Komorski: Odwdzięczyliśmy się trenerowi w dobry sposób
Reprezentacja Polski pewnie pokonała Serbię 10:2, a solidną cegiełkę do tego zwycięstwa dołożył Filip Komorski. 30-letni środkowy po raz pierwszy - w oficjalnym meczu kadry - skompletował hat tricka, a oprócz tego na jego koncie pojawiły się też trzy asysty.
– Ten mecz pozwolił nam odetchnąć z ulgą. Strzeliliśmy trochę goli, wykreowaliśmy sporo akcji, pokazaliśmy trochę radosnej gry i mam nadzieję, że to wszystko przełoży się na starcie z Japonią, bo w naszych pierwszych dwóch meczach nasza skuteczność szwankowała – powiedział Filip Komorski.
Przed starciem z najsłabszą drużyną turnieju Róbert Kaláber dokonał kilku zmian. Niewątpliwie najważniejszą i najbardziej udaną było zestawienie w jednym ataku Alana Łyszczarczyka i Filipa Komorskiego. Ten duet w poprzednim sezonie występował w HC Frydek-Mistek i spisywał się bez zarzutu. W starciu z Serbią obaj napastnicy również nie zawiedli. „Komora” zdobył trzy bramki i zaliczył trzy asysty, a „Łyżka” do bramki dołożył sześć kluczowych zagrań.
– Cieszę się, że trener zestawił mnie z Alanem. Wydaje mi się, że odwdzięczyliśmy się mu w dobry sposób. Myślę, że te sześć punktów moich i siedem punktów Alana to dobra prognoza przed niedzielnym meczem. Nie pompujemy tego balonika, ale naprawdę fajnie nam się grało i jestem zadowolony z tej współpracy – stwierdził wychowanek Mazowsza Warszawa, a na jego twarzy wymalował się promienny uśmiech.
Nie da się ukryć, że minusem spotkania z Serbią, który jako pierwszy rzucił się w oczy była utrata dwóch bramek. Drużynie, która aspiruje do awansu do wyższej dywizji nie przystoi tracić tylu bramek z najsłabszą ekipą Mistrzostw Świata Dywizji IB.
– Byliśmy dla nich zbyt gościnni, ale trzeba też przyznać, że Serbowie zdobyli ładne bramki. Popełniliśmy jakieś małe błędy, ale nie będziemy się załamywać, bo sami strzeliliśmy dziesięć goli. Najważniejsze dla nas jest to, żebyśmy w niedzielę zdobyli więcej bramek od przeciwnika – zauważył popularny „Komora”, dodając, że na mecze z najsłabszymi rywalami czasami trudno się zmotywować.
Już w niedzelę Polacy zmierzą się z Japonią, a stawka tego starcia będzie ogromna. Zwycięzca tego meczu awansuje na zaplecze Elity. To spotkanie to rozpocznie się o 16:30.
– Podchodzimy do tego meczu z zimną głową, bo wciąż pamiętamy ostatnie mistrzostwa w Tallinnie. Byliśmy w nich stroną dominującą, mieliśmy z dwa albo trzy razy więcej okazji, a jednak przegraliśmy – stanowczno zaznaczył warszawski wychowanek.
– Jest u mnie gdzieś to zmęczenie sezonem, ale najważeniejsze jest to, żebyśmy wygrali w niedzielę. A to kto strzeli dla nas bramki? To nie ma najmniejszego znaczenia – dodał.
W starciu z Japończykami kluczem do zwycięstwa mogą być gry w przewagach, które nie idą najlepiej biało-czerwonym.
– Przewagi mogą okazać się kluczowe w niedzielnym meczu, więc ten element jest zdecydowanie do poprawy. A czy zdążymy? Mam taką nadzieję. Mamy zawodników bardzo dobrze wyszkolonych, dobrych na krążku, potrafiących oddać strzał i mam nadzieję, że gdzieś to się poukłada. Gdybyśmy w meczu z Ukrainą wykorzystali przewagi, to wygralibyśmy w regulaminowym czasie gry. W niedzielę gra w tej formacji specjalnej mogą być kluczowe dla losów spotkanai – wyjawił 30-letni środkowy.
Po trzecie z rzędu mistrzostwo Czech sięgnął Aron Chmielewski, który przyleci do Polski wesprzeć naszą reprezentację w starciu z Japonią.
– Po drugiej tercji meczu z Ukrainą usłyszałem, że Trzyniec wygrał i bardzo się cieszymy, że Aron do nas przyjedzie. Oglądałem te spotkania i należał im się ten tytuł mistrzowski. Wspierał Arona mentalnie, zawsze przed każdym meczem z nim pisałem i motywowałem go. Co prawda rozegrałem tylko trzy mecze w Trzyńcu, ale cieszę się, że chociaż w dołożyłem swój jeden procent do tego sukcesu – uśmiechnął się wychowanek Mazowsza Warszawa.
– Nie sprawdzałem regulaminu czy mi też przysługuje ten złoty medal, ale taki medal nie będzie smakował w jakiś wyjątkowy sposób – zakończył.
Komentarze