Bence Bálizs o przenosinach do Polski: Znów cieszę się grą
- Zmiana klubu obudziła we mnie motywację, której ostatnio mi brakowało. Znów cieszę się grą - mówi o przenosinach do Polski bramkarz JKH GKS-u Jastrzębie Bence Bálizs.
Węgier o swoich pierwszych doświadczeniach związanych z grą w naszym kraju opowiedział w wywiadzie z portalem jegkorongblog.hu w swojej ojczyźnie.
Jastrzębianie niezbyt dobrze rozpoczęli sezon, ale w ostatnich kolejkach notują lepsze wyniki. Bálizs mówi, że po słabych pierwszych meczach nie wpadł w panikę.
- Przed sezonem zagraliśmy sparing z Duklą Michalovce ze słowackiej extraligi. Mecz poszedł bardzo dobrze, z dzisiejszej perspektywy powiedziałbym, że nawet za bardzo. Zagraliśmy świetnie, wygraliśmy 7:1, wszystko, co mogło pójść dobrze, poszło - mówi. - W efekcie wiele osób spodziewało się, że automatycznie pokonamy całą ligę. A kiedy po 3 meczach mieliśmy 0 punktów i 1 strzelonego gola, to zaczęły się paniczne dyskusje. Ja osobiście nigdy nie byłem fanem takich skrajności. Nawet jeśli mnie to martwiło, to wiedziałem, że muszę zachować spokój. W końcu zagraliśmy wtedy dopiero 3 mecze z 40.
Aktualnie drużyna trenera Róberta Kalábera ma za sobą 4 zwycięstwa z rzędu. Ale węgierski bramkarz mówi, że teraz z kolei nie ma co wpadać w euforię i nadal lepiej zachować spokój.
- Jeśli popatrzymy na to realistycznie, to z jednej strony w ostatnich meczach graliśmy z drużynami, które są za nami w tabeli i w takich meczach musimy zdobywać punkty, co zrobiliśmy - mówi. - A z drugiej, ciągle strzelamy bardzo mało goli. Udało nam się wygrać te mecze z jedną albo dwiema strzelonymi bramkami.
Wygrane po 1:0 spotkania z Zagłębiem Sosnowiec i TAURONEM Podhale Nowy Targ, 2:1 z Marmą Ciarko STS Sanok i KH Energą Toruń czy wcześniejszy triumf 3:0 nad GKS-em Tychy pokazują jednak siłę defensywną drużyny, co cieszy samego bramkarza, który już trzykrotnie w tym sezonie zachował "czyste konto".
- Na pewno jest to pozytywne, że nasza obrona jest dobrze poukładana. Pozwalamy przeciwnikom na bardzo niewiele dobrych okazji strzeleckich - mówi. - To jest ewidentnie duży postęp w porównaniu z początkiem sezonu. Jeśli chodzi o moją rolę w tym, to zwykle mam do wykonania tylko 2 czy 3 trudne interwencje na mecz, co mi się udaje. W dodatku dzięki temu oszczędzam siły na koniec meczu, również na grę przeciwnika 6 na 5, kiedy trzeba.
32-letni bramkarz dodaje, że mimo niezbyt dobrego startu, dziś lepiej rozumie się z obrońcami jastrzębskiej drużyny.
- W obronie jesteśmy całkiem dobrzy. Na szczęście znalazłem "chemię" z chłopakami - tłumaczy. - Po początkowych trudnościach udało nam się wzajemnie poznać swoje style, więc oni też już są przyzwyczajeni do moich "wycieczek".
Jak mówi Bálizs, jego wyjazdy poza własną bramkę nie budziły entuzjazmu w sztabie drużyny. Jeden z nich, w meczu z Comarch Cracovią zakończył się golem dla "Pasów", którego zdobył Martin Kasperlík.
- Wyjechałem za bramkę, jak to zwykle robię i zatrzymałem krążek. Obrońca go przejął i pięknie podał do przeciwnika, który podziękował i strzelił do pustej bramki. Sztab powiedział mi, że nie są przekonani, że powinienem tak wyjeżdżać. Odpowiedziałem, że robię to od 12 lat - opowiada Węgier. - Staram się dać coś od siebie. Na szczęście moi koledzy z obrony też lubią ten styl gry, bo wiemy, że możemy w ten sposób przerwać akcję przeciwnika.
Bálizs ma także już swoje ciekawe przemyślenia na temat stylu gry w polskiej lidze.
- Wiele rzeczy tutaj to ciągle jest prawdziwy "oldskulowy" hokej - mówi. - Na przykład bardzo modne jest kręcenie kółek z krążkiem albo wrzucanie go pod bramkę. Na szczęście dla mnie to jest korzystne i pasuje do mojej gry. Może do stycznia przeciwnicy mnie poznają, ale ja właściwie dorastałem w takiej grze, na razie chłopcy też to lubią, więc po prostu wykonuję swoją pracę.
Doświadczony Węgier po pierwszych tygodniach w jastrzębskiej szatni przekonuje, że w drużynie panuje znakomita atmosfera.
- Mamy dobrą drużynę, atmosfera w szatni jest świetna, podobają nam się też pomysły trenera na grę. On rozumie co i dlaczego się dzieje, komunikuje się z nami, wysłuchuje opinii i komentarzy i nauczyliśmy się radzić sobie z jego huśtawkami nastrojów - opowiada Bálizs. - Róbert Kaláber jest prawdziwym słowackim trenerem w starym stylu, którego niektórzy u nas mogą pamiętać z gry na Węgrzech, bo grał jeden sezon w Dunaújváros.
Przed przyjściem do Polski węgierski bramkarz mówił, że zawsze chciał grać w klubie zagranicznym, by sprawdzić czy jest w stanie sobie poradzić. Jak na razie z przenosin do naszego kraju jest bardzo zadowolony - nie tylko z powodów sportowych.
- Mam tu z rodziną świetny czas. Jastrzębie to tradycyjne miasto górnicze, na szczęście blisko gór, Katowic i Krakowa. Ostatnio na przykład byliśmy na meczu Fehérvár AV19 w Lidze Mistrzów w Hokejowej Lidze Mistrzów w Katowicach - mówi. - To fajna okolica, cieszę się, że podoba się mojej żonie i córeczce. Gotujemy, jeździmy na wycieczki, robimy różne fajne rzeczy, więc zmiana otoczenia wyszła mi na dobre.
Jak dodaje węgierski bramkarz, ta pozasportowa strona jego przeprowadzki do Polski pozytywnie wpłynęła także na sportową.
- Możliwe, że właśnie dzięki temu znów naprawdę cieszę się grą - mówi. - Zacząłem trenować z wielkim entuzjazmem, z radością wyjeżdżam na lodowisko i wykonuję ciężką pracę. Nie zrozumcie mnie źle, w ostatnich 7 latach w domu w Budapeszcie też było dobrze, ale ta ostatnia zmiana obudziła we mnie motywację, której ostatnio mi brakowało, prawdopodobnie z powodu przyzwyczajenia, więc decydując się na wyjazd zagraniczny w wieku 32 lat właśnie czegoś takiego szukałem.
Bálizs zagrał do tej pory we wszystkich meczach ligowych jastrzębskiej drużyny. Sam mówi, że nie potrzebuje odpoczynku i jest gotów bronić w każdym spotkaniu do końca sezonu.
- Pytali mnie o to, ale powiedziałem trenerowi bez wahania, że jeśli trzeba, to będę bronił cały sezon. Kiedy tu jestem, chcę być na lodzie tak często, jak to możliwe - mówi. - Oczywiście gdybyśmy mówili o 50 czy 60 meczach, to byłaby inna historia, ale że liczba meczów w sezonie jest między 30 a 40, to myślę, że absolutnie można sobie z tym poradzić.
Bramkarz JKH w ostatnim czasie wypadł z reprezentacji Węgier. Po raz ostatni na Mistrzostwach Świata grał w 2019 roku. Dwa kolejne turnieje się nie odbyły, a przed tegorocznym nie zmieścił się w ostatecznym składzie. Nie grał także w kwalifikacjach olimpijskich. Chciałby, żeby dobra gra w Polsce pomogła mu wrócić do kadry.
- Oczywiście chcę być na wszystkich imprezach reprezentacyjnych. Ale nie jest to coś, czym w tej chwili się zajmuję. Staram się dawać z siebie wszystko każdego dnia na treningach i w meczach. Skupiam się na tym, co tu i teraz, a jeśli zostanę powołany, to oczywiście tam będę - kończy.
Komentarze
Lista komentarzy
hubal
i ma rację , kręcenie kółeczek czy wstrzeliwanie gumy też mnie wku3wia
jastrzebie
Hubal jak się nie ma odpowiedniej techniki to wstrzeliwują.
szop
fajny wywiad chyba spoko facet i dobry łapacz to napewno
beny77
Co się dziwić zawodnikom jeśli trenerzy czołowych klubów sami przyznają że nie wiedzą co to jest nowoczesny hokej lub są oldschool. Taki Wronka jest u nas gwiazdą i jeździ kręci wrzuca i jest ok, a za granicą nie pograł.
WitekKH
W JKH na pewno poprawili grę w destrukcji, bo początek sezonu tragiczny. Mimo, iż nadal mają problemy ze skutecznością, to jakimś cudem udaje im się gromadzić cenne punkty.
Węgierski torman nabiera pewności w bramce Jastrzębia;pierwsze kolejki w ogóle nie przekonywał, teraz poprawnie i bez wpadek.