Aron Chmielewski: "Część mojego serca zostaje w Trzyńcu"

Aron Chmielewski po 9 latach odszedł z klubu Oceláři Trzyniec i przeniósł się do HC Ołomuniec. - Ale część mojego serca zostaje w Trzyńcu. Miasta opuszczać nie będziemy - mówi. Polak zapowiada, że jeśli strzeli gola byłemu klubowi, to nie będzie go celebrował.
Chmielewski w ubiegłym tygodniu został przedstawiony jako nowy gracz "Kogutów" z Ołomuńca. W ekipie z Trzyńca przez 9 lat w czeskiej Extralidze rozegrał 354 mecze, strzelił 57 goli i zaliczył 62 asysty. Sięgnął po 4 tytuły mistrzowskie.
- Część mojego serca zostaje w Trzyńcu. Miasta opuszczać nie będziemy. Nadal będziemy tu mieszkać. Mamy tu rodzinę, przyjaciół i kościół. Odchodzę tylko z czysto sportowych powodów - mówi Polak w pożegnalnym wywiadzie dla oficjalnej strony trzynieckiego klubu.
31-letni napastnik przyznaje, że nie jest mu łatwo żegnać się z drużyną mistrza Czech.
- To jest bardzo trudne, bo spędziłem tu 9 lat. Przeżyłem z Oceláři wspaniałe emocje, wygrałem 4 tytuły. Tych lat mi już nikt nie zabierze, cieszę się nimi i nie pozostaje mi nic innego niż podziękować całej organizacji, wszystkim kolegom z drużyny, kibicom i ludziom, którzy nas wspierali. Mam za sobą sportowy etap, który będę wspominał do końca życia - mówi.
Reprezentant Polski przyciągał na trybuny Werk Areny w Trzyńcu kibiców z naszego kraju, ale jest przekonany, że nadal będą oni pojawiali się na meczach Oceláři.
- Polacy z drugiej strony granicy jeździli tu i dalej będą jeździć - przekonuje. - Oceláři trafili do ich serc tak samo jak do mojego.
W drużynie z Ołomuńca, która w ostatnim sezonie zasadniczym czeskiej ligi zajęła 8. miejsce, a później odpadła w ćwierćfinale play-off z Dynamem Pardubice, Polak ma odgrywać ważniejszą rolę w ofensywie i spędzać więcej czasu na lodzie.
- Z mojego punktu widzenia przyszedł czas, żeby iść dalej. Taka była decyzja moja i mojego agenta - wyjaśnia. - Chcę spróbować innej roli w drużynie, którą Ołomuniec mi zaoferował. Odchodzę dla innego wyzwania. Tutaj miałem trochę inną rolę, więc chcę zobaczyć jak to jest.
Chmielewski grał w najwyższej klasie rozgrywkowej w każdym ze swoich 9 sezonów w Czechach, ale w pierwszych 3 więcej spotkań rozgrywał na drugim i trzecim szczeblu w drużynach AZ Hawierzów i HC Frydek-Mistek. Na swoją pełnowymiarową szansę w Trzyńcu musiał trochę poczekać.
- Zwłaszcza pierwsze lata były bardzo trudne, gdy grałem w Hawierzowie i Frydku-Mistku. Razem z innymi chłopakami pomogliśmy partnerskiemu klubowi awansować do pierwszej ligi (druga klasa rozgrywkowa - red.). Był to czas, kiedy grałem i 6 meczów w tygodniu - wspomina.
Dziś jednak jest przekonany, że tamten czas przysłużył się jego dalszej karierze.
- To było strasznie wymagające, ale wspominam to bardzo dobrze - mówi. - Dzięki temu mogłem grać, grać i uczyć się hokeja na trochę innym poziomie. W Polsce wtedy takiego poziomu nie było. Musiałem się do tego mocno przyzwyczajać, a klub we wszystkim wychodził mi naprzeciw. Wysłali mnie na wypożyczenie i zebrałem doświadczenie, co było dla mnie tylko dobre. Później dostałem się do pierwszej drużyny i już poszło. Myślę, że z mojego punktu widzenia najgorsze to nie było.
Zapytany o to, co dla niego znaczy teraz Trzyniec, Chmielewski odpowiada: - To jest mój dom. Z rodziną będziemy tu dalej mieszkać. Odchodzę tylko na chwilę i z czysto sportowych powodów. Z każdym z klubu pożegnałem się w dobrych relacjach. Wierzę, że kontakt między nami tak po prostu nie zniknie.
Wychowanek gdańskiego Stoczniowca dodał także, jak ważną rolę pełni w jego życiu i w drodze do sukcesu w hokeju religia.
- Nie mając Boga chyba bym zwariował - mówi. - Miejscowy kościół ciągle jest za mną, bracia i siostry pisali mi przed każdym meczem, że się za mnie modlą, kibicowali Ocelářim. To była ważna część mojego "ja".
Aron Chmielewski przyznaje, że ze wszystkich 4 tytułów mistrza Czech najmocniej zapamiętał ten pierwszy w 2019 roku, a szczególnie serię półfinałową z HC Pilzno, w której gracze z Trzyńca musieli odrabiać straty.
- Przegrywaliśmy po meczach u siebie 0-2, a i tak udało nam się to odwrócić. Myślę, że to był wielki punkt zwrotny w drodze do pierwszego tytułu i tym samym do obecnej serii sukcesów - wyjaśnia. - Pamiętam to bardzo dobrze. W Pilźnie w obu meczach pod presją przegrywaliśmy 0:1, mnie się w obu udało wyrównać i oba ostatecznie zdołaliśmy wygrać. To we mnie zostanie na zawsze. Nie twierdzę, że inne tytuły nie miały takiej wartości, ale wtedy dla mnie jako Polaka wygrać czeską extraligę było czymś wyjątkowym. Były to szczególne chwile.
W tym roku drużynie z Trzyńca udało się sięgnąć po 4. z rzędu tytuł mistrzowski, mimo że w sezonie zasadniczym zajęła dopiero 6. miejsce i musiała przebijać się przez rundę kwalifikacyjną, w której wyeliminowała HC Litvínov Pawła Zygmunta. Tym razem wyjątkowo do głównych faworytów jej więc nie zaliczano.
- Mało kto w nas wierzył, ale my od serii z Litvínovem w siebie nie wątpiliśmy. Wygraliśmy 3-0 po meczach, które nie były proste, ale nagle w szatni wszyscy poczuliśmy, że udało nam się uruchomić nasz play-offowy tryb - zdradza Polak. - Wiedzieliśmy, że dla Sparty (Praga w ćwierćfinale - red.) i innych będziemy nieprzyjemnym przeciwnikiem.
Chmielewski uważa, że przystępowanie do walki o mistrzostwo Czech z niższej pozycji dało jego drużynie pewną przewagę nad rywalami uważanymi za głównych faworytów.
- Mieliśmy może jedną wielką przewagę nad nimi w tym, że gdybyśmy z nimi odpadli, to co z tego? Mogliśmy od początku w spokoju robić swoje, a na końcu znów się okazało, że jest w Trzyńcu solidna grupa, która potrafi grać w hokeja - mówi. - Przestawiliśmy głowy, zapomnieliśmy o nieudanym sezonie zasadniczym i daliśmy ludziom radość.
Polak pamięta kluczowe momenty, które jemu samemu pomogły uwierzyć w to, że zdobycie kolejnego mistrzostwa jest możliwe.
- Kiedy pokonaliśmy Spartę w drugim meczu w ich hali po dogrywce i wyrównaliśmy serię na 1-1, powiedziałem w szatni, że awansujemy - opowiada. - Później przyszły mecze z Pardubicami i znowu to samo. Drugi mecz u nich wygraliśmy 3:0 i znów wyrównaliśmy serię. W tym momencie dostosowaliśmy swoją grę do tej przeciwnika, który grał trochę inaczej niż Sparta i też czuliśmy, że po prostu ich wyeliminujemy. Było 7 trudnych meczów z rzutem karnym dla nich na końcu, ale my wierzyliśmy w siebie. Wiara i pragnienie zwycięstwa pchały nas do przodu.
Ostatnim meczem Chmielewskiego w barwach Oceláři Trzyniec było 6. spotkanie finału z HK Hradec Králové. Polak przyznaje, że końcówka była dla niego bardzo emocjonalna.
- W ostatnich sekundach szóstego meczu z Hradcem już wiedziałem, że są moimi ostatnimi w Trzyńcu. Były tam i łzy. Mieszały się we mnie emocje szczęścia, radości i tego, że po takich pięknych latach odchodzę - mówi. - Ale już przed meczem modliłem się, żeby nam się udało. Bardzo mocno chciałem żegnać się z Trzyńcem jako zwycięzca i ostatecznie to mi się spełniło.
9 lat spędzonych w Trzyńcu wiele Arona Chmielewskiego nauczyło. Teraz będzie mógł to wykorzystać już w nowym miejscu.
- Mam po tych latach doświadczenie. Wiem, że nie jest łatwo wygrywać - tłumaczy. - Czegoś się tu w Trzyńcu nauczyłem. Wiem wiele o tym, jak ważna jest drużyna. Sam jestem ciekaw tego, co mnie czeka w Ołomuńcu, jak to będzie wyglądało i jak będziemy grać.
Z doświadczenia nasz reprezentant wie, że z jego nową drużyną tej dotychczasowej nie grało się łatwo.
- Te mecze były zawsze brutalnie ciężkie - mówi. - W ostatnim sezonie wygraliśmy z nimi tylko jeden mecz z czterech, prawda?
Chmielewski dodaje, że jeśli strzeli gola drużynie z Trzyńca, to nie zamierza okazywać radości.
- Cieszę się, że przyjadę tu w stroju przeciwnika. Będę miał wielką motywację, bo to będzie dla mnie bardzo trudne - zapowiada. - Ale jeśli kiedykolwiek strzelę Trzyńcowi gola, to nie będę tego celebrował. Nie dałoby mi to takiej radości, bo powtórzę: część mojego serca zostaje tutaj. Chociaż jestem sportowcem i będę chciał w Ołomuńcu dalej wygrywać.
Komentarze