił na panu największe wrażenie na treningach i podczas meczów?
– Muszę wymienić Vitālijsa Pavlovsa Frenksa Razgalsa. Ten pierwszy znakomicie wykorzystuje swoje warunki fizyczne, jest waleczny, ma doskonały przegląd, podanie, strzał. To hokeista kompletny, od którego sporo mogliśmy się nauczyć.
Frenks dysponuje doskonałą techniką kija i techniką jazdy. Czy to na treningach, czy podczas meczów, bardzo trudno gra się przeciwko niemu jeden na jeden. Często pokazywał, że potrafi indywidualnie ograć przeciwnika. To dwa nazwiska, które warto zapamiętać.
Myśli pan już o mistrzostwach świata i reprezentacji?
– Nie, to jeszcze daleko. Najpierw musimy zakończyć sezon z pozytywnym wynikiem, a potem myśli powędrują w kierunku kadry. Widziałem wstępne powołania trenera Roberta Kalabera. Oczywiście, na turnieju będziemy robić wszystko, by wypaść jak najlepiej, nie zawieść oczekiwań po raz kolejny i zdobyć ten awans.
Rozmawiał: Dominik Kania.
Komentarze
Lista komentarzy
TyskiWładek
Wszyscy ruscy won!!!