Hokeiści GKS-u Tychy zakończyli udział w Pucharze Kontynentalnym już na drugiej rundzie. Jak postawę swoich podopiecznych skomentował trener Andrej Husau?
– W całym świecie mówią, że wygrywa drużyna, a przegrywa trener. Moja wina leży w tym, że nie zdołałem wyciągnąć wszystkiego z zespołu. Mam tu na myśli pierwszy mecz – powiedział 47-letni szkoleniowiec.
Decydujące okazało się już pierwsze starcie z gospodarzami turnieju HK Kurbads, które wicemistrzowie Polski przegrali 2:5. Trener trójkolorowych miał sporo pretensji pod adresem swojego pierwszego golkipera Johna Murraya, który obronił zaledwie 25 z 30 uderzeń rywali.
– W takich meczach bramkarz powinien być opoką dla całego zespołu, a jego dyspozycja bywa decydująca. Tymczasem w pierwszym meczu jego skuteczność wyniosła zaledwie 80 procent. To stanowczo za mało – analizował opiekun wicemistrzów Polski. Dodał też, że w zespole zabrakło liderów: – Nikt nie pociągnął tej drużyny, choć liczyliśmy na niektórych zawodników. Z kolei dwójka Łotyszy z HK Kurbads (Mārtiņš Cipulis i Jānis Sprukts – przyp. ded) praktycznie zrobiła całą grę.
Trener Husau miał spore pretensje do swoich zawodników o to, że łapali zbyt dużo kar. Często kompletnie niepotrzebnych.
– Muszę z nimi pogadać, z czego ich zachowania wynikały. Żeby była jasność – sędziowie mieli rację nakładając na nas kary, bo były one ewidentnie. Nie da się wygrać meczu, gdy przez sześć minut gra się w podwójnym osłabieniu. To dla mnie niepojęte. Poza tym nie uważam, że któraś z tych drużyn była od nas silniejsza. Po przegranym spotkaniu z Łotyszami już wiedziałem, że nie uda nam się awansować – zaznaczył szkoleniowiec.
Po stronie plusów zapisał tylko grę rezerwowego golkipera Kamila Lewartowskiego. – Zagrał dwa mecze i zaprezentował się w nich naprawdę dobrze. To jedyny zawodnik, dla którego ten turniej był udany. Reprezentacja Polski do lat 20 będzie miała z niego pożytek – zakończył Husau.
Czytaj także: