Hokej.net Logo

Zadecydowało dziesięć minut

Zadecydowało dziesięć minut

Spotkanie z Naprzodem Janów było jak dotąd najgorszym, jakie hokeiści GKS-u Tychy rozegrali na nowym lodowisku. Podobać mogło się jedynie końcowe dziesięć minut spotkania, które mimo słabego występu zadecydowały o zwycięstwie tyszan 2:1.











Pod szatniami

Tomasz Proszkiewicz (napastnik GKS-u): Był to dla nas ciężki mecz. Zdyscyplinowanie graliśmy do końca i to się opłaciło.

Tomasz Jóźwik
(napastnik Naprzodu): Przez większość spotkania byliśmy drużyną dominującą. Jednak chwila dekoncentracji zadecydowała o przegranej.

Adrian Parzyszek
(napastnik GKS-u): Długo się rozkręcaliśmy. Dopiero w trzeciej tercji narzuciliśmy swój styl. Dzięki skromnej wygranej zdobyliśmy bardzo ważne punkty.

Konferencja prasowa

Jaroslav Lehocky
(trener Naprzodu): Zagraliśmy dobry mecz. Popełniliśmy jednak fatalne w skutkach błędy. Chwila wystarczyła żeby z prowadzenia zrobiła się przegrana. Mamy czego żałować.

Miroslav Ihnaczak
(trener GKS-u): Rozpoczęliśmy bardzo wolno. Musiałem ostrymi słowami zmobilizować zespół. Taka publiczność zasługuje na widowisko. Chłopcy wzięli się do roboty.

GKS Tychy - Naprzód Janów 2-1 (0-1, 0-0, 2-0)
0-1 - Jóźwik (Lauko), 14:01 - w osłabieniu 4 na 5
1-1 - Paciga (Bacul), 50:08
2-1 - Proszkiewicz (Sarnik, Krzak), 52:33

Tychy: Sobecki - Gonera, Jakesz; Bacul, Parzyszek, Paciga - Mejka, Majkowski; Proszkiewicz, Garbocz, Sarnik - Kotlorz, Śmiełowski; Wołkowicz, Bagiński, Woźnica - Maćkowiak, Krzak, Jakubik.
Trener Miroslav Ihnaczak.

Naprzód: M. Elżbieciak - Kulik, Zatko; Pohl, Lauko, Jóźwik - Cinalski, Gabryś; Stachura, Koszowski, Słodczyk - Gretka, Działo; Wojtarowicz, Tabaczek, Ł. Elżbieciak.
Trener Jaroslav Lehocky.

Kary: 20 - 16 (2 techniczne).
Widzów: 1700.

Piotr Podsiadły / Mariusz Polak



Relacja Hokej.Net

Wszyscy kibice, którzy z powodu pracy nie mogli zjawić się na meczu spokojnie mogli przyjść na ostatnie 10 minut, a i tak nie straciliby nic z widowiska... no może tylko sytuacje w której Naprzód niespodziewanie objął prowadzenie w 14:01 minucie kiedy to grający w osłabieniu po karze dla Kulika goście zaskoczyli miejscowych kontrą. Lauko ładnie obsłużył Jóźwika, który pojechał sam na sam ze swoim byłym kolegą z zespołu, wyczekał do końca, położył Sobeckiego i z ostrego kąta umieścił krążek w siatce.

Do tego momentu żadna z drużyn nie potrafiła uzyskać przytłaczającej przewagi, można powiedzieć, że mecz się po prostu toczył. Akcja przenosiła się od jednej, do drugiej bramki, ale brakowało tu podobnie jak w meczu z Cracovią szybkości i agresji, błyskotliwych zagrań. Dlatego sytuacje powstawały głównie po błędach obrony w ustawieniu na lodzie. Już w 16 sekundzie, kiedy spóźnialscy dopiero szukali miejsca na trybunach GKS mógł objąć prowadzenie i znacznie ułatwić sobie końcówkę sezonu. Kulik nie podjechał do Pacigi, który miał na lodzie tyle miejsca, że mógłby tam ogródek posadzić, gdyby tylko zdecydował się odejść na sportową emeryturę. Dostrzegł to środkowy pierwszego ataku, który idealnie obsłużył swojego kolegę, ale po raz pierwszy, lecz nie ostatni tego wieczoru górą był Elżbieciak, który z Sobeckim jeszcze nie tak dawno przegrywał rywalizację o miejsce w bramce. Tym razem grał tak dobrze, że otrzymał nagrodę dla najlepszego zawodnika w drużynie gości. Duża w tym zasługa całej tyskiej drużyny, która z uporem maniaka celowała w golkipera zamiast do bramki. W czwartej minucie po podaniu przez dwie trzecie lodowiska sam na sam wyszedł Paciga, ale strzelił za lekko. W odpowiedzi z bliska uderzał Wojtarowicz, a po błędzie w tercji środkowej Wołkowicza okazję miał Pohl. Widoczny w tym meczu Paciga w 8 minucie mógł lepiej uderzyć - znowu nie nadążyła za nim obrona Janowa. Chwilę przed stratą gola oko w oko z powołanym do reprezentacji Sobeckim znalazł się Łukasz Elżbieciak, jednak tym razem zdążył Śmiełowski. Ta sytuacja niczego tyszan nie nauczyła i za chwilę trzeba było wznawiać grę od środka. Na zmianę wyniku szansę miał jeszcze Bacul z Sarnikiem, a po drugiej stronie Jóźwik, Kulik i Lauko, ale na przerwę hokeiści schodzili do szatni przy wyniku 0:1.

Druga tercja zaczęła się obiecująco – strzał Pohla w 13 sekundzie tej odsłony przeleciał obok słupka. Nie minęła chwila, kiedy Parzyszek rozegrał krążek z Jakubikiem i niewiele brakowało do szczęścia. O pechu mógł mówić także Sarnik, który w 22 minucie najpierw ograł obrońców, ale zabrakło mu sił na precyzyjne uderzenie, a po chwili mógł znaleźć się w innej dogodnej sytuacji, gdyby nie odskoczył mu krążek. Wydawałoby się że gol wisi w powietrzu, kolejno - Parzyszek w osłabieniu razem z Baculem założyli zamek, ale Majkowski, do którego w końcu trafił krążek zbyt długo zwlekał z uderzeniem, a zaraz potem Garbocz stojąc tuż przed bramką zachował się jak junior i jeszcze Sarnik, który kolejny raz poradził sobie z obrońcami, ale z bramkarzem już nie. Po strzale Proszkiewicza w 31 minucie krążek zgubił Elżbieciak, ale zdążył go przykryć zanim jego błąd wykorzystał któryś z zawodników. Tyszanie próbowali, ale nie umieli sobie poradzić z dobrze broniącym bramkarzem Naprzodu. Brakowało im też determinacji by mocniej nacisnąć. Mieli spore problemy z grą w przewadze – założenie zamka było tego dnia czynnością prawie niewykonalną, a groźnych strzałów w tych momentach praktycznie nie było.

W drugiej tercji Janów skupił się głównie na obronie, ale swoje okazje na dobicie rywala także miał – w 34 minucie Słodczyk sprawdził jak dobrze wygimnastykowanym zawodnikiem jest Arkadiusz Sobecki i rozciągnął go w bramce. W ostatniej minucie pokazał się Koszowski, który najpierw pociągnął kontrę dwa na jeden, ale zgubił krążek, by następnie wykorzystać błąd Śmiełowskiego, który klęknął przy czerwonej linii i próbował przyjąć krążek „na klatę”. Ten odbił mu się od ramienia, dotarł do Koszowskiego, który tym razem akcję dwóch na jednego pozwolił wykończyć Słodczykowi, lecz ten nie trafił w bramkę. W tej tercji przewaga była po stronie GKS-u, ale na lodzie niespecjalnie można było to dostrzec. Poza błędami po obu stronach ciężko wskazać sytuacje, która warta byłaby pamięci – cały mecz toczył się jak w zwolnionym tempie.

Trzecia tercja to znowu ataki gospodarzy, do których chyba powoli zaczęło docierać to, że w przypadku porażki czwarte miejsce będzie poza zasięgiem. Sarnik, gdyby taki konkurs był organizowany, dostałby z pewnością nagrodę dla najbardziej rozbudzającego nadzieje kibiców zawodnika. W 47 minucie po raz kolejny znalazł się sam na sam i po raz kolejny strzelił za lekko po lodzie i w dodatku w środek bramki. Gdy Paciga w 50:08 dostał podanie od Bacula przez połowę lodowiska i tyszanie mieli kolejną okazję sprawdzić się tylko z Elżbieciakiem mało kto wierzył, że tym razem się uda. Ladislav z ostrego kąta strzelił tak jak wcześniej strzelali w takich okazjach jego pozostali koledzy, ale tym razem krążek majestatycznie wtoczył się do bramki i w sensie dosłownym mecz zaczął się od nowa. W ostatnich 10 minutach na brak emocji nie dało się narzekać. Gospodarze rzucili się do ataku, by jak najszybciej wybić swoim oponentom hokej z głowy. W 52 minucie z metra nie trafił Parzyszek. W 52:33 po uderzeniu Krzaka, który zastąpił Garbocza w drugiej piątce, krążek odbił się od łyżwy Działo i zatrzymał się tuż przed linią bramkową. Z zamieszania skorzystał Proszkiewicz i w boksie trenera Ihnačáka zapanowała radość.
Nie mający nic do stracenia Janowianie rzucili się do odrabiania strat, a pod bramką Sobeckiego dochodziło do dantejskich scen. Na listę strzelców w 55 minucie dość przypadkowo wpisać mógł się Elżbieciak, który lekko tylko musnął krążek, ale ten niemal zaskoczył tyskiego golkipera. Sześćdziesiąt sekund później Zatko z niebieskiej zdecydował się na lob, po którym krążek musnął poprzeczkę i wylądował na bramce. Gdyby mu się to udało, byłaby to chyba jedna z dziwniejszych bramek zdobytych w naszej lidze. Obrońca z Janowa mógł zostać bohaterem swojej drużyny, kiedy to po wycofaniu bramkarza i karze dla Sarnika za spowodowanie upadku przeciwnika goście grali 6 na 4. I gdy do końca brakowało kilku sekund huknął spod niebieskiej tak, że świetnie było słychać jak krążek uderzył w słupek. Na moment trybuny ucichły, by po chwili wybuchnąć z radości, gdyż rozległa się syrena końcowa.

GKS uczynił pierwszy krok by wywalczyć przewagę swojego lodowiska przed play-offami, ale jeśli nie zacznie grać lepiej, to już po niedzielnym meczu ze Stoczniowcem trzeba będzie szukać handicapu gdzie indziej. Jak na razie wszystko układa się po myśli tyszan, po tej kolejce dzięki porażce Zagłębia przesunęli się o dwa miejsca w tabeli i choć różnice punktowe można zniwelować jedną wygraną to mają oni najłatwiejszy terminarz i jeszcze jeden mecz u siebie w zanadrzu.


HSK

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe