- Chciałem zrobić postęp w swojej karierze - mówi o powodach przenosin do Polski Czech Daniel Krejčí, który w najbliższym sezonie będzie występował na taflach naszej ekstraklasy.
Krejčí zagra w najbliższych rozgrywkach w PHL w barwach Comarch Cracovii. W ubiegłym sezonie reprezentował barwy Slavii Praga na zapleczu czeskiej ekstraklasy. W 43 meczach części zasadniczej strzelił 7 goli i zaliczył 24 asysty. Trafił nawet do Drużyny Gwiazd ligi według dyrektorów sportowych klubów, ale oferty z ekstraklasy w swojej ojczyźnie nie dostał.
Dlaczego zdecydował się na przenosiny do Polski?
- Niestety nie było oferty z extraligi. Miałem w głowie, że coś może się pojawić i chciałem o to powalczyć, ale musiałem rozważyć inne możliwości - mówi nowy nabytek Cracovii w rozmowie z czeskim portalem hokej.cz. - Nie chciałem już dłużej grać w czeskiej pierwszej lidze (druga klasa rozgrywkowa - red.). Chciałem zrobić postęp w swojej karierze.
30-letni obrońca wyżej ceni poziom polskiej ligi niż zaplecza czeskiej ekstraklasy, ale nie tylko to przekonało go do propozycji z Krakowa.
- Miałem wiele ofert i rozważałem wszystko. Cracovia będzie grała w Hokejowej Lidze Mistrzów i ogólnie poziom polskiej ligi jest wyższy niż czeskiej pierwszej - mówi.
Krejčí przyznaje, że przed podjęciem ostatecznej decyzji rozmawiał nie tylko z trenerem Rudolfem Roháčkiem, ale także z czeskimi graczami "Pasów".
- Rozmawiałem osobiście z trenerem Roháčkiem, który też jest Czechem. To ambitny trener. Mam nadzieję, że we mnie wierzy - mówi obrońca Cracovii. - Ale rozmawiałem też z Markiem Račukiem, z którym kiedyś grałem i z "Jirką" Gulą. On był wcześniej ze mną w Dukli Trenczyn. Jest tam Czechów naprawdę dużo i to mnie cieszy.
W Slavii mierzący 190 centymetrów gracz był najważniejszą postacią formacji obronnej i w ostatnim sezonie spędził na lodzie najwięcej czasu ze wszystkich graczy zespołu. Jak sam mówi, chciałby podobną rolę odgrywać w Cracovii.
- Mam nadzieję, że tak będzie. Zobaczymy, co pan trener dla mnie przygotuje. Ale myślę, że wzięli mnie tam z powodu mojej gry w przewagach i umiejętności ofensywnych - mówi. - Wcześniej miałem problemy z grą w obronie, ale w Slavii się to poprawiło. Skończyłem sezon z +8 w statystyce +/-, co też było dla mnie małym sukcesem. Nie boję się pracy w obronie.
Krejčí jeszcze do końca nie wie, czego spodziewać się w Krakowie. Liczy na to, że na trybunach atmosfera będzie podobna do tej z Vsetina, z którym jego Slavia w ostatnim sezonie przegrała rywalizację w ćwierćfinale drugiej klasy rozgrywkowej w Czechach.
Klub z Vsetina miał najwyższą średnią frekwencję na trybunach w swojej lidze. W sezonie zasadniczym na jego mecze chodziło przeciętnie po 1 587 widzów. Dla porównania - średnia frekwencja na meczach Cracovii wynosiła w ostatnich rozgrywkach 610 osób.
- Szczerze mówiąc jeszcze się nie dowiadywałem, ile osób tam chodzi na mecze i jak kibicują - przyznaje czeski hokeista. - Nie wiem, jak będzie po covidzie, ale Cracovia jest najstarszym polskim klubem z ponadstuletnią tradycją, więc wierzę, że baza fanów jest duża. Dam się zaskoczyć. Być może doświadczę podobnie gorących meczów, jak z Vsetinem. W Polsce ludzie są żarliwymi fanami wszystkich sportów, więc mam nadzieję, że i tam spotkam podobną atmosferę.
Daniel Krejčí nie jest w żaden sposób spokrewniony z byłm graczem Boston Bruins, a ostatnio gwiazdą czeskiej ekstraklasy Davidem Krejčím. Zbieżność nazwisk jest przypadkowa, ale czasem doprowadza do zabawnych sytuacji.
- Pamiętam, jak kiedyś na Mistrzostwach Świata juniorów zagraniczny dziennikarz poprosił mnie o wywiad i pytał, jak to jest mieć starszego brata w NHL i czy staram się iść jego śladem. Powiedziałem mu, że to tylko zbieżność nazwisk, więc spakował kamerę i sobie poszedł - ze śmiechem opowiada wychowanek Slavii Praga.
Krejčí został zapytany także o podpisywanie przez czeskich hokeistów kontraktów w KHL po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Przyznaje, że ocenia ten fakt negatywnie.
- Dużo o tym myślałem. Ja osobiście bym tego nie zrobił, nie byłbym w stanie - mówi. - Ale każdy ma swoją odpowiedzialność i sam musi patrzeć w lustro. Jeśli jest w stanie... Rozumiem, że musi zarobić na chleb dla swojej rodziny... Nie biorę pod uwagę zawodników, którzy już tam mają umowy, ale ci, którzy podpisują je w czasie tego wszystkiego, co się dzieje i wiedzą, w co wchodzą, to już trochę co innego.
Czytaj także: