Naszym zdaniem. 5 wniosków po turnieju Baltic Challenge Cup
Reprezentacja Polski z kompletem punktów zakończyła turniej Baltic Challenge Cup. Postanowiliśmy podsumować te zmagania w pigułce zawierającej pięć wniosków.
Liderzy nie zawiedli
– Trener Róbert Kaláber zabrał do Tallinna dwóch niezwykle doświadczonych zawodników: obrońcę Patryka Wajdę i napastnika Krystiana Dziubińskiego, którzy w maju świętowali swoje 33. urodziny. Pierwszy z nich zapewnił ogromny spokój w tyłach i z niezłej strony zaprezentował się też po drugiej stronie tafli, notując trzy asysty.
Z kolei „Dziubek” był prawdziwym liderem ofensywy i z pięcioma bramkami okazał się najlepszym strzelcem całej imprezy. Atak, w którym występował, złożony z Kamila Wałęgi i Alana Łyszczarczyka był prawdziwym przekleństwem dla pozostałych ekip.
Dodajmy też, że Dziubiński zagrał w tym turnieju na skrzydle, choć w klubie ustawiany jest na środku ataku.
Gra za granicą popłaca
– Cieszymy się, że polscy zawodnicy chcą podnosić swoje umiejętności w zagranicznych klubach. Turniej w Tallinnie pokazał, że gracze, którzy występują za granicą robią regularne postępy. Najlepszym zawodnikiem turnieju (MVP) został wybrany Paweł Zygmunt, który na co dzień występuje w czeskiej Tipsport Extralidze. Dobre wrażenie zostawili po sobie też Dominik Paś, Alan Łyszczarczyk i Damian Tyczyński.
Wydaje się, że największy progres zrobił jednak Kamil Wałęga. 21-letni środkowy nabrał pewności siebie, a w rozegraniu imponował precyzją i ogromnym spokojem. Dzięki tym elementom został najlepiej punktującym zawodnikiem całego turnieju. W trzech meczach zdobył 2 bramki i zanotował aż 8 asyst. Kilka kluczowych zagrań w jego wykonaniu było naprawdę wybornych!
Debiutanci mają co wspominać
– Turniej w Tallinnie z pewnością miło będą wspominać młodzi zawodnicy, którzy dostali możliwość debiutów, jak również ci, którzy otworzyli swoje bramkowe konta w reprezentacji.
Do pierwszej grupy zaliczyć trzeba Kamila Lewartowskiego, Mateusza Zielińskiego, Michała Naroga, Kamila Biłasa, Damiana Tyczyńskiego i Jakuba Bukowskiego. Co ciekawe, trzech ostatnich miało okazję świętować swoje pierwsze gole w seniorskiej kadrze.
Oprócz nich podobnego zaszczytu doznali Kamil Paszek, Radosław Sawicki i Patryk Krężołek.
Na plus skuteczność i gra w ofensywie
– Te elementy hokejowego rzemiosła były w stolicy Estonii naszymi mocnymi stronami. Dość powiedzieć, że w trzech meczach strzeliliśmy aż 27 bramek. Gra „Orłów” w ofensywie cieszyła oko.
Ze statystycznego obowiązku wypada poinformować, że jedną trzecią z wszystkich goli zdobyli dwaj zawodnicy: Krystian Dziubiński i Paweł Zygmunt. Punktu na tym turnieju nie zaksięgował tylko jeden zawodnik biało-czerwonych z pola, a mianowicie Adrian Jaworski.
Destrukcja do poprawy
– Ten aspekt nie był mocną stroną naszego zespołu. W meczach z Litwą i akademicką reprezentacją Łotwy straciliśmy aż 7 bramek! Stanowczo za dużo. Zbyt często lądowaliśmy też na ławce kar, przez co musieliśmy grać w osłabieniach, a i ten element nie był naszą domeną. Wiemy nad czym musimy pracować.
Oczywiście należy zwrócić też uwagę na jeden istotny fakt. Trener Róbert Kaláber, co wielokrotnie podkreślał, zabrał do Tallinna eksperymentalną linię obrony, a ta w ciągu zaledwie trzech treningów nie mogła opanować wszystkich detali taktycznych. Uczyła się na żywej tkance.
Nie da się jednak ukryć, że towarzyskie turnieje są idealnym momentem na to, by sprawdzać poszczególne rozwiązania.
Komentarze