Kraków będzie musiał poczekać na inaugurację sezonu TAURON Hokej Ligi. Na rozgrzewce pękła pleksiglasowa szyba i mecz, ze względów bezpieczeństwa, nie odbył się
Wydawało się, że Lodowisko im. Rocha Kowalskiego, po „aferze bulikowej”, niczym już miejscowych nie zaskoczy. Nic bardziej mylnego. Miała być inauguracja, walka na lodzie i odpowiedź, w jakiej dyspozycji jest drużyna Rudolfa Roháčka. Było jednak inaczej, a to, co stało się w piątek pod Wawelem, spokojnie posłużyć może do składanki pt. „Hokejowe jaja”.
Początkowo nic nie zwiastowało przygód. Jak zawsze, zawodnicy wyszli na rozgrzewkę, kibice pomału gromadzili się na trybunach. Przedsezonowa atmosfera udzielała się wszystkim. Zewsząd słychać było dyskusje o nowym zespole i rozgrywkach… Ze zniecierpliwieniem oczekiwano pierwszego wznowienia.
Gdy hokeiści pomału schodzili do szatni, za toruńską bramką nastąpiło poruszenie. Na tafli leżało tysiące błyszczących drobinek, które w pocie czoła porządkowały służby. Najwyraźniej jeden z przyjezdnych zbyt mocno uderzył w pleksiglasową szybę, która rozsypała się na kawałki.
– Ktoś przesadził z siłownią – zażartował któryś z fanów.
Na początku niewiele osób przejęło się incydentem. – Ot, rozwalona pleksa. Z pewnością po chwili ją naprawią...
Im dłużej jednak trwała naprawa, tym więcej osób z zaciekawieniem przyglądało się akcji. Nikomu jednak nie przechodziło przez myśl, że z tego powodu można odwołać mecz…
Sędziowie podeszli pod miejsce zdarzenia i chwile przyglądali się usterce. Z korytarzy co chwilę zerkali również gracze, niepewni, czy mają wyjeżdżać na lód. Gdy jednak umieszczono nową pleksiglasową szybę, hokeistom pozwolono się przebrać, a po paru minutach gotowi czekali na wyjście. Pierwsi na tafli pojawili się torunianie, zaraz potem wyjechali miejscowi. Brakowało tylko sędziów, którzy spóźniali się z wyjściem na spotkanie.
Tymczasem goście tłoczyli się przy feralnej pleksie, sprawdzając jej stan, a po wyrazach twarzy można było sądzić, że mieli do niego sporo wątpliwości. Tymczasem na lód wyjechali sędziowie. Od razu podjechali do nich kapitanowie, Aleš Ježek oraz Patryk Kogut. Gracz z Torunia od razu zgłosił zastrzeżenia, więc sędziowska czwórka, wraz z zawodnikami, pojechała, by sprawdzić zamiennik
Gdy arbitrzy go testowali, ta wyraźnie uginała się pod ich rękoma. Na bezpieczną z pewnością nie wyglądała. „Nie bój się pleksy! Hej, Toruń, nie bój się pleksy!” – ironicznie skandowali kibice. Po chwili zmienili repertuar - „Płaćcie za pleksę, hej Toruń, płaćcie za pleksę!”
W międzyczasie sędziowie konsultowali się – z kapitanami, sztabem, stolikiem sędziowskim. Zdołali zerknąć jeszcze na bandę, a potem ponownie wezwali do siebie Ježka i Koguta. Chwilę się naradzali, po czym znów zawodnicy odjechali, by zakomunikować decyzję swoim drużynom.
– Drodzy Państwo, mecz z powodów bezpieczeństwa się nie odbędzie – powiedział spiker. Nim skończył, zagłuszyły go gwizdy.
Publika, delikatnie mówiąc, z werdyktu zadowolona nie była. Po odśpiewaniu obchodzącemu urodziny Radosławowi Sawickiemu „Sto lat” wściekła opuszczała trybuny. Przez chwilę zgromadziła pod halę, protestując i wyrażając niezadowolenie. Kibice jednak więcej zrobić nie mogli i po kilkunastu minutach, niepocieszeni, udali się do domów.
Po meczu nie udało się otrzymać komentarzy od zawodników, a w szczególności sędziów. Zdarzenie zostało opisane w protokole, a o reszcie zadecyduje Marta Zawadzka, która pełni funkcję komisarza. Czy spotkanie się odbędzie, czy może zostanie przyznany walkower – tego jeszcze nie wiemy. Rozstrzygnięcia pewnie poznamy w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin.
Miały być emocje, bramki i nowe rozdanie, skończyło się na śmiechu połączonym z goryczą. A lodowisko im. Rocha Kowalskiego jak na razie, przynosi swoim gospodarzom niemiłe niespodzianki.
Czytaj także: