Pełna pula pojechała do Tychów [FOTO, WIDEO]
W piątkowy wieczór byliśmy świadkami pierwszego w tym sezonie starcia w Krakowie na Lodowisku imienia Adama „Rocha” Kowalskiego. I tym razem nie obyło się bez problemów, jednak ostatecznie spotkanie dobiegło końca i padło łupem GKS-u Tychy, który pokonał Comarch Cracovię 4:2.
Z powodu niespodzianek, jakie od początku września sprawiało lodowisko przy Siedleckiego, krakowscy kibice długo czekali na inauguracyjny mecz rozegrany pod Wawelem. I doczekali się – Comarch Cracovia mierzyła się z GKS Tychy. Choć ponownie nie obyło się bez problemów, to mecz rozegrano w całości, jednakże z wyniku miejscowi fani nie mogli być zadowoleni.
Od pierwszego wznowienia na tafli toczyło się wyrównane widowisko. Jedna i druga strona na przemian szukała szczęścia, które jako pierwsze uśmiechnęło się do tyszan. W 7. minucie, po zamieszaniu przed bramką „Pasów”, gumę między sławnymi bulikami przejął Alan Łyszczarczyk i bez chwili zastanowienia posłał ją do siatki. Po golu przez moment obie formacje przeniosły się pod bandy, zacięcie walcząc przy nich o krążek, ale im bliżej było syreny, tym częściej pod przeciwną bramkę zapędzali się gospodarze. Bliski wyrównania był Daniel Krenželok, który na trzy minuty przed przerwą obił słupek. „Pasy” grały też w podwójnej przewadze, lecz mimo napawającej optymizmem postawy nie zdołały doprowadzić do remisu.
To, co nie udało się w pierwszej części, zawodnicy z Krakowa uczynili już z początkiem drugiej. W kilkanaście sekund po jej rozpoczęciu Adam Raška i Aleš Ježek stanęli we dwóch przeciw jednemu obrońcy GKS. I nie wypuścili dogodnej szansy z rąk – Czech nagrał do kapitana, a ten umieścił gumę w siatce.
Z remisu „Pasy” nie cieszyły się jednak zbyt długo – parę chwil później Illa Korenczuk uderzeniem z prawego bulika zaskoczył Filipa Krasanovskiego. Było 2:1 dla gości. Nim kibice zdążyli ponarzekać na defensywę swojego zespołu, to wznosili ręce w geście euforii, bo ich ulubieńcy w mig odpowiedzieli rywalowi. Po rajdzie na lewej flance z ostrego kąta strzelił Johan Lundgren. Tomáš Fučík wprawdzie odbił krążek, który spadł bezpański w pole bramkowe, ale nim golkiper zdołał go zamrozić, to do gumy dopadł Radosław Sawicki i wpakował ją do siatki. Po bramce w szeregi miejscowych wkradła się chwila dekoncentracji, skutkująca wykluczeniem Lukáša Motlocha. Z przewagi szybko skorzystali przyjezdni, a konkretnie Christian Mroczkowski, który znalazł trochę wolnego miejsca i precyzyjnie przymierzył w samo okienko.
Po okresie „burzy i naporu” sytuacja nieco się uspokoiła. Drużyny dały publice chwilę wytchnienia, ale po paru minutach znów ruszyły do natarcia. Formacje nie grały już jednak tak skutecznie, jak na początku tercji i z upływem minut rezultat nie ulegał zmianie. I wtedy fatum, które od początku sezonu unosi się nad lodowiskiem przy Siedleckiego, ponownie dało o sobie znać…
Tym razem nie buliki, nie pleksiglasowa szyba, a mocowanie bramek odmówiło posłuszeństwa. Ta po tyskiej stronie po jednej z akcji okazała się uszkodzona, tak, że arbiter zdecydował się przedwcześnie zakończyć drugą tercję. Zawodnicy zeszli do szatni, a służby, przy akompaniamencie gwizdów i szyderczych komentarzy, wzięły się za naprawę. Gdy już wszystko wróciło do normy, zespoły ponownie wyjechały na lód. Dograły nieco ponad trzy minuty, które pozostały do końca i bezzwłocznie rozpoczęły decydującą odsłonę.
Dalej do wyrównania dążyli gospodarze, a jej napastnicy co chwila niepokoili Tomáša Fučíka. Kilkakrotnie miejscowi grali w przewagach, ale tego wieczora była to ich pięta achillesowa. Krakowianie bowiem nie potrafili wykorzystać przywileju gry w większej ilości zawodników. Czas nieubłaganie mijał, a wciąż w dogodniejszym położeniu byli tyszanie. W końcówce Rudolf Roháček postawił wszystko na jedną kartę, wycofując Krasanovskiego z bramki. Nic to jednak nie dało, a na minutę przed końcem Bartłomiej Jeziorski strzałem do pustej ustalił wynik na 4:2.
Comarch Cracovia - GKS Tychy 2:4 (0:1, 2:2, 0:1)
0:1 Alan Łyszczarczyk - Roman Rác, Bartosz Ciura (06:26),
1:1 Aleš Ježek - Adam Raška (20:24),
1:2 Illa Korenczuk - Mateusz Gościński, Mateusz Bryk (21:52),
2:2 Radosław Sawicki - Johan Lundgren, Daniel Krenželok (23:16),
2:3 Christian Mroczkowski - Oskar Jaśkiewicz, Mateusz Ubowski (25:30, 5/4),
2:4 Bartłomiej Jeziorski - Jan Jaroměřský (58:45 - do pustej bramki).
Sędziowali: Mateusz Bucki, Rafał Noworyta (główni) - Andrzej Nenko, Sebastian Iwaniak (liniowi).
Minuty karne: 10-12.
Strzały: 30-23.
Widzów: 800.
Cracovia: F. Krasanovský - A. Ježek, J. Žůrek (2); M. Látal, A. Raška, T. Vildumetz - A. Younan, D. Krenželok (2); J. Lundgren, G. Berling, R. Sawicki (2) - L. Motloch (2), V. Kunst; M. Kasperlík (2), M. Bezwiński, S. Brynkus - S. Bieniek; K. Sterbenz, K. Wróbel, K. Mocarski i F. Kapica.
Trener: Rudolf Roháček.
GKS Tychy: T. Fučík - O. Jaśkiewicz (2), O. Kaskinen; C. Mroczkowski, R. Rác, A. Łyszczarczyk - O. Bizacki (2), B. Pociecha; M. Gościński, W. Turkin, I. Korenczuk - J. Jaroměřský (4), M. Bryk; J. Krzyżek, M. Ubowski, S. Marzec - B. Ciura (2); P. Padakin, R. Galant, B. Jeziorski (2) oraz G. Jansson.
Trener: Andriej Sidorienko.
Komentarze
Lista komentarzy
hubal
brakuje Dipłi i Bławena
BYLY GRACZ
A w tej zasranej korporacji trenera
Janusz99
Szczerze Panie Sidorenko piach z taką grą Tychy nic nie ugrają.
WitekKH
Ze strony gospodarzy to było takie "bicie głową w mur"; a po zamieszaniu z bramkami, jakby całkowicie stracili pomysł na granie.
W Cracovii można wyróżnić Sawickiego czy Latala; z kolei u gości nieźle były "Pasiak" Łyszczarczyk, choć z każdą minutą jakby mniej widoczny, Fucik w bramie i ew. Mroczkowski, który swoje zawsze ugra.
Domin55
A Pan Turkin pojechał sobie na spokoknje na ślizgawkę do Krakowa.....
Kto ściągnął tego drewniaka?