W meczu 31. kolejki TAURON Hokej Ligi hokeiści GKS-u Tychy przegrali na własnym lodzie z GKS-em Katowice 2:3. Spotkanie obfitowało w taktyczne niuanse i walkę o każdy centymetr tafli, jednak - jak przyznał Mateusz Bryk - tyszanie zbyt często rezygnowali z konsekwentnej gry, która dotychczas była ich znakiem rozpoznawczym.
– Myślę, że zabrakło takiej naszej konsekwentnej gry, bo gdzieś momentami to trochę nam się rozjeżdżało i wdaliśmy się w taką katowicką przepychankę, taki hokej, który im pasuje góra-dół. Byliśmy momentami za daleko od siebie i brakowało tego, żebyśmy byli wszyscy razem, blisko siebie, grali szybko krążkiem i cały czas prezentowali ten nasz hokej, który cały czas był skuteczny do tej pory. Myślę, że w dzisiejszym meczu przede wszystkim tego zabrakło w tych takich kluczowych momentach, a także zimnej krwi w tych sytuacjach, w których znajdywaliśmy się przed Johnnym – mówił o przyczynach porażki Mateusz Bryk.
Trener Pekka Tirkkonen próbował w końcówce jeszcze manewru z wycofaniem bramkarza na 97 sekund przed końcem, lecz to nie przyniosło zamierzonego rezultatu i tyszanom zabrakło czasu na wyrównanie.
– Nie, nie zwalałbym na to. Jesteśmy skoncentrowani przez sześćdziesiąt minut. To się zdarza. To jest po pierwsze sport, po drugie to jest hokej. Jedna z najszybszych gier na świecie i myślę, że nie ma winy zwalać co na to, że czasu było za mało albo coś w tym stylu, bo równie dobrze mogliśmy strzelić na te 8 czy tam 20 sekund przed końcem, grając w sześciu. Zabrakło po prostu tej naszej konsekwentnej gry przez sześćdziesiąt minut i to był problem. Myślę, tylko i wyłącznie, bo to nie jest kwestia tego, że gdzieś tam nas ograli i byli w stu procentach lepsi. Nie prezentowaliśmy swojej twarzy, z której do tej pory cały czas słynęliśmy na lodowisku – zaznaczył tyski obrońca.
Doświadczony defensor odniósł się też do specyfiki meczu, wskazując na taktyczne podejście drużyn oraz styl gry, który zaważył na przebiegu spotkania. Zauważył, że mała liczba drużyn i regularność rozgrywek wpłynęły na zachowawcze podejście rywali, którzy starali się unikać ryzyka.
– Drużyn jest tak mało i, jak wiemy, mamy już na dobrą sprawę 3/4 sezonu regularnego, więc może rywale chcieli grać bezpiecznie i nie stracić bramki. My próbowaliśmy wejść w ten nasz rytm i starać się prowadzić tę grę, która nam się podoba i która nam pasuje. Może ze względu na to, to spotkanie wyglądało jak hokejowe szafy. ć z tego powodu, że wdaliśmy się w tą taką przepychankę, która im pasuje, a nam nie do końca nie, bo nie słyniemy z tego, żeby grać hokej góra-dół. Wygrywamy zawsze, gdy jesteśmy wszyscy razem jednością – stwierdził Bryk.
Tyszanie jeszcze w tym roku zmierzą się ponownie z GKS-em Katowice, lecz w nieco innym formacie, bowiem spotkają się w półfinale Turnieju Finałowego Pucharu Polski w Krynicy-Zdrój.
– Nie mamy co spuszczać głów, bo wiadomo, strata punktów boli i gdzieś tam gubi nam się ta przewaga nad drugą drużyną w tabeli. Cały czas się nad tym koncentrujemy, żeby ta przewaga była duża i żebyśmy mogli przede wszystkim bezpiecznie rozgrywać wszystkie mecze. Będziemy mieli dobrą okazję do rewanżu w Krynicy, więc musimy podnieść głowy, odpocząć i skoncentrować się na tym, co czeka nas w Jastrzębiu. Potem pomyślimy o pucharze – zakończył.
Czytaj także: