Sam Marklund: Nasi kibice zasłużyli na MVP turnieju
W swoim ostatnim spotkaniu Pucharu Kontynentalnego GKS Katowice uległ triumfatorowi imprezy - Nomadowi Astana 1:3. Z dorobkiem dwóch punktów mistrzowie Polski zostali sklasyfikowani na czwartym miejscu. Niedzielne spotkanie oraz przebieg turnieju, podsumowaliśmy wspólnie z Samem Marklundem, szwedzkim skrzydłowym GieKSy.
Przed trzecią serią spotkań, znaliśmy już odpowiedź na pytanie, który z zespołów sięgnie po Puchar Kontynentalny. Podopieczni Fiodora Poliszczuka odnosząc dwa zwycięstwa, przy korzystnym podziale punktów pomiędzy resztą zespołów, już w sobotni wieczór mogli celebrować swój sukces. Dużą większą wartość to spotkanie miało dla drużyny Jacka Płachty, który wciąż pozostawała w korespondencyjnym pojedynku o drugą lokatę.
– Podchodząc do spotkania przeciwko Nomadowi, wiedzieliśmy, że nie mamy już szans na zdobycie pucharu. Jest to trzeci kolejny dzień, w którym rozgrywamy mecz, więc to również było wyzwaniem, z którym musieliśmy się zmierzyć. Choć graliśmy przeciwko wymagającemu rywalowi, to nie jesteśmy usatysfakcjonowani z rezultatu, jaki osiągnęliśmy – wyjaśnił Sam Marklund.
Spotkanie wieńczące rywalizacje GieKSy w turnieju, miało nieco inny przebieg w stosunku do poprzednich gier. Katowiczanom udało się poprawić statystyki pierwszej tercji i nie byli oni zmuszeni do odrabiania strat wraz z początkiem drugiej odsłony. Czy szwedzki skrzydłowy podzielił naszą opinie, że piętą achillesową GKS-u była dyspozycja w początkowej fazie meczu?
– Zgadza się, wchodziliśmy w spotkania podczas tego turnieju zbyt ospale. Podobnie wyglądało to dzisiaj, więc jest to kwestia z której nie jesteśmy zadowoleni z perspektywy całego turnieju – dodał zawodnik.
Turniej w Cardiff obsadzony był przez zespoły z różnych części Europy, prezentujących odmienną kulturę gry. Obecnie rozgrywki Pucharu Kontynentalnego to jedyne okno wystawowe dla polskich drużyn, ale przede wszystkim bezcenna możliwość sprawdzenia się na tle przedstawicieli mocnych lig. Jak tą próbę ocenił Sam Marklund?
– Dwa pierwsze spotkania mogły się tak naprawdę potoczyć w każdym kierunku. Szczególnie mam na myśli mecz przeciwko Cardiff Devils, który był bardzo wyrównany. Nie pamiętam, na ile minut przed końcem Cardiff zdobyło decydującą bramkę, ale gdybyśmy zdołali utrzymać ten wynik i zachować szansę na zwycięstwo w całym turnieju, to dzisiejsze spotkanie wyglądało by zupełnie inaczej. Uważam, że zaprezentowaliśmy się na tle grupowych rywali jako równorzędny przeciwnik – zauważył 31-latek.
Niemalże w każdym materiale z Cardiff uwaga była zwrócona w kierunku katowickich kibiców, którzy liczną grupą stawili się w Walii. Kibice GieKSy byli żywą promocją polskiego hokeja. Ich doping wywarł niemałe wrażenie na na lokalnych kibicach, którzy podkreślali, że otoczka spotkania z dopingiem prowadzonym w sposób, jaki znają z piłki nożnej dodała wiele kolorytu widowisku. Zapytaliśmy Sama Marklunda o to, czy chciałby przekazać za pośrednictwem naszego portalu wiadomość dla kibiców obecnych w Cardiff?
– Nasi kibice zawsze prezentują niewiarygodny poziom. Byli z nami w Cortinie, dotarli również tutaj. Przez całe spotkanie prowadzili głośny doping, zdzierając dla nas gardło. Niezależnie od wyniku i wydarzeń na lodzie, mogliśmy na nich liczyć. Uważam, że to oni byli MVP turnieju w Cardiff – zakończył Marklund.
Komentarze
Lista komentarzy
franek_dolas
Kibice może tak bo drużyna raczej nie 😀
Hokejowy1964
szpecu mecze oglądałeś że się wypowiadasz ? Czy tylko na wyniki luknąłeś ? Zagraliśmy prze 3 kolejne mecze na intensywności takiej na której się u nas nie gra , w żadnym meczu nie było wstydu zatem zamilcz "znafco"