- Świat stoi w płomieniach, ludzie umierają, a my mamy walczyć, żeby dalej grać w hokeja? - pyta jeden z działaczy. niezadowolony, że sezon trwa mimo pandemii.
Hokejowi działacze w wielu krajach zwykle stoją na stanowisku, że należy robić wszystko, by grać dalej, mimo problemów z zakażeniami koronawirusem. Inne zdanie wyraził jednak dyrektor sportowy szwedzkiego klubu Malmö Redhawks Patrik Sylvegård.
W zespole z południa Szwecji pojawiło się ognisko koronawirusa. Najpierw w sobotę zakażenie stwierdzono u napastnika Larsa Bryggmana. Drużyna zagrała jeszcze sobotni mecz ligowy, bo wtedy wszystkie wyniki testów innych graczy były negatywne, ale później okazało się, że kolejni zawodnicy są zakażeni. Chodzi przynajmniej o 3 przypadki. Cały zespół trafił do kwarantanny, a jego najbliższe mecze zostały przełożone.
Sylvegård uważa, że to za mało, bo SHL w ogóle nie powinna grać w czasie trwania pandemii.
- Czasami się człowiek zastanawia, co my w ogóle robimy? Cały świat stoi w płomieniach, ludzie umierają, a my mamy walczyć, żeby dalej grać w hokeja? - pyta w rozmowie z telewizją SVT.
Szwedzki działacz przyznaje, że zawodnicy jego drużyny przechodzą zakażenie łagodnie i raczej nic im nie grozi, ale jego zdaniem ogólna sytuacja epidemiczna wymagałaby podjęcia innej decyzji w sprawie kontynuowania rozgrywek.
- Staramy się robić, co możemy w tej sytuacji, jednocześnie mając respekt wobec choroby. Jeśli popatrzymy na nasz region, to 700-800 osób leży teraz w szpitalach - mówi. - Mamy przyjaciół i sponsorów, którzy przeszli to naprawdę ciężko i zmarli, więc chodzi o to, żeby jak najlepiej dbać o siebie.
Sylvegård jest jednym z nielicznych działaczy, którzy nie chcieliby kontynuować sezonu. Dla wielu dalsza gra to sposób na to, by kluby przetrwały, nawet jeśli na trybuny nie mogą wrócić kibice. Dyrektor sportowy Malmö Redhawks zdaje sobie także sprawę z okoliczności finansowych, choć on sam chciał je dla klubów poprawić zamykając SHL na spadki. Nie spotkał się jednak z powszechnym zrozumieniem i ten pomysł upadł.
- Ten sezon wygląda tak, jak wygląda. Od początku mówiłem, że powinna zostać podjęta inna decyzja, że powinno się zamknąć ligę - mówi. - Ale teraz już jest jak jest. Mamy umowę na prawa transmisyjne z telewizją i cały czas jest zasada spadków i awansów. Przez to jest to naprawdę ekstremalny sezon.
Co ciekawe, Sylvegård wcześniej w trakcie sezonu nie tylko opowiadał się za dalszą grą, ale także krytykował fakt, że w Szwecji tylko 50 osób mogło wchodzić na trybuny podczas meczów (obecnie maksymalnie 8).
- To dziwne, że można normalnie iść do centrum handlowego i jest tam mnóstwo ludzi. Tam mogą być, a w hali na meczu nie - mówił w październiku ubiegłego roku.
Czytaj także: