Patryk Wronka w półfinałowej serii z z GKS-em Tychy zaprezentował znakomitą formę. Zdobył siedem bramek, zanotował cztery asysty i był głównym architektem awansu GieKSy do finału. – Po takim zwycięstwie jesteśmy jeszcze większą drużyną niż byliśmy. Mam nadzieję, że w finale nic nas nie zatrzyma – mówił po zwycięskim meczu w dogrywce „Wronczes”.
HOKEJ.NET: – Sporo nerwów i emocji. Jak na gorąco ocenisz to spotkanie?
Patryk Wronka, skrzydłowy GKS-u Katowice: – Pojawiały się demony z ostatnich meczów. Prowadzimy, gramy fajnie i trwonimy wypracowaną zaliczkę w sposób zbyt łatwy. Nie poddaliśmy się, gdy w szóstym meczu straciliśmy gola 18 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry. Nie podłamaliśmy się też po tym, jak ten mecz wymknął nam się spod kontroli.
Oczywiście ta seria była mega ciężka, Tychy to bardzo dobra drużyna i udowodniła, że nie znaleźli się w półfinale przez przypadek. Radość u nas jest wielka i wydaje mi się, że po takim zwycięstwie jesteśmy jeszcze większą drużyną niż byliśmy. Mam nadzieję, że w finale nic nas nie zatrzyma.
Mecz mieliście pod kontrolą, ale z czasem to tyszanie przejęli inicjatywę?
– Szkoda, że minutę przed końcem pierwszej tercji straciliśy gola i zrobiło się nerwowo. Do momentu 2:0 ten mecz był spokojny, potem zaczęły się niepotrzebne nerwy. Ale tak widocznie musiało być. Takie zwycięstwo smakuje jeszcze lepiej.
Chwała chłopakom z naszego zespołu. Coś wspaniałego widzieć codziennie te piękne mordeczki. W niedzielę rozpoczynamy finałową rywalizację.
W dogrywce GKS Tychy był aktywniejszy, był więcej przy krążku, oddał też więcej strzałów. Z czego to wynikało?
– Może tak, my strasznie głupio w tej dogrywce pozbywaliśmy się krążka. Cztery na cztery trzeba szanować gumę, a my oddawaliśmy ją zbyt łatwo. I to właśnie z tego to wynikało. Później przejęliśmy troszkę inicjatywę i wykreowaliśmy sobie sytuacje. Fajnie, że „Wanek” to załatwił i mogliśmy się cieszyć.
Myśleliście o tym, aby nie dopuścić rozstrzygnięcia w rzutach karnych, które zazwyczaj są loterią?
– Na pewno, bo wiedzieliśmy, że przegraliśmy karne w Tychach. Przegraliśmy też w dogrywce u siebie i powiedzieliśmy sobie, że trzeci raz im tego nie oddamy. Nie oddaliśmy i tyle.
Wystrzeliłeś z formą na półfinały. Osiem bramek i cztery asysty przeciwko GKS-owi Tychy to niebywały wyczyn. Skąd ten progres?
– Zawsze mam mnóstwo tych okazji, dlatego cieszę się, że w takim momencie „zaczęło wpadać”. Zresztą w tym sezonie strzeliłem – jak na swoją charakterystykę – sporo goli. Z każdą bramką pewność siebie jest większa. Wiedziałem, że jak dojdę do okazji, to ją wykorzystam. No i cieszę się, że pomagam drużynie.
Już w niedzielę początek wielkiego finału z Re-Plast Unią Oświęcim. Znacie się bardzo dobrze i chyba trudno będzie cokolwiek ukryć.
– Wiemy, jak gra Unia. Na pięć meczów w sezonie zasadniczym przegraliśmy trzy, więc na pewno musimy się poprawić. Będziemy analizować drużynę z Oświęcimia, ale po tym meczu z GKS-em Tychy na pewno czujemy się mocniejsi.
Wiemy, że atutem oświęcimian jest bardzo dobra gra w przewadze, dlatego musimy unikać kar. Nieźle radzą sobie też w destrukcji, ale w spotkaniach z nimi mieliśmy mnóstwo okazji, ale jakoś nie potrafiliśmy ich wykorzystywać. Jeśli krążki zaczną w końcu wpadać, to będę spokojny. Mamy też przewagę własnego lodu, na którym czujemy się mocni. Chcemy wygrać dwa mecze u siebie, bo taki jest nasz plan. Nie będziemy kalkulować.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Czytaj także: