Mistrzostwa Świata już za nami i chociaż wielu z nas marzyło, że za rok nasi dalej będą lać się ze Szwedami czy Amerykanami, to ten etap na razie mamy za sobą. Najwięcej zawsze mówi się o tych, którzy występują w pierwszych liniach, którym udało się strzelić bramkę czy zaliczyć asystę. Moim osobistym bohaterem został jednak zawodnik, którego kilka gwiazd tych mistrzostw z pewnością zapamięta, głównie dzięki siniakom na pośladkach. To nie Krzysztof Maciaś, nie Filip Komorski. Moim herosem tej imprezy jest Maciej Urbanowicz.
Na siłę pod prąd?
Nikt nie spodziewał się tego, że pokonamy potęgi. Szwedzi w ogóle nie chcieli nas na tych mistrzostwach, a IIHF miał plan w ogóle ograniczyć liczbę ekip na tej imprezie. Spodziewano się, że będziemy poruszać się z gracją Joe Bidena i będziemy rozstawiani po kątach jak małe dzieci. Szwedzi wybierają kadrę z tysięcy zawodników, Kanadyjczycy mają ich tylu, że wybierają takich, którzy w ogóle mają ochotę jechać. Połowie Amerykanów nawet nie chce się grać tylko zwyczajnie nie mają co robić, gdy ich drużyna nie wchodzi do fazy play-off.
Nic więc dziwnego, że widziano nas także jako chłopaków do bicia. I tu nastąpiła niespodzianka ustrojowa. Cały na biało na jastrzębskim koniu wjechał zawsze gotowy i zawsze wkurzony Maciej Urbanowicz. Po kilku dniach imprezy na czterech literach posadzony zostaje przez niego Rasmus Dahlin, czyli defensor o głowę wyższy od Maćka, zarabiający w jeden rok tyle, ile cała nasza kadra przez prawdopodobnie kilkanaście lat. Dahlin będzie musiał wykorzystać część tych dolarów, by je zamrozić i przyłożyć sobie do pośladków, które mocno obił mu „Urbi”.
Maciek ma 180 cm wzrostu, a Brady Tkachuk ponad 190. Kiedy otrzymał „solidne ciało” od bohatera artykułu, to aż się uśmiechnął. Obaj gwiazdorzy NHL wyjeżdżali na mecz przeciwko Polakom z przekonaniem, że strzelą nam parę bramek, dorzucą kilka efektownych asyst, zbiją nas jak chamów pod monopolowym, a następnie pojadą do domu. Te dwie pierwsze rzeczy może im się udały, ale ta ostatnia będzie im się śnić po nocach. Na bandy nie rzucił ich ani inny rosły Kanadyjczyk, ani żaden inny Amerykanin wyszkolony do robienia krzywdy rywalom. Bodiczka wypłacił im blisko 38-letni skrzydłowy, zupełnie nieznany im Polak. Ba, zrobił to tak, że będą o tym długo jeszcze opowiadać w swoich małych szwedzkich i amerykańskich domkach.
A Maciaś, a Wałęga, a Zygmunt?
Ci trzej panowie będą bohaterami wielu artykułów i będzie im słodzone tak, że będą mieli tego dosyć. Niewiele powie się o Urbanowiczu, nie napisze się o Komorskim, zapewne mimo genialnej interwencji nikt specjalnie nie będzie długo rozpływał się nad Tomášem Fučíkiem. Jeszcze przed turniejem sporo mówiło się, że zapraszanie do kadry kapitana JKH GKS-u Jastrzębie błędem albo wręcz fanaberią selekcjonera. Wszak zawodnik cierpi już na chorobę, która trapi także i mnie, czyli „peselozę”, a dodatkowo w sparingach był w stanie złapać zupełnie niepotrzebne kary. Nie jestem przekonany czy znalazłoby się dla niego miejsce, gdyby na turniej mógł jechać Radosław Galant, ale bardzo lubię wyobrażać sobie że tych dwóch gości jest w jednej formacji.
Tysiące hokeistów Szwecji i dziesiątki tysięcy W Stanach Zjednoczonych to zwyczajna armia zaciężna w porównaniu do tych kilku szaleńców, którzy zdecydowali się na zawodowy hokej w naszym kraju. Trener Róbert Kaláber nie ma czym szastać, więc grać musiały mniej więcej po równo wszystkie formacje. W odróżnieniu od ekipy USA, gdzie Trevor Zegras mógł przesiedzieć połowę meczu, pobawić się swoimi cudownymi włoskami, a u nas musiał grać każdy. Nasza weekendowa liga pozwala na bardzo długi odpoczynek, którego w NHL nie zaznano od wielu, wielu lat. Tak więc „Urbi” musiał okazać się przydatny w osłabieniu. Podobnie jak młodsi koledzy musiał gonić za skandynawskimi herosami, nie mógł oprzeć się presji i złośliwym komentarzom. Idę o zakład, że co najmniej jeden gwiazdor za oceanu skierował w naszą stronę kilka uwag na temat byciu znanym albo nieznanym, na temat zarobków czy szans na turnieju, a Zegrasa podejrzewam o to z urzędu.
Tak więc zawodnik, który bez jakichkolwiek kompleksów wjeżdża często mniejszym ciałem rywali takiej klasy, jest na wagę złota. Patryk Wronka dzielnie popisywał się umiejętnością jazdy na łyżwach, takie umiejętności miała większość naszych oponentów w wieku 14 lat. Zrezygnowany Pasiut pokazał niewiele, mimo największego talentu w całej naszej kadrze. Jakub Wanacki okazał się bardzo solidnym obrońcom, ale takich obrońców Szwecja czy Słowacja ma naprawdę wiele. Nie mówię tego, żeby umniejszyć naszym chłopakom, którzy pokazali, że w polskich szatniach trzeba będzie poszerzać framugi, żeby zmieściły się w nich ich gigantyczne jaja. Mówię to dlatego, że jeśli czymś wyróżniliśmy się na tle innych ekip i jeśli w czymkolwiek zwróciliśmy ich uwagę to jest to gra ciałem Maćka Urbanowicza.
Nie przesadzasz trochę Kojot?
Nie nie przesadzam. Solidne bodiczki i gra bez kompleksów była tym, co podobało się naszym rywalom. To nie grad goli ani setne piruety budziły ich respekt. Erik Karlsson nie nabrał szacunku do naszej reprezentacji ze względu na jakieś kosmiczne umiejętności. Oczywiście był pełen uznania widząc, jaki postawiliśmy opór, ale największy respekt wzbudził na nim sposób gry bohatera artykułu.
Jestem gigantycznym fanem podejścia Maćka do tego turnieju, ponieważ grał tak jak w lidze na co dzień. Nazwiska na koszulce, wypłaty sięgające dziesiątek milionów dolarów nie zrobiły na nim absolutnie żadnego wrażenia. Wjeżdżał we wszystkie gwiazdy naszych przeciwników, jak straż miejska w staruszki sprzedające warzywa.
Żeby było jasne nie umniejszam tu nikomu z naszej kadry. Nie uważam, że grał za Filipa, Kubę, Patryka czy Jasia. Nie mam zamiaru deprecjonować wkładu, jaki w meczach miał Krzysiek Maciaś czy Krystian Dziubiński. Idę jednak o zakład, że wielu kibiców pominie Maćka w swoich analizach. A nie wolno tego robić. Bez naszej czwartej formacji nie bylibyśmy w stanie nawiązać wyrównanej walki z reprezentacjami, które nie muszą użerać się z realiami polskiego hokeja na co dzień.
Co dalej?
Napisałem pochwaliłem i obawiam się że, to by było na tyle. Trener już zapowiedział odmłodzenie naszej kadry, i słusznie. Nie do końca wiem, kto ma zastąpić obecnych zawodników, bo mam wrażenie, że jeśli nie sprowadzimy sobie Polaków z Czech czy Słowacji, to w barwach Rzeczypospolitej Polskiej grać będą piekarze rolnicy jak w reprezentacji piłkarskiej San Marino. Jestem niemal pewien, że Maćka z orłem na piersi już nie zobaczymy. Nawet jeśli trener nie zdecyduje się na absolutnie radykalne obniżenie średniej wieku, to trudno mi wyobrazić sobie 40-letniego Urbanowicza grającego w Elicie za dwa lata. Choć mu tego życzę.
Maciej zrobił jednak wszystko, co mógł. Dodał jeszcze więcej, aby niektórzy nie pomyśleli przypadkiem, że w tym zbiorniku skończyło się już paliwo. Jeśli ktoś myślał, że wybiera się on na emeryturę, to teraz może spokojnie go przeprosić. Maciek zadbał byśmy go zapamiętali jako najtwardszego zawodnika naszej reprezentacji. Najlepsze jest to, że prawdopodobnie mniejsze czy większe siniaki literach niektórych gwiazd przypomną im o naszym napastniku.
Maciek jest moim zawodnikiem tego turnieju. Zapraszam do dyskusji. Ale błagam - nie dyskutujmy tylko o tym czy to dobrze, że Urbanowicz znalazł się w kadrze czy nie, bo zrobimy z siebie kompletnych idiotów.
Czytaj także: