Większość hokejowych ekspertów oraz „ekspertów” stwierdzi, że hokejowe bójki to coś, co odchodzi do lamusa i jest ustawicznie tępione. Wstrząsy mózgu (których nędzny odsetek wywoływany jest przez pojedynki pięściarskie), brutalność (tego argumentu nie warto nawet komentować w kontekście hokeja na lodzie) czy nieużyteczność zawodników parających się tą dziedziną hokejowego rzemiosła (o tym za chwilę) to tylko niektóre argumenty podnoszone przez istoty ewidentnie oglądające tę dyscyplinę od jakiegoś miesiąca. PHL nie kojarzy się specjalnie z wieloma takimi incydentami (w każdym razie nie tymi rejestrowanymi przez kamery), ale ten stan rzeczy może się zmienić. Ten stan rzeczy powinien, a nawet musi się zmienić. Dla dobra wszystkich zainteresowanych tym sportem. Dlaczego?
IIHF wyhodował jaja
Radek Kozłowski, jeden z redaktorów tego portalu, uświadomił mi, że leśne dziadki z IIHF poszły po rozum do głowy i złagodziły przepisy dotyczące bójek. Zamiast wypieprzać wszystkich, którzy śmieli zrzucić rękawice, by przeprowadzić konstruktywny spór na gołe pięści, sędziowie będą dzielić zawodników na inicjatorów i agresorów. W prostych słowach, nie ma już kretyńskiej kary trzech spotkań za bójkę. Po bójce z Jeanem Dupuy, Kuba Michałowski spodziewał się posadzenia tyłka na trybuny na trzy spotkania, co finalnie się nie stało. Pojedynek widocznie podobał się kibicom tak bardzo, że nawet skostniała do granic możliwości PHL odkryła świat marketingu z roku 1650, kiedy to zauważono, że jak coś podoba się publiczności, to się na tym więcej zarabia.
Nie jest to jednak już kwestia jedynie przepisów. Bójki w PHL są potrzebne. Ba, potrzebna jest instytucja ochroniarza, NHL-owej wersji „enforcera”, który zrobi to, o czym większość jego kolegów z drużyny myśli co najmniej kilka razy na spotkanie.
Argument 1 – Nie da się usankcjonować testosteronu
Kochamy sport, w którym konie mierzące z reguły ponad 180 cm wzrostu i czasami ważące pod 100 kg zderzają się barkami, łokciami, biodrami i wieloma innymi rzeczami o siebie z dużą prędkością. Robią to kilka do kilkunastu razy na spotkanie, z udziałem band, pleksy, kijów i tym podobnych. Oczywiście, żyjemy w świecie, który udaje że nikt nie wyzywa się przy użyciu słów popularnie uznanych za obraźliwe, ale hokeiści wyzywają się od wszystkich możliwych organów rozrodczych i elementów fauny. Czasami wystarczy jedno popchnięcie za dużo, jeden prztyczek, by rękawice spadały szybciej niż wartość złotówki.
Doskonale pokazuje to bójka Eliasa Elomy i Nikity Bucenko. Panowie przytknęli się kilka razy i bójka wywiązała się w zasadzie sama. Sędziowie mieli wystarczająco oleju w głowie, by nie przerywać, a jednocześnie być w pobliżu, aby pilnować bezpieczeństwa obu dżentelmenów. W 2020 roku sędziowie nie mieli jeszcze tyle rozumku, i podczas bójki w meczu Opola z Sosnowcem, rzucili się między zawodników jakby któryś z nich trzymał ich wypłatę. Skończyło się tym, że jeden z arbitrów oberwał rykoszetem kilka razy, i zaskoczony tym faktem, wydawał się bardzo rozzłoszczony. No cóż, jeśli ktoś idzie w góry i szokuje go fakt, że droga nierówna, to i tak nie ma dla niego ratunku.
A propos – w meczach sparingowych bójki jakimś cudem zdarzają się dużo częściej i w wykonaniu zawodników, których o to nie podejrzewano. Może to brak zawieszeń, może to „mejbelin”.
Argument 2 – Sędziowanie w Polsce udowadnia: potrzebujemy samosądów
Podobnie jak pod w zasadzie każdym moim artykułem na tym portalu, pod tym również pojawią się inwektywy pisane przez biedne istotki, którym nie starczyło nawet na klawiatury z polskimi znakami. Wszyscy jednak zgodzić się musimy z jednym – egzekwowanie przepisów w wykonaniu naszych arbitrów jest tak wybitne, że nie możemy tego zostawić tylko w ich rękach. Jeszcze od niedawna mieliśmy nawet kogoś, kto był swego rodzaju „policjantem” jak ci rodem z NHL – jak Tie Domi, Rob Ray czy Bob Probert. Był to nikt inny jak Marek „Fryzjer” Strzyżowski, który rzucał rękawice chętnie i w różnych sytuacjach, a nauczony bronić słabszych już w czasach szkolnych wiedział jak wymierzyć sprawiedliwość w łyżwach i kasku.
Ochroniarze w NHL pilnują, by żadne przewinienie nie uszło na sucho. Jeśli sędzia czegoś nie zauważył – to ochroniarz rywala ma dostać po gębie. Jeśli ochroniarz rywala odmawia walki, na bandzie wyląduje dowolny inny zawodnik. Faule na czołowych zawodnikach nigdy nie mogą przejść bez konsekwencji. Zasady proste jak Marcin Najman. Dlaczego nie wprowadzić tego w PHL? Zliberalizujmy kary za bójki, darujmy sobie kary w stylu 5+2+25345324+ 10 i chętnie pokazujmy bójki na social mediach zespołów. Każda drużyna ma w swoich szeregach kogoś, kto chętnie zająłby się tym tematem. Uprzedzając pytanie – nie, nie uważam, by to mogła być jedyna rzecz, w której mogą być ci gracze dobrzy. Muszą umieć grać ciałem, muszą umieć podać i jeździć na łyżwach. Ponieważ sędziowie robią coraz gorszą robotę, Patrykowi Wronce może któregoś dnia spaść głowa. Co wtedy?
Argument 3 – element rozrywki
„Fryzjer” udowodnił nie raz i nie dwa, że bójka to fenomenalne show. Bójki dzielą się na umówione i spontaniczne. Te pierwsze dzieją się na przykład zaraz po rozegraniu bulika - i są cholernie zajmujące. Ludzie momentalnie podnoszą się z krzesełek, by kibicować pięściarzowi swojej ekipy. Takie bójki nie zdarzają się w PHL – a powinny. Nie trzeba mówić chyba, że tacy zawodnicy to najczęściej najrówniejsi goście w szatni i najbardziej szanowani zawodnicy w ekipie. Nie mówię wcale, że ma to być jedyny element rozrywkowy. Jeśli Július Hudáček zechce kiedyś przyjść do PHL i przebierać się za Mikołaja albo robić fikołki i rozdawać kibicom prezenty – cudownie! Do tego czasu jednak jestem za pomysłem „hodowania” enforcerów w Polskiej Hokej Lidze.
Rafał Radziszewski, Krystian Dziubiński, swego czasu Waldemar Klisiak, a nawet Mike Danton. Po przeczytaniu tych nazwisk, co najmniej raz przeszło was nieprzyjemne mrowienie, bo któryś z nich zrobił zawodnikowi waszej drużyny mniejsze lub większe kuku. Ani trochę nie jestem za nieprzepisowymi zagraniami. Wręcz przeciwnie – jestem za tym, by ich sprawcy mieli w lidze naturalnych wrogów. Jean Dupuy doskonale sam radzi sobie jeśli padnie ofiarą zbyt ostrej zagrywki.
Napiszcie co sądzicie o tym pomyśle? Czy ochroniarze mieliby rację bytu w naszej rodzimej lidze?
Czytaj także: