Już tylko trzy tygodnie pozostały do zamknięcia okienka transferowego. Regulamin TAURON Hokej Ligi przewiduje, że każda z polskich drużyn od stycznia do 15 lutego może przeprowadzić tylko dwa transfery. Rynek jest obecnie bardzo trudny, ale dużo zależy od funduszy, operatywności działaczy oraz... znajomości.
Do tej pory tylko jeden zespół wykorzystał przysługujący mu limit. Było to EC Będzin Zagłębia Sosnowiec, do którego dołączyli fiński skrzydłowy Väinö Sirkiä, a także etatowy reprezentant Korei Południowej Sang Hoon Shin, mogący zarówno grać na środku ataku, jak i prawym skrzydle.
W styczniu działacze Comarch Cracovii zakontraktowali Dominika Salamę, który przez ostatnie cztery sezony reprezentował barwy STS-u Sanok. Do GKS-u Tychy trafił blisko dwumetrowy środkowy Jere-Matias Alanen, który w debiucie strzelił gola. Do zespołu Re-Plast Unii Oświęcim dołączył Lauri Huhdanpää.
Obecnie na rynku nie ma zbyt wielu ciekawych nazwisk. Mówiąc dosadniej - dominują gracze, którzy w tym sezonie jeszcze nie grali. A kontraktowanie ich obarczone jest sporą dozą ryzyka. Tym bardziej, że faza play-off rozpoczyna się w TAURON Hokej lidze już 22 lutego.
– To prawda, nie ma zbyt wielu wolnych zawodników. Ale jeśli dobrze wykorzystasz znajomości, to da się wzmocnić drużynę – powiedział nam jeden z klubowych działaczy, prosząc jednak o zachowanie anonimowości.
Więcej czasu
Za pewnik można przyjąć, że szefostwa polskich klubów najprawdopodobniej będą czekać do ostatniej chwili. Z pomocą przychodzi im dłużej otwarte okienko transferowe, bo od tego roku będzie ono się zamykać nie ostatniego dnia stycznia, jak było to do tej pory, ale dopiero 15 lutego.
Transferowe młyny zaczną pracować wydajniej, gdy zespoły niemające już szans na awans do fazy play-off albo mające w nich znikome szanse będą chciały zejść z kosztów i pozwolą niektórym swoim graczom wydłużyć sezon i dołączyć do ekip mających wyższe cele.
Drugiego transferu można spodziewać się w Oświęcimiu i w Tychach, ale dużo zależeć będzie od opcji, które pojawią się na rynku. Na jakościowe wzmocnienie defensywy liczą w Katowicach. Działacze GieKSy mogą wykonać dwa ruchy. Dlaczego? Bo Brandon Magee, jak i Adam Hornik zostali zgłoszeni i zatwierdzeni do gry jeszcze w grudniu.
JKH GKS Jastrzębie dopina transfer Dmitrija Załamaja, ale nie można wykluczyć, że zdecyduje się też na wzmocnienie w linii ataku. Rynek transferowy przeczesuje KH Energa Toruń, która chciałaby w tym sezonie awansować do półfinału play-off. Ostatni raz ta sztuka udała się "Stalowym Piernikom" w sezonie 2004/2005, czyli dwadzieścia lat temu.
Potrzebne kilkanaście tysięcy euro
Wielu kibiców zapewne zastanawia się, ile kosztuje sprowadzenie zawodnika, który w tym sezonie regularnie grał w silnej lidze i prezentował w niej solidny poziom. Z naszych informacji wynika, że działacze w budżecie płac powinni zarezerwować na niego minimum 12 tysięcy euro. Oczywiście jakość kosztuje i w tej chwili znacznie łatwiej znaleźć gracza, który za dokończenie sezonu będzie chciał otrzymać 15-20 tysięcy euro.
Oczywiście do tej kwoty trzeba dołożyć ewentualną premię za sukces, a także przygotować się na koszty związane z opłaceniem karty transferowej (600 franków szwajcarskich), biletem lotniczym, wynajęciem mieszkania, a wielu przypadkach również zapewnieniem samochodu służbowego.
O ile w zeszłym roku byliśmy świadkami kilku wewnętrznych roszad, to w tym na takie rozwiązanie raczej nie ma co liczyć. Dlaczego? Bo drużyna Podhala Nowy Targ, która - z dużą dozą prawdopodobieństwa - w play-offach nie zagra, została już rozebrana w trakcie trwania sezonu. To samo tyczy się Texom STS-u Sanok.
Czytaj także: