Być może dziś poznamy mistrza Polski sezonu 2024/2025. Stanie się tak, jeśli GKS Tychy pokona na własnym lodzie GKS Katowice. Czy w piwnym mieście zapanuje euforia? Kibice na złoty medal czekają od pięciu lat.
Na ten temat na naszych łamach wypowiadał się już Tomáš Fučík, który był głównym architektem poniedziałkowego zwycięstwa nad GieKSą 3:1, które dało tyszanom prowadzenie w serii 3:1.
– Nie wiem, co ten Pan na górze zaplanuje. Jego trzeba pytać – żartował 31-letni golkiper, który na najważniejszą część sezonu złapał genialną formę.
Dość powiedzieć, że w fazie play-off broni bowiem ze skutecznością oscylująca w granicach 95,5 procent, a we wspomnianym czwartym meczu śląskiego finału jego efektywność była jeszcze wyższa. Procent zatrzymanych strzałów wyniósł 97,3! Fučík kapitalnie zaprezentował się w trzeciej odsłonie. Obronił 22 uderzenia rywali w tym dwa rzuty karne, które egzekwowali Jean Dupuy i Stephen Anderson.
Powtórka sprzed 10 lat?
Tyszanie mogą nawiązać do swojego wyczynu sprzed dziesięciu lat. Wtedy to - pod batutą Jiříego Šejby - sięgnęli po podwójną koronę: Puchar i Mistrzostwo Polski.
Trzeba też dodać, że teraz zespół dowodzony przez Pekkę Tirkkonena ostatni krok w rywalizacji o złoto może postawić we własnej hali, w której w tegorocznej fazie play-off jeszcze nie przegrał. To olbrzymi handicap.
Jeśli już jesteśmy przy historii, to wypada przypomnieć też sezon 2017/2018. Wtedy to tyszanie pokonali w finale katowiczan 4:1, stawiając ostatni krok na własnym lodzie. O losach piątego meczu przesądziła wówczas dogrywka, a w niej decydujący cios zadał Filip Komorski, który wykorzystał sytuację sam na sam z Shane'em Owenem.
Czy ten splot faktów może mieć dzisiaj znaczenie? Może, ale nie musi, bo ekipa z piwnego miasta zna też smak rozczarowań. Przypomnijmy, że sezon wcześniej prowadziła już w finale 3:1, ale ostatecznie przegrała batalię o złoto z Comarch Cracovią.
Rozstrzygną detale
Nie da się ukryć, że w dzisiejszym meczu niezwykle ważna będzie cierpliwość i skłonność do poświęceń. Sporo zależeć będzie od postawy obu bramkarzy oraz od błysku liderów, od których w takich momentach wymaga się najwięcej.
– Absolutnie nie jest to koniec gry. Rywal prowadzi, mamy trudne położenie, ale gra się do ostatniej syreny. Mamy drużynę pełną dobrych charakterów i nikt nie zamierza kończyć sezonu już teraz – zaznaczył Stephen Anderson, środkowy GieKSy.
Katowiczanie mają o czymś myśleć. Przede wszystkim muszą z pietyzmem zagrać w destrukcji i wykazać się lepszą skutecznością w ataku. Aby pokonać tyszan muszą strzelić więcej niż jednego gola.
O ile poprzednie rundy i serie fazy play-off miały określone prawidła i scenariusze, to tu trudno takowych szukać.
Niepodważalny jest fakt, iż oba zespoły w finale dobrze radzą sobie w osłabieniach, ale słabo rozgrywają przewagi. Katowiczanie grają w power playach ze skutecznością oscylującą w granicach 11,8 procent, a tyszanie są tylko nieznacznie lepsi – 13,3 procent.
Dzisiejszy mecz rozpocznie się o 18:00. Transmisja w TVP Sport.
Czytaj także: