GKS Katowice pokonał przed własną publicznością KH Energę Toruń 3:1. Po zakończonym meczu zaprosiliśmy do rozmowy Kacpra Maciasia. Wspólnie z naszą redakcją obrońca GieKSy podsumował spotkanie, opowiedział o mozolnym procesie budowania drużyny, a także wskazał w jakich aspektach gra jego zespołu wymaga poprawy.
HOKEJ.NET: – Wygrywacie spotkanie przeciwko KH Enerdze Toruń 3:1. Element, który pozostaje nieodzowny w waszej grze, to chęć do gry na krążku od pierwszych sekund spotkania, ale również utrzymująca się niemoc strzelecka w pierwszej odsłonie.
Kacper Maciaś, defensor GKS-u Katowice: – To może fajnie wygląda, jak kiedyś "tiki-taka" Barcelony, czyli podajemy i nic z tego nie wynika. W pierwszej tercji mieliśmy może ze dwa groźne strzały. Więc myślę, że to jest problem, że mimo tego, że potrafimy utrzymać się na krążku i kontrolować grę wizualnie, to nie przekładamy tego na skuteczność i zdobyte bramki.
Twoim zdaniem to naturalna kolej rzeczy? Kwestia aby wszystko w waszych szeregach się zazębiło i przegryzło przez wszystkie formacje?
– Z pewnością jest to procesem. Jest w naszych szeregach sporo nowych zawodników. Jednak uważam, że powinniśmy strzelać zdecydowanie więcej bramek.
Skuteczność zatem powinna okazać się kluczem do tego, aby wasze wyniki były bardziej satysfakcjonujące?
– Jest to jeden z czynników, choć w każdym aspekcie możemy się jeszcze poprawić i grać lepiej. Gra w defensywie nie wygląda najlepiej. "Kiler" dzisiaj kilkukrotnie przytrzymał nam wynik, podobnie jak we wcześniejszych spotkaniach robił to Johny, więc im też nalezą się wielkie podziękowania. Myślę jednak, że prędzej wygra się mecz strzelając parę bramek niż zdobywając zaledwie jedną lub dwie. Powinniśmy na to zwrócić uwagę.
W związku z absencją Arkadiusza Kostka, nastąpiły roszady w formacjach defensywnych. Jak Tobie się układa współpraca po tych przemeblowaniach w pierwszej linii obrony?
– Osobiście nie mam na co narzekać. Tego jak postrzegają moja grę koledzy z formacji już nie wiem. Jednak staram się zawsze oddać na tafli wszystko. Korzystam z tego, że mam teraz dużo czasu na lodzie i chcę być postrzegany jako pozytywny aspekt w naszej grze. Wnosić dużo dobrego z przodu, a z tyłu pewność siebie i dobrą pracę w w obronie.
Czasami jednak abstrahując od wszystkich założeń, potrzeba tego sportowego szczęścia. Los uśmiechnął się do Ciebie chociażby w Jastrzębiu, kiedy po Twoim strzale krążek w niecodziennych okolicznościach wpadł do bramki rywala.
– Szczęście też jest ważnym czynnikiem. Wiemy, że możesz grać naprawdę dobrze, a przeciwnikowi odbije się krążek szczęśliwie i przegrasz mecz. Jednak nie ma strzałów, nie ma goli. Trzeba dać bramkarzowi szansę, żeby popełnił błąd. A takiej bramki jak w Jastrzębiu to jeszcze nie zdobyłem. Rozmawiałem z bratem, on jednak tych bramek zdobył więcej, ale przyznał, że takiej również nie zdobył. Będzie to dla mnie miłym wspomnieniem.
Na waszym rozkładzie jazdy, wyjazdowe spotkanie przeciwko Cracovii. Na czym w pierwszej kolejności powinniście się skupić podczas kolejnych treningów?
– Będziemy dzisiejsze spotkanie analizować w wielu aspektach. Przyjrzymy się temu, co pozytywne i negatywne w naszej grze. Na pewno te błędy będziemy chcieli wyeliminować. Po prostu mam nadzieję, że strzelimy więcej bramek niż stracimy.
Jesteśmy jednak dopiero u schyłku września. Zespół został poddany sporej przebudowie, z pewnością cierpliwość musi iść w parze z ciężką pracą.
– Jest początek sezonu, zagraliśmy piąte ligowe spotkanie. Trener powtarza nam, że budowanie zespołu to proces, podczas którego musimy codziennie dawać z siebie wszystko, aby stawać się lepszym zespołem. Nic nie przychodzi od pstryknięcia palcami.
Podsumowując jest dobrze, ale może być lepiej?
– Czy jest dobrze, to nie mnie oceniać. Ale będziemy ciężko pracować, aby było lepiej.
Rozmawiał: Mateusz Mrachacz
Czytaj także: