Tobiasz Bernat, były zawodnik Zagłębia Sosnowiec, domaga się od klubu odszkodowania w wysokości pół miliona złotych. Jego życie zmieniło się dramatycznie po kontuzji odniesionej w 2018 roku podczas turnieju w Słowacji. Bernat utrzymuje, że klub nie zapewnił mu odpowiedniej opieki, a po wypadku nie spełnił obietnic, jakie składano mu przy szpitalnym łóżku. Zagłębie twierdzi, że wywiązało się ze swoich obowiązków i odrzuca jakąkolwiek winę. Sprawę obszernie relacjonuje "Gazeta Wyborcza".
Bernat, wówczas 35-letni hokeista Zagłębia Sosnowiec, brał udział w turnieju w słowackiej Spiskiej Nowej Wsi. W trakcie meczu z Duklą Michalovce rywal zaatakował go z pełną siłą, sprawiając, że Polak z impetem uderzył w bandę.
– Gdyby nie zgiął się w ostatniej chwili, mogło skończyć się paraliżem – opowiada jego ojciec, Adam Bernat, były wybitny zawodnik.
Tragiczny wypadek
Po kontuzji Tobiasz został przetransportowany do słowackiego szpitala, ale jak twierdzi, nie otrzymał tam należytej opieki. Kierownik drużyny musiał wypłacić kilkaset euro, by lekarze w ogóle zgodzili się go przyjąć. Mimo poważnych obrażeń Bernat wrócił z drużyną autokarem, leżąc przez całą drogę na podłodze z powodu bólu.
W Polsce trafił do szpitala, gdzie zdiagnozowano uszkodzenie kręgów szyjnych, co spowodowało ucisk na rdzeń kręgowy. Przeprowadzono skomplikowaną operację, w wyniku której Bernat do dziś ma specjalne implanty stabilizujące kręgosłup.
Wstrząsające skutki kontuzji
Pomimo upływu lat Tobiasz Bernat nadal zmaga się z konsekwencjami urazu. Regularnie odczuwa ból, a ostatnio doświadczył paraliżu prawej strony ciała.
– To nie jest życie, to walka z bólem – mówi były hokeista dla "Gazety Wyborczej".
Mimo że starał się o rentę, Zakład Ubezpieczeń Społecznych odmówił jej przyznania, twierdząc, że nie spełnia wymogów.
Bernat wyraził rozczarowanie, że klub nie wspierał go w walce o rekompensatę za jego cierpienie. Otrzymał jedynie 11 tysięcy złotych od ubezpieczyciela, co uważa za kwotę "skandalicznie niską". W liście przedsądowym jego prawnicy zażądali od Zagłębia ponad pół miliona złotych, powołując się na rzekome zaniedbania klubu w zakresie zabezpieczenia zawodnika oraz organizacji turnieju.
Brak wsparcia ze strony klubu
Bernat jest rozczarowany postawą Marcina Jaroszewskiego, ówczesnego prezesa Zagłębia, który obiecywał mu wsparcie i posadę trenera. Zawodnik twierdzi, że pojechał na turniej bez ważnego kontraktu i ubezpieczenia, choć podpisał umowę z datą wsteczną już po powrocie do Polski. Sosnowiecki klub odpowiada, że Bernat był formalnie zgłoszony do rozgrywek i objęty ubezpieczeniem, które chroniło także graczy bez kontraktów.
Jaroszewski zapytany przez "GW", twierdzi również, że klub nigdy nie pozostawił Bernata bez wsparcia. Wspomina, że po wypadku hokeista został zatrudniony w roli analityka wideo. Były prezes dodaje, że klub pomagał również innym zawodnikom, którzy potrzebowali pomocy zdrowotnej, i podkreśla, że Bernatowi zaproponowano pracę u zaprzyjaźnionego przedsiębiorcy.
Zagłębie odpiera zarzuty
Powstałe roszczenia hokeisty i reprezentujących go osób dotyczą Zagłębia SA, obecnie klubu piłkarskiego. Obecny klub hokejowy jest wyłączony ze sprawy. Aktualne władze Zagłębia SA odrzucają zarzuty zawodnika. Katarzyna Biały, prezes zarządu spółki zarządzającej Zagłębiem, podkreśla, że klub nie ponosi odpowiedzialności za obrażenia odniesione przez Bernata. Przedstawicielka klubu przypomina, że sport kontaktowy, jakim jest hokej, niesie ryzyko urazów, a sam klub nie zaniedbał swoich obowiązków względem zawodnika.
– Brak jest jakiegokolwiek zawinienia po stronie klubu i związku przyczynowego między zdarzeniem a jego szkodą – stwierdza Biały.
Brak szans na porozumienie i żal
Bernat wyraża żal, że Zagłębie nie stanęło po jego stronie i nie próbowało wywalczyć dla niego odszkodowania. Według byłego hokeisty, klub powinien był wystąpić z roszczeniami wobec słowackich lekarzy lub organizatorów turnieju. Obecnie sprawa zmierza na drogę sądową, a strony pozostają w konflikcie bez widoków na kompromis.
Czy sąd przyzna rację Bernatowi i czy klub faktycznie zaniedbał swoje obowiązki? Rozstrzygnięcie tej sprawy może wpłynąć na dalsze losy polskiego hokeisty, który od sześciu lat walczy nie tylko o sprawiedliwość, ale też o normalne życie.
Czytaj także: