Canucks walczą bronią Królów
Vancouver Canucks nie znaleźli sposobu na powstrzymanie Los Angeles Kings podczas gier w przewadze. By wygrać mecz numer 4 pierwszej rundy play-off odpowiedzieli więc bronią rywala.
Kings w pierwszych trzech spotkaniach wykorzystali 7 z 12 gier w liczniejszym składzie i to właśnie ten element decydował o ich prowadzeniu w całej serii. Wczoraj znów ekipa z Los Angeles w meczu numer 4 wykorzystała 2 z 4 gier w przewadze. Pogorszyło to nieco jej całościowy bilans, ale nadal jest on na poziomie 56,3 %. Kiedy Dustin Brown we wczorajszym meczu strzelał gola na 2:1 była to szósta z rzędu wykorzystana przewaga "Królów", a seria ta ciągnęła się aż przez trzy mecze. Canucks później obronili dwa pozostałe osłabienia, ale przede wszystkim sami zaczęli korzystać z jednej pary rąk więcej na lodzie.
W pierwszych trzech spotkaniach zdobyli w takich sytuacjach tylko dwa gole, dokładnie tyle ile wczoraj. Najpierw w 24. minucie Christian Ehrhoff wyrównał na 1:1, a na niespełna 8 minut przed końcem trzeciej tercji Sami Salo w liczniejszym składzie gości trafił na 4:3. Wayne Simmonds odpowiedział niemal natychmiast, ale ostatnie słowo należało do podopiecznych Alaina Vigneault. Kiedy do końca spotkania pozostawało niecałe 180 sekund Henrik Sedin przypomniał, że był najskuteczniejszym graczem sezonu zasadniczego i dał swojej drużynie prowadzenie 5:4, a w ostatniej minucie Ryan Kesler trafił do pustej bramki rywali ustalając wynik i doprowadzając do remisu w serii 2-2.
H. Sedin zaliczył gola i asystę, podobnie jak Ehrhoff. Drugi ze szwedzkich bliźniaków, Daniel asystował trzykrotnie. Sedinowie po raz pierwszy w tych play-offach regularnie wychodzili na gry w osłabieniach i choć ten manewr także nie dał trenerowi Vigneault spodziewanych efektów to bracia mogli wreszcie być zadowoleni ze swojej gry. -Wiedzieliśmy, że musimy być lepsi- powiedział po meczu Henrik. -Nie potrzebujemy, żeby trener, kibice, czy dziennikarze nam to mówili.Sami wiedzieliśmy, że musimy zagrać lepiej. Po poniedziałkowej porażce w meczu nr 3 trener Vigneault we wtorek zarządził opcjonalny trening, w którym z czołowych graczy ekipy z Vancouver udział wziął tylko Roberto Luongo. Jak jednak widać braciom Sedin pomógł odpoczynek.
Luongo znów natomiast nie rozegrał zbyt dobrego meczu i wpuścił 4 z 26 strzałów, ale nie miało to większego znaczenia, zwłaszcza że Jonathan Quick nie był lepszy. Bramkarz Kings sam zresztą zdawał sobie z tego sprawę. -Żeby wygrać serię w play-off zespół potrzebuje bramkarza, który w każdym meczu wykona kilka wielkich, ważnych interwencji - mówi Quick. -Ja dziś nie byłem w stanie tego zrobić dla drużyny. Na szczęście dla amerykańskiego bramkarza kolejną okazję dostanie on już w piątek, kiedy w Vancouver odbędzie się mecz nr 5. Rywalizacja toczy się teraz już tylko do dwóch zwycięstw i to Canucks znów mają w niej przewagę własnego lodu.
Los Angeles Kings - Vancouver Canucks 4:6 (1:0, 2:2, 1:4)
1:0 Doughty - Brown - Frołow 13:26 PP
1:1 Ehrhoff - Edler - Wellwood 23:36 PP
2:1 Brown - Modin - Frołow 25:56 PP
2:2 Demitra - Ehrhoff 35:35
3:2 Kopitar - Simmonds - O'Donnell 37:09
3:3 Samuelsson - D. Sedin - O'Brien 47:29
3:4 Salo - H. Sedin - D. Sedin 52:16 PP
4:4 Simmonds - Smyth - Johnson 53:18
4:5 H. Sedin - D. Sedin 57:08
4:6 Kesler 59:43 EN
Strzały: 26-37.
Minuty kar: 14-12.
Widzów: 18 322.
Stan rywalizacji: 2-2. Piąty mecz w piątek w Vancouver.
O krok od awansu do drugiej rundy play-off jest drużyna Washington Capitals, która pokonała wczoraj Montréal Canadiens 6:3 i prowadzi w serii już 3-1. Najlepszy zespół sezonu zasadniczego pozwolił rywalom na zwycięstwo na swoim terenie w meczu numer 1, ale na tym żarty się skończyły. Wczoraj dwa gole i asystę zanotował Aleksander Owieczkin, bramkę i dwa punktowe podania Nicklas Bäckström, a dwa razy trafił także Mike Knuble. To jego pierwszy gol, strzelony na 7 sekund przed końcem drugiej tercji przy stanie 2:2 był kluczowy dla losów tego meczu. Takim remisem zakończyła się druga tercja, a trzecią "Stołeczni" wygrali 4:1. Washington Capitals zrobią wszystko, by rywalizację skończyć w piątek u siebie i do Centre Bell już nie wracać.
Montréal Canadiens - Washington Capitals 3:6 (1:1, 1:1, 1:4)
0:1 Owieczkin - Bäckström - Green 08:10 PP
1:1 Cammalleri - Metropolit - Hamrlík 09:12
2:1 Gionta - Markow - Bergeron 35:42 PP
2:2 Knuble - Gordon - Carlson 39:53 SH
2:3 Owieczkin - Siomin 51:09
2:4 Chimera - Bradley 52:01
2:5 Knuble - Bäckström 57:33 EN
3:5 Moore - Hamrlík 58:42
3:6 Bäckström - Owieczkin - Poti 59:49 EN
Strzały: 39-38.
Minuty kar: 10-8.
Widzów: 21 273.
Stan rywalizacji: 1-3. Piąty mecz w piątek w Waszyngtonie.
Trzeci mecz wygrali wczoraj także Boston Bruins, którzy pokonali Buffalo Sabres 3:2, ale na zwycięstwo musieli pracować dłużej niż Capitals. Ich mecz nr 4 z Buffalo Sabres był najdłuższym jak dotąd spotkaniem tegorocznej fazy play-off. Pojedynek trwał trzy i pół godziny, a rozstrzygnięty został w drugiej dogrywce. Sabres pogrążył jeden z najlepszych graczy w historii tego klubu, Miroslav Šatan, który trafił w przewadze w 88. minucie gry. Wcześniej dla drużyny z Bostonu trafili David Krejčí i Patrice Bergeron. Ich gole były niezwykle ważne, bowiem po dwóch tercjach zespół z Buffalo grający bez kontuzjowanych Jochena Hechta i Thomasa Vanka prowadził 2:0. Po czterech meczach we wszystkich parach ćwierćfinałów Konferencji Wschodniej jeden z zespołów prowadzi 3-1.
Boston Bruins - Buffalo Sabres 3:2 (0:1, 0:1, 2:0, 0:0, 1:0)
0:1 Kennedy - Ennis - McCormick 02:12
0:2 Montador - Connolly 26:59
1:2 Krejčí - Bergeron - Hunwick 42:07 PP
2:2 Bergeron - Paille - Boychuk 46:40
3:2 Šatan - Ryder - Rask 87:41 PP
Strzały: 39-37.
Minuty kar: 9-17.
Widzów: 17 565.
Stan rywalizacji: 3-1. Piąty mecz w piątek w Buffalo.
Komentarze