W NHL mamy obecnie kuriozalną sytuację. Dotychczas, gdy drużynę dotykała relokacja (czytaj wyprowadzka), nowi właściciele rozpoczynali media tour, czyli reklamowanie nowej organizacji we wszystkich możliwych mediach. Tak właśnie robi włodarz świeżo upieczonej drużyny Utah Cokolwiek, bo ta jeszcze nie ma nazwy. Najlepsze jest jednak to, że w trasę prasową pojechał także Alex Meruelo, który… stracił drużynę, a właściwie wszystkie jej zasoby i obecnie jeździ przekonywać dziennikarzy, że Arizona Coyotes powrócą. Stan Utah ma być wybawieniem dla umęczonych brakiem hali i finansami „Kojotów”. Okazuje się jednak, że ekipa pod wodzą Alexa Tourigny’ego właśnie znalazła się w niebezpiecznie podobnych realiach.
Sytuacja w totalnym skrócie
Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to szybko wyjaśniam. Arizona Coyotes zostali dezaktywowani, ale wszystkie „aktywa” i zasoby zostały przeniesione do nowej organizacji w Utah. W ten sposób, „Kojoty” formalnie nie przestały istnieć, a nowa ekipa nie musi wchodzić do ligi na zasadzie ekspansji i draftu odrzutków z innych drużyn NHL. Jeśli obecny właściciel Kojotów, Alex Meruelo zbuduje nową halę choć w 50% wygrywając najpierw aukcję ziemi pod obiekt, ma dać znać lidze, że chce wracać do rywalizacji. Od tego momentu NHL obliguje się w ciągu 18 miesięcy przywrócić Coyotes na zasadzie ekspansji czyli tego, co Utah uniknęła.
Inaczej mówiąc – Coyotes są zawieszeni, a wszyscy zawodnicy, personel a nawet komentatorzy pracują obecnie dla Salt Lake City w stanie Utah.
Królewskie przyjęcie
Jako kibic Arizony muszę przyznać, że stan Mormonów przyjął moich ulubieńców w iście królewskim stylu. Gromkie powitanie na lotnisku, olbrzymia impreza na wypełnionej hali Delta Center, gdzie swoje mecze rozgrywają koszykarze Utah Jazz. Przedstawienie zawodników, wywiady, zdjęcia, uśmiechy – kampania iście amerykańska z pompą właściwą wydarzeniu. Właściciel drużyny Utah, Ryan Smith, przywitał zawodników osobiście już dzień po otrzymaniu drużyny, zaprosił ich do najlepszych hoteli, poznał wszystkich osobiście. Inaczej mówiąc, robił wszystko to, czego właściciel Coyotes nie robił i za co między innymi przyjdzie mu odkupić winy w oczach kibiców w Phoenix.
Co więcej, Smith stwierdził, że wszyscy zawodnicy zostaną na najbliższy sezon. Oczywiście, kontrakty niektórych wychodzą daleko poza następny rok, ale np. Liam O’Brien będzie wolnym strzelcem już 1 czerwca. Genialnie było patrzeć, jak podczas imprezy z kibicami zawodnicy co chwila prosili tłum o skandowanie „Spicy Tuna”, czyli przydomku O’Briena, by uczynić z niego ulubieńca fanów i w ten sposób zwiększyć szanse na pozostanie w ekipie. Tak właśnie zgrana paczka zawodników będzie walczyć z czymkolwiek co drużyna będzie mieć na piersi o najwyższe cele.
Czy zatem zawodnicy znaleźli się w lepszych okolicznościach? Na chwilę obecną tak. Czy problemy jakie mieli Coyotes tutaj ich nie dotyczą? Zdecydowanie nie.
Problemy z halą dożywotnią zmorą?
Coyotes przestali chwilowo istnieć, ponieważ nie mają gdzie grać. Zmęczona sytuacją liga stwierdziła, że nie da im grać jeszcze 5 lat w mieszczącej niecałe 5 tysięcy ludzi Mullet Arena. Czy zatem przeprowadzono się właśnie do nowoczesnego obiektu na miarę najlepszej ligi świata? Otóż, delikatnie mówiąc, nie.
W Utah zawodnicy mają, przynajmniej obecnie, rozgrywać spotkania w Delta Center, która ma być dostosowana do hokeja, którego…nie było tam dłuższą chwilę. Grały tam drużyny ligi IHL ale miało to miejsce w latach 90. W 2016 hala przeszła dość poważny remont, by móc mieścić ponownie hokej na lodzie i 17 tysięcy widzów. Nie zmienia to jednak faktu, że cała masa ludzi będzie oglądać…filary, lodowisko nie jest nową technologią, a obiekt obecnie nawet przez rodzimych dziennikarzy nazywany jest „śmieciowym lodowiskiem”.
Tak więc w ucieczce przed brakiem hali zawodnicy właśnie dostali się do sztucznie remontowanego monstrum niespełniającego nowoczesnych standardów. Oczywiście, szatnie czy miejsca dla prasy są o wiele lepsze niż te w Mullet, ale to dalej kilkudziesięcioletnia hala nienadająca się do hokeja. Podobny obiekt mieli w 90 latach…Phoenix Coyotes, a ich America West Arena również miała architektoniczne kwiatki w postaci kolumn i filarow zasłaniających ludziom mecz.
Kolejne podobieństwo? Obietnice. Smith jest pewien, że władze Utah zgodzą się na dostosowanie Delta Center, ale jeśli nie, to szybko znajdzie się miejsce pod nową halę gdzieś na północy stanu. Jeśli zamienić słowo Utah na Arizona, to w zasadzie mamy nagłówki hokejowych czasopism z ostatniego roku na temat Coyotes. Nie miejmy złudzeń – Ryan Smith ma o wiele, wiele pewniejszą pozycję i jego słowo znaczy obecnie dużo więcej niż słowo Alexa Meruelo, jednak obietnice, zapewnienia i przekonanie o współpracy z miastem? To wszystko gdzieś już słyszałem.
Amerykański sen czy amerykański uśmiech?
Clayton Keller, Lawson Crouse i Nick Schmaltz, czyli obecne filary drużyny uśmiechali się, pozowali do zdjęć i ochoczo zachwalali nowe hokejowe realia. To wersja dla kibiców Utah, którzy nie zasłużyli na nic poza uśmiechem i radością. Nie ich to wina, że Arizona nie była w stanie utrzymać swojej ekipy. Nie zmienia to faktu, że zawodnicy nie są szczęśliwi z przebiegu wydarzeń. Do grudnia zeszłego roku Coyotes ciągle walczyli o pierwszą dziką kartę na Zachodzie. Gdy tylko gruchnęła plotka o przenosinach do Utah, Kojoty zaczęły przegrywać, a seria ta trwała aż 14 spotkań.
Nie jest wielką tajemnicą, że potwierdzenie tych wieści spotkało się z furią i wściekłością zawodników, z których większość już uczyniła z Phoenix swój dom. Nie wszyscy mieli ochotę zamieniać gorącą Arizonę na chłodniejsze Salt Lake City i 6-milionowy rynek na 1,5-milionowy ryneczek.
Trener Alex Tourigny, który w prasie w Utah mówił, że to najlepszy dzień w jego karierze, jeszcze dwa tygodnie wcześniej chodził wściekły i „dał bardzo wyraźnie do zrozumienia” włodarzom Coyotes, co myśli o całej sytuacji, i nie była to radość z nadchodzącej podróży (raczej w niewybrednych słowach sugerował daleką podróż swoim ówczesnym pracodawcom).
Czyżbyś potrzebował maści na wiadomy ból, Kojotku?
Trochę na pewno. Kibicowałem Coyotes 26 lat, więc mam prawo być wkurzony. Jednak mam zerowy żal do Utah. Więcej, w oczekiwaniu na powrót mojej ukochanej drużyny planuję spróbować dać Utah szansę. Ciężko patrzy się na radość (mniej lub bardziej przetrawioną) zawodników z okazji przeprowadzki, ale też nie planuję rzucać pomidorami w monitor z tej okazji.
Więcej, cieszę się, że zostali tak genialnie przywitani. Utah Jazz to drużyna absolutnie nieistotna w NBA, a sprowadzają tłumy niezmiennie od lat. Kibice tego stanu słyną z tego, że kibicują wszystkiemu co ma ich lokalizację w nazwie. Zachowują się również bardzo ładnie wobec nas – kibiców Coyotes, wyrażając współczucie i coś na zasadzie „Dziękujemy, mamy nadzieję, że powrócicie. Zaopiekujemy się chłopakami”.
Mam jedynie nadzieję, że problemy z halą nie będą zmorą tych zawodników i będą mogli zając się hokejem a nie myśleniem nad tym, czy ich hala za moment się rozleci. Zasłużyli na najlepsze traktowanie i póki co zdaje się, że tak właśnie jest.
Czytaj także: