Skrabalak: Powinniśmy zadać sobie pytanie po co chcemy ten przepis wprowadzać
Odżyła dyskusja na temat powrotu przepisu, który obligował kluby do przymusowego stawiania na polskich golkiperów. Obowiązywał on w latach 2015-2018 i na jego mocy polski bramkarz musiał rozegrać w sezonie zasadniczym połowę ogólnego czasu gry. Jak ocenia go Mateusz Skrabalak, który w sezonie 2015/2016 był największym beneficjentem tego rozwiązania i w ekipie Ciarko STS-u Sanok rozegrał 23 spotkania?
Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, temat jest złożony, więc i taka będzie moja odpowiedź.
Patrząc subiektywne powinienem powiedzieć, że ten przepis zdał egzamin. Zagrałem najlepszy sezon w swoim życiu, mając ponad 92 procent skuteczności interwencji. W innych warunkach nigdy tylu spotkań bym nie zagrał. Ale ilu było takich jak ja?
Tylko dzisiaj będąc trenerem mam też spojrzenie na ta sytuację z innej perspektywy. Powinniśmy zadać sobie pytanie po co chcemy ten przepis wprowadzać, żeby mieć więcej bramkarzy do kadry? Bo to chyba jedyny argument przemawiający za. Ale czy mimo większej ilości spotkań ci bramkarze będą na odpowiednim poziomie wyszkolenia, skoro nawet część najlepszych klubów w Polsce nie posiada trenera pracującego z bramkarzami? Jest to rozwiązanie trochę doraźne i na skróty.
Na obozach bramkarskich spotykam się z młodziutkimi bramkarzami, którzy mają duży potencjał. Są zdolni i wysportowani, ale w klubach nie mają trenerów, nie wiedzą kompletnie, co mają robić w bramce nie znają pojęć i nazw poszczególnych ruchów. Często mają niedobrany sprzęt, bo sami rodzice nie wiedzą, jaki kupować. Co gorsza mają też problemy z tym, aby ten sprzęt dobrze ubrać.
I my patrząc na ten przepis liczymy po cichu, że tacy bramkarze będą samoukami. Wejdą do seniorów, a później damy im 50 procent meczów i nagle uzyskamy grono wybitnych bramkarzy, którzy będą się bić o miejsce w kadrze?
Zmiana musi być systemowa, trzeba zmienić trochę świadomość jeśli chodzi o samo szkolenie bramkarzy. Szkolenie to jest proces, stały kontakt z trenerem, poprawianie wadliwych elementów na bieżąco po meczu i w trakcie samego treningu. Tego nie da się zrobić będąc na campie dwa razy w roku. W Polsce wygląda to tak, że gracze młodzi są nam potrzebni dopóki mają wiek juniora. Później łatwiej ściągnąć za parę groszy kogoś zza granicy. A nawet jak już mamy takiego, który nadaje się do gry, to mało kiedy dostaje szansę. Nie da się „wyskoczyć” z formą, grając jeden mecz, a później siedzieć przez 10 lub więcej.
Jeżeli związek nie ma lepszego pomysłu, ani pieniędzy na trenera, który może opracuje plan szkoleniowy dla danej kategorii wiekowej, jak to się robi choćby w USA, albo na szkolenia na potencjalnych trenerów, to „lepszy rydz niż nic”. Nie oczekiwałbym jednak, że taki przepis przyniesie jakieś mega pozytywne skutki. I, że nagle Polska będzie bramkarzami stała.
Szkolenie trenerów, szkolenie bramkarzy – ten proces musimy wszyscy zacząć już dziś, żebyśmy za dziesięć lat mieli w kim wybierać.
Komentarze
Lista komentarzy
beny77
Czyli przepis jest do bani ale skoro nie ma nic innego to go wprowadźmy, cyrk
JajcoW
W punkt.....a jak chciałoby się pomóc takim gówniakom, to nie do przejścia są "headcoache" drużyn młodzieżowych.....boją się, że stracą kasę za trenowanie......czyli klasyczny polski hokejowy beton....