– Serce zostawione, flaki wyprute. Dlatego byliśmy pod takim wrażeniem naszej kadry, dlatego chłopaki dali nam tak dużo radości. Ale jakościowo wyszły braki – tak Mariusz Czerkawski podsumował występ biało-czerwonych na Mistrzostwach Świata Elity.
HOKEJ.NET: – Wydaje się, że w turnieju Mistrzostwa Świata Elity zbyt często stosowaliśmy wrzutki na aferę. Była laga do przodu, ale nie przynosiło to zamierzonego efektu, bowiem nie zdążaliśmy dojechać do krążka. Potem rywale mieli świetne okazje do tego, aby wyprowadzić kontry.
Mariusz Czerkawski, najlepszy napastnik w historii polskiego hokeja: – To są rzeczy, które trenujesz w klubach. W wiemy, jak to wygląda. Jeśli coś zrobisz źle, to nie ponosisz konsekwencji. Nie jesteś sadzany na ławce, bo nie ma na tyle konkurencji. Nie lądujesz karnie na trybunach, więc tracisz więc krążek na niebieskiej, wrzucasz sobie flipa w lewo lub w prawo, nie wystrzeliwujesz krążka, strzelasz na bramkę z rogu, czy z boku - nie trafiasz, a potem idzie kontra. Sam ją napędzasz.
Samo hamowanie na bramce bez odjazdu do rogu. Spójrzmy na pięknego gola Wronki, na to gdzie wylądował Fraszko – był w rogu, za bramką i podnosił ręce ciesząc się, że bramka wpadła. Przecież tu trzeba zatrzymać się tuż przed bramkarzem, na samym słupku, bo może to obroni, może będzie poprzeczka i trzeba będzie wpychać krążek kijem do tej siatki. Nie wywołuję Fraszki do tablicy, podaję tylko przykład, żeby wiadomo było, o co mi chodzi. Podejrzewam po prostu, że nikt tego naszym zawodnikom nie wpaja do głowy. Mi to wpajano przez dwadzieścia lat gry za granicą.
Jasne - rozbijając wszystko na czynniki pierwsze można się czepić wielu rzeczy, ale to też nie do końca jest wina tych chłopaków. Gdy wyjeżdżałem jako dziewiętnastolatek, to cały czas jeździło się na kółeczkach, bo jest trochę łatwiej, bo niby szybciej wrócisz, ale zobacz - atakujesz kogoś, przeciwnik robi zwód, obracasz się do niego plecami, jedziesz po łuku. Na zachodzie nie masz prawa odwrócić się do przeciwnika plecami! Jak mi skręca, to ja hamuję i też skręcam, cały czas kontroluję jego ruch. To są detale, ale jak robi to dwudziestu zawodników dzień w dzień, przez całe lata, to jest to po prostu jest inna jakość i właśnie tej jakości nam zabrakło. Serce zostawione, flaki wyprute, jasne, dlatego byliśmy pod takim wrażeniem, dlatego dali nam tak dużo radości, ale jakościowo wyszły braki.
Jakby popatrzeć na te wszystkie bramki, albo przynajmniej na większość z nich, to trener Kaláber zwraca uwagę, że sporo z nich padło po indywidualnych - wymuszonych lub nie - błędach. Pewnie z 60-70 procent bramek rywali padło po naszych stratach, które przeciwnik wykorzystał. Wyszkolenie i ligowe naleciałości...
– Zgadza się. U nas nie ma za bardzo kar za to, że popełnisz błąd. Ja siedziałem czasami przez kilka meczów na trybunach, bo trener uważał, że mogłem zaryzykować podanie przez środek. Albo, że zamiast wystrzelić gumę próbowałem podać z bekhendu. Albo, że nie wjechałem ciałem, albo nie rzuciłem się pod krążek i go nie zablokowałem. Mnóstwo chłopaków grało na swój potencjał, który mieli najwyższy, jaki był. Zrobiliśmy co mogliśmy. Najwięcej, jak potrafiliśmy, ale taki jest sport. Kwestia szkolenia trenerów, mówienia o tym, no ale skąd oni mają to wszystko wiedzieć? Ale to jest jak mantra, od dwudziestu lat padają te pytania i ciągle mówimy o tym samym. Heniek Gruth mówił o tym na antenie Polsatu, że pewne rzeczy już miały wejść w życie, było kilka spotkań trenerów, ale z jakiegoś powodu wszystko się zatrzymało. Dlaczego? Nie wiem.
POSŁUCHAJ CAŁEGO WYWIADU W MATERIALE WIDEO:
Czytaj także: