Do bardzo niecodziennej sytuacji doszło w hitowym meczu słowackiej extraligi. W trzeciej tercji padł gol, którego nikt nie zauważył. Nie widział go także sędzia wideo, bo... nie siedział przed monitorem.
Słowackie media piszą o skandalu po wydarzeniu, do którego doszło w 44. minucie meczu mistrza kraju HK Nitra z aktualnym liderem tabeli HC Koszyce.
Drużyna z Koszyc przegrywała 0:2, gdy jej gracz Peter Repčík skierował krążek do bramki rywali. Bramkarz ekipy z Nitry Sami Aittokallio wybił "gumę" nogą, ale jak pokazała powtórka, zrobił to już zza linii (wideo poniżej).
Tyle że powtórki nikt nie oglądał. Sędziowie na lodzie uznali, że jej nie potrzeba, a sędzia wideo, który mógłby zasygnalizować, że padł gol, nie siedział akurat przed ekranem. Ani w ogóle w pokoju, w którym miałby przed sobą monitor.
Dlaczego tak się stało? Wytłumaczenie brzmi absurdalnie, ale jest prawdziwe.
- W słowackiej extralidze sędzia wideo ma podwójną funkcję. Jest też instruktorem sędziów, więc musi widzieć całą taflę. Ale w Nitrze nie da się tego połączyć. W pomieszczeniu, gdzie ma widok z kamer, nie widzi sędziów, a gdy siedzi na trybunach, nie ma przy sobie techniki. A ponieważ ten moment nie wyglądał dziwnie i zawodnicy, trenerzy ani kibice nie pokazywali, że padł gol, sędzia wideo nie zmienił miejsca i nie sprawdził sytuacji. Rezultatem jest nieuznany prawidłowy gol - wyjaśnił w serwisie X dziennikarz słowackiej telewizji STV Patrik Mitas.
Ten moment miał duży wpływ na losy meczu. Mimo że gościom z Koszyc w niesamowitej końcówce udało się doprowadzić do remisu 2 golami zdobytymi w odstępie 62 sekund. Pierwszego zdobyli na 65, a drugiego na zaledwie 3 sekundy przed końcem trzeciej tercji. W dogrywce jednak Miloš Bubela dał zwycięstwo obrońcom mistrzowskiego tytułu.
Nie wiadomo jednak, jak potoczyłby się dalej mecz, gdyby lider zdobył gola kontaktowego w 44., a nie w 59. minucie.
Klub z Koszyc wydał w sprawie meczu oświadczenie, w którym zaznacza, że respektuje wynik i nie szuka wymówek, ale tłumaczy sytuację ze swojej strony.
- Gospodarze dali naszemu wideoanalitykowi obraz z głównej kamery, który jest standardem na słowackich stadionach zimowych. Z tej kamery nie było możliwe ocenić czy był gol, czy nie. To samo ujęcie mieli trenerzy w boksie - wyjaśnia klub. - Zaraz po tej sytuacji Peter Repčík podjechał do sędziego i powiedział mu, że mógł być gol. Sędziowie jednak ocenili sytuację ze swojego punktu widzenia, dwukrotnie sygnalizując rozłożeniem rąk, że gol nie został zdobyty. Nie otrzymali żadnej podpowiedzi ze strony sędziego wideo, że to był gol, więc gra była kontynuowana.
Dopiero powtórki telewizyjne pokazały, że krążek znalazł się za linią bramkową, ale zespół HC Koszyce dowiedział się o tym później.
- Sztab trenerski nie może polegać na ujęciach z telewizji, bo mamy 45-sekundowy limit na trenerski "challenge". Również w tej sytuacji ujęcia z telewizji dotarły do wideoanalityka już po kolejnym wznowieniu. Ponadto według regulacji wydanych przez władze ligi trenerski "challenge" w tej sytuacji nie mógł zostać wzięty - tłumaczą władze HC Koszyce.
Działacze lidera słowackiej extraligi przekonują, że członkowie jego sztabu nie mogli w tej sytuacji zrobić więcej, by gol został zaliczony.
- Sztab trenerski i analityk wideo w tamtym momencie wykorzystali wszystkie dostępne możliwości. Jako klub nie chcemy oceniać ani komentować tego, gdzie został popełniony błąd. To podlega osądowi innych organów. Złożyliśmy w tej sprawie skargę do Wydziału Sędziowskiego Słowackiego Związku Hokeja na Lodzie. Wierzymy, że w przyszłości takie błędy nie będą w Tipos extralidze powtarzane - kończy klub.
Czytaj także: