Jiří Gula i Marek Račuk: "Mamy się finansowo lepiej niż wielu zawodników w Czechach"
- Mamy się teraz finansowo lepiej niż wielu zawodników w Czechach - mówią o grze w Polsce zawodnicy Comarch Cracovii Jiří Gula i Marek Račuk. W wywiadzie opowiadają także m.in. o tym czy polska drużyna poradziłaby sobie w czeskiej ekstraklasie i o zaskoczeniu wizytą księdza w szatni.
Czescy gracze Cracovii swoimi spostrzeżeniami z czasu spędzonego w Polsce podzielili się w swojej ojczyźnie w wywiadzie opublikowanym na łamach portalu iSport.cz.
Jak sami mówią, w naszym kraju spotkali nieco inną rzeczywistość niż w Czechach, gdzie hokej jest jednym z najpopularniejszych sportów.
- Powiedzmy, że w Polsce hokej ma swoje miejsce wśród kibiców sportu, ale w Krakowie dużo więcej ludzi chodzi na piłkę nożną. Gra tu piłkarska Cracovia, Wisła też jest popularna. Piłka nożna po prostu przyciąga najwięcej uwagi, to jest tradycyjny sport numer 1 w Krakowie. Polacy są szaleni na punkcie futbolu, a w Krakowie pewnie nawet podwójnie - tłumaczy Gula.
Obrońca "Pasów" dodał także, że w polskich mediach hokej jest niemal zupełnie niewidoczny.
- Kiedy chcemy jakichś hokejowych informacji, to zaglądamy na stronę temu poświęconą, ale w klasycznych gazetach albo w telewizji hokejowi w Polsce nie poświęca się zbyt wiele uwagi - mówi.
Gula jest w Krakowie od 2019 roku. Račuk trafił do drużyny Rudolfa Roháčka przed obecnym sezonem. Obaj przyznają, że przy tak licznym zaciągu zza naszej południowej granicy, język czeski stał się w szatni Cracovii "urzędowym".
- Wszyscy w szatni mówią tylko po czesku - mówi Račuk. - Jestem tu nowy i mam wrażenie, że nawet Polacy mówią częściej po czesku niż po polsku. Muszę przyznać, że czasem jako jedyny staram się mówić po polsku, więc inni czescy koledzy z tego powodu się ze mnie śmieją.
Gula dodaje: - Wygodne jest to, że czeski i polski mają dużo wspólnego. To są podobne języki, więc chłopcy długo grający w Polsce dobrze się dogadują. W dodatku Polacy całkiem dobrze rozumieją czeski.
Obaj gracze mówią, że podziałów na tle narodowościowym w zespole nie ma, choć Gula twierdzi, że w początkach jego pobytu w Polsce, w krakowskiej szatni nie zawsze tak było.
- Teraz jakiejś złej krwi nie ma. Ogólnie mamy dobrą grupę. Małe problemy były, kiedy grałem tu pierwszy sezon - opowiada. - W Krakowie była grupa starszych Polaków, którym trudno było się pogodzić z tym, że przychodzą młodsi chłopcy z Czech mogący ich przewyższać pod względem hokejowym. Ale teraz wszystko jest zupełnie w porządku.
Račuk dodaje, że przez polską część szatni nowi czescy zawodnicy są przyjmowani bardzo dobrze.
- Polacy są super. W ogóle nie ma dla nich problemu, że jest tu tylu Czechów i starają się nam pomóc, żebyśmy się czuli jak w domu - opowiada.
30-letni napastnik w zeszłym sezonie występował na zapleczu czeskiej ekstraklasy w Prościejowie, ale także rozegrał 30 meczów w barwach Rytíři Kladno w Tipsport extralidze. Sam mówi, że transferu do Polski nie traktował jako sportowe zesłanie, choć w Czechach ciągle często podchodzi się w ten sposób do występów w PHL.
- Zaczęliśmy trenować chyba jako pierwsi w Europie, 11 lipca, i miałem poczucie, że przyszedłem do klubu czeskiej Extraligi. Wielu zawodników ma za sobą dobre kariery i potrafi grać w hokeja - mówi o swoich wrażeniach z Cracovii. - Jednocześnie myślę, że spore rezerwy jeszcze są, bo latem przyszło dużo nowych zawodników i drużyna ciągle się zgrywa.
Zawodnik dodaje, że przyjazd do Polski traktował jako nowe wyzwanie, również ze względu na możliwość gry w europejskich pucharach.
- Nigdy nie grałem za granicą i nigdy nie spróbowałem Hokejowej Ligi Mistrzów, co było bardzo kuszące - tłumaczy. - Prościejów chciał, żebym został, ale ja nie chciałem po zakończeniu kariery powiedzieć sobie, że nigdy nie spróbowałem gry w zagranicznych rozgrywkach. Z "Gulim" znamy się długo, więc kiedy pojawiła się okazja, nie było się nad czym zastanawiać.
Obaj zawodnicy przekonują, że nie tracą finansowo na pobycie w Polsce. Gula mówi, że ich wynagrodzenia nie są wcale gorsze niż w klubach z dolnej części czeskiej ekstraklasy.
- Myślę, że mamy się teraz finansowo lepiej niż wielu zawodników w Czechach. Nie twierdzę, że jest to porównywalne z gwiazdami w Trzyńcu albo w Sparcie Praga, ale z szeregowymi graczami Litvínova, Karlowych Warów i takich klubów na pewno tak - ujawnia. - My jako Czesi żyjemy w takiej iluzji, że nasza liga jest najlepsza, zarabiamy mnóstwo pieniędzy i nikt nie ma tak dobrze, co nie do końca jest prawdą.
Zapytany czy w takim razie zawodnicy wysokiej klasy nie chcą przychodzić do Polski ze względu na niski prestiż rozgrywek, Račuk odpowiada: - Myślę, że to jest główny powód. Gdy komuś w Czechach mówiłem, że przechodzę do Polski, to przewracał oczami, nie rozumiał mojej decyzji i powoli zaczynał mówić o końcu kariery. U nas ciągle uważa się, że gra w hokeja w Polsce równa się porażce. Wielu chłopaków woli iść grać w pierwszej lidze (druga klasa rozgrywkowa - red.).
Gula dodaje, że on sam miał taki wybór, ale uznał przyjazd do Polski za atrakcyjniejszy, nie tylko pod względem sportowym.
- Po odejściu z Litvínova nie chciałem iść do pierwszej ligi, bo myślę, że trudno jest z niej wrócić do extraligi - mówi. - Chciałem poznać nową kulturę i część innego kraju. Polska jest idealna, bo tu chodzi o kraj, do którego jest nam po prostu blisko.
A czy jakiś polski zespół poradziłby sobie na poziomie czeskiej ekstraklasy?
- Odpowiedzi możemy szukać w Hokejowej Lidze Mistrzów, gdzie pokonaliśmy Villach, a Katowice wygrały nawet z Zurychem - mówi Račuk, który w sezonach zasadniczych extraligi wystąpił 134 razy. - Hokej się coraz bardziej wyrównuje. Już nie jest tak, jak dawniej, że Polacy by gdzieś przyjechali, dostali "siódemkę" i przeciwnik by się nawet nie spocił. Dzisiaj każdy umie jeździć, więc decydują detale. Nie odważyłbym się powiedzieć, jak na przykład my, jako Cracovia, poradzilibyśmy sobie w extralidze w dłuższej perspektywie, ale trzymam się tego, że mamy dobrą drużynę.
Gula też zwraca uwagę, że czym innym są pojedyncze mecze, a czym innym rozegranie w lidze całego sezonu.
- Widzę to podobnie jak Marek, chociaż trudno jest porównywać. Czeska liga jest też specyficzna pod względem obrony i różnych systemów. Wszędzie w Czechach chodzi o jazdę na łyżwach i grę od jednej bramki do drugiej - tłumaczy. - Znajdzie się w Polsce dobre drużyny, ale naprawdę trudno powiedzieć czy któraś z nich wytrzymałaby cały sezon w Czechach, bo hokej w Czechach jest bardziej siłowy.
Obaj gracze Cracovii nie mają za to wątpliwości, że poziom hokejowej infrastruktury w Polsce nie jest extraligowy.
- Może z piłką nożną nie da się tego porównać. Polska zainwestowała dużo pieniędzy w piłkę z powodu Euro, które organizowała. W lidze hokejowej są 3 czy 4 drużyny, które mają nowe, piękne hale. Są trochę mniejsze, ale przytulne. Porównałbym to do Chance Ligi (druga klasa rozgrywkowa - red.) w Czechach - mówi Gula.
- Dokładnie tak, jest to porównywalne z tymi lepszymi klubami w Chance Lidze, nawet jeśli podróż do Kadaňa też nigdy nie była hitem - ze śmiechem dodaje Račuk.
Co ciekawe, jemu w Polsce podobają się podróże na mecze, które często są znacznie bliższe niż w Czechach.
- Super się w Polsce podróżuje, nawet mimo tego, że Polska jest dużo większym krajem niż Czechy - mówi. - Jedna rzecz to jakość dróg, a druga to, że dużo drużyn mieści się niedaleko od Krakowa. Wyjeżdżamy na mecz o 15, a gramy o 18. Jest to dużo przyjemniejsze w porównaniu z Czechami, gdzie grając na przykład dla Litvínova do Trzyńca jedziesz przez cały kraj. W Polsce dużo drużyn jest blisko siebie.
Polska zdecydowanie przegrywa za to z Czechami pod względem frekwencji na hokejowych meczach.
- Na nasze mecze chodzi mało ludzi - przyznaje Gula. - Mówiłem już, że Kraków jest bardziej piłkarskim miastem. Mieszka tu prawie 800 tysięcy ludzi, w roku akademickim ze studentami bliżej miliona, ale hokej po prostu nie jest tu popularny. Kiedy jest hitowy mecz polskiej ligi albo Hokejowej Ligi Mistrzów, może przyjdzie 2 tysiące ludzi. Pod tym względem Polska jest zdecydowanie słabsza.
Obaj gracze zostali zapytani o czołowe postaci polskiej ligi. Račuk ze swojego krótkiego jeszcze doświadczenia wskazał, że są nimi Grzegorz Pasiut, Bartosz Fraszko i Damian Kapica, a Gula się z nim zgodził.
Na pytanie czy w takim razie to krajowi zawodnicy są największymi gwiazdami ligi, Gula odpowiada: - Jeśli będziemy rozmawiać ogólnie, to jest to trochę dyskusyjne, ale ci, których wymieniliśmy co sezon są w czołówce punktacji kanadyjskiej i ludzie ich lubią. Przypisałbym to też temu, że obcokrajowcy są tu dość szybko wymieniani, więc trudno jest im stać się ikonami dla kibiców.
Mimo sporych podobieństw kulturowych, czasem Czechów w Polsce może coś zaskoczyć. Na przykład na tle religijnym. Taką historię opowiedział Gula, który nie spodziewał się drużynowej modlitwy w szatni.
- Kiedy byłem tu pierwszy rok, większość drużyny stanowili zawodnicy z Polski. Raz przed meczem przyszedł do szatni ksiądz, więc myślałem, że nas pobłogosławi czy coś takiego i dalej będziemy robić swoje. Ale on tam był jakieś 40 minut, mówił i mówił. Polacy obok mnie klękali i żegnali, a ja w ogóle nie wiedziałem, co się dzieje - ze śmiechem wspomina gracz Cracovii.
Komentarze
Lista komentarzy
PanFan1
Fakt który przeciętny Polak raczej woli wyprzeć z pamięci, lub też tego w ogóle się nie uczył, jest taki że w naszej historii mieliśmy dwóch królów Czechów. W 1300 roku, arcybiskup Jakub Świnka koronował na króla Polski Wacława Drugiego, a w 1305 na zaledwie kilka miesięcy, jego następcą został Wacław Trzeci, jego syn. Polacy i Czesi są pod wieloma względami bardzo pokrewnymi narodami, a waśnie separatystyczne zawsze były nam narzucane politycznie i przez siły, nazwijmy to trzecie, których interes leży w tym, żeby na lini polsko-czeskiej raczej wrzało, niż istniało pojednanie.