Siarhiej Bahalejsza: Nie podobał mi się poziom tego, co się dzieje dookoła hokeja
Były obrońca JKH GKS-u Jastrzębie Siarhiej Bahalejsza mówi w wywiadzie, że podobał mu się poziom sportowy polskiej ligi, ale od strony organizacyjnej jest znacznie gorzej. Białorusin opowiada również o okolicznościach, w jakich odmówił potępienia rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Bahalejsza w ostatnich rozgrywkach zdobył w barwach JKH GKS-u brązowy medal mistrzostw Polski i Superpuchar, ale po sezonie klub się z nim rozstał, wyjaśniając, że nie będzie zatrudniał Rosjan i Białorusinów w związku z sytuacją geopolityczną, a konkretnie z powodu rosyjskiej agresji militarnej na Ukrainę, dokonanej przy wsparciu Białorusi.
Bahalejsza zdradza, że władze jastrzębskiego klubu oczekiwały od niego podpisania się pod oświadczeniem potępiającym rosyjską inwazję, ale odmówił.
- Kiedy zaczęła się wojenna operacja na Ukrainie, w Polsce zaczęli zwalniać zawodników z Rosji. Najpierw zdarzyło się to w Sanoku, później zwolnili chłopaka z GKS-u Katowice. W końcu przyszła kolej na naszą drużynę - opowiada w rozmowie z białoruskim portalem belarushockey.com.
Doświadczony obrońca opowiada o spotkaniu, w którym uczestniczyli także dwaj Rosjanie występujący w JKH - Gleb Bondaruk i Pawieł Jelszański.
- Zawołali mnie i dwóch Rosjan do pokoju trenerów. Był tam menedżer drużyny i trenerzy. Powiedzieli, że polityczna sytuacja jest teraz trudna i chcą, żebyśmy podpisali dokument, w którym wyrazimy swoje negatywne nastawienie do tej operacji wojennej. Odmówiliśmy i powiedzieliśmy, że nie będziemy podpisywać żadnych oświadczeń - mówi.
W przeciwieństwie do tego, co stało się w Sanoku, Katowicach czy Bytomiu, zawodnicy mogli jednak dalej grać w drużynie z Jastrzębia-Zdroju w play-off PHL, a sam Bahalejsza został nawet najlepiej punktującym obrońcą rozgrywek postsezonowych.
- Mogli nas nawet zwolnić, bo głównie sponsorzy płacą pieniądze, a oni nie chcą płacić Rosjanom i Białorusinom - mówi Bahalejsza. - Ale nie było oficjalnego zakazu Polskiego Związku Hokeja na Lodzie i pozostawiono to klubom. W naszej drużynie zdecydowali się nas zostawić w składzie, wyjaśniając, że skoro nie ma oficjalnego stanowiska związku, to na razie mamy grać, a później zobaczymy. Więc dokończyliśmy sezon.
Białoruski obrońca mówi, że cała sytuacja nie miała żadnego wpływu na to, co działo się wewnątrz zespołu, w tym także między nim a sztabem szkoleniowym.
- Konkretnie w odniesieniu do mnie nic się ze strony trenerów nie zmieniło i myślę, że ze strony chłopaków też - opowiada. - Było dużo rozmów i dyskusji w drużynie. W Polsce oczywiście ludzie mają swoją wizję tej sytuacji. U nich to wszystko pokazują od innej strony. Dlatego my nie wchodziliśmy w żadne wyjaśnienia i nie wpływało to na pracę, którą wykonywaliśmy.
Bahalejsza rozegrał w Polsce jeden sezon. W rozgrywkach zasadniczych w 30 meczach strzelił 4 gole i zaliczył 13 asyst, a później w fazie play-off grał 13 razy i zdobył 14 punktów za 4 bramki oraz 10 asyst, będąc w decydującej części sezonu najlepiej punktującym obrońcą PHL. W Hokejowej Lidze Mistrzów zagrał 2 razy i zdobył jednego gola. Sam mówi, że choć nie grał źle, to mogło mu pójść lepiej, gdyby nie kontuzje, z którymi się zmagał.
- Dla mnie ten sezon był trudny, bo miałem dużo kontuzji. W sparingu dostałem krążkiem w rękę i złamałem palec. Kiedy już doszedłem do zdrowia i zacząłem wracać do rytmu meczowego, to naderwałem więzadło w kolanie. Znowu w pierwszym meczu play-off miałem nieszczęśliwe zderzenie i naderwałem więzadło w ramieniu - opowiada. - W play-off nie ma czasu na leczenie, więc grałem z kontuzją na zastrzykach. Było trudno w tym sensie, że musiałem sobie radzić z tymi wszystkimi kontuzjami.
Zawodnik mówi, że szczególnie w zasadniczej części sezonu mógłby grać lepiej, gdyby był zdrowy, ale ogólnie jest ze swoich występów zadowolony.
- Jeśli popatrzymy na całość, to play-off można zaliczyć na plus, bo byłem w pierwszej "dziesiątce" najlepiej punktujących zawodników i najwyżej ze wszystkich obrońców. A w regularnym sezonie nie powiem, żebym jakoś zawiódł. Zagrałem 30 meczów, zdobyłem 17 punktów. Gdyby nie kontuzje, myślę, że byłoby możliwe być wyżej w klasyfikacji punktowej - skomentował.
Drużyna JKH GKS jednak w ostatnim sezonie straciła tytuł mistrzowski. W półfinale play-off uległa Re-Plast Unii Oświęcim 2-4.
- Wiadomo, że cała drużyna i władze klubu, wszyscy byli rozczarowani, że nie udało się awansować do finału. Zasługiwaliśmy na ten awans, ale zabrakło nam szczęścia i wyniki nam się nie ułożyły - mówi Białorusin.
Mimo że zespół trenera Róberta Kalábera w serii z Unią doszedł rywali ze stanu 0-3 na 2-3, to zdaniem Białorusina tak naprawdę rywalizację przegrał przede wszystkim przez słynne już pierwsze spotkanie, w którym wypuścił z rąk zwycięstwo tracąc 2 gole w ostatniej minucie trzeciej tercji, a ostatecznie przegrał 2:3 po dogrywce.
- Przełomowym momentem serii stał się pierwszy mecz, w którym prowadziliśmy na wyjeździe 2:0, ale zdołaliśmy go przegrać. Myślę, że gdybyśmy wygrali ten mecz, to seria mogła się potoczyć całkiem inaczej, ale jest jak jest - opowiada.
Później jeszcze przyszła wygrana z GKS-em Tychy rywalizacja o brązowy medal. Bahalejsza mówi, że w klubie od początku podchodzono do niej bardzo poważnie.
- Po półfinale szefostwo jasno wytłumaczyło, że będą ważne mecze o brązowy medal i że ten wynik też klubowi odpowiada. Każdy medal jest cenny i dlatego podejście do walki o 3. miejsce było bardzo poważne - tłumaczy. - W dodatku działacze i sztab trenerski rozumieli, że budżet naszego klubu był niższy niż GKS-u Katowice, GKS-u Tychy, Re-Plast Unii i Comarch Cracovii. Według budżetu byliśmy gdzieś na 5. miejscu, więc brązowy medal był całkiem dobrym wynikiem.
Sam gracz miał mieszane uczucia, jeśli chodzi o konieczność grania o brązowy medal. Polska liga należy do nielicznych przypadków rozgrywek, w których taka rywalizacja jest organizowana. Na Białorusi, podobnie jak w większości lig, porażka w półfinale oznacza koniec sezonu.
- Z jednej strony jesteś zawiedziony przegraną w półfinale, już wyczerpany emocjonalnie i fizycznie, a tu przychodzą mecze o brązowy medal. Z psychologicznego punktu widzenia trudno jest się zmusić, żeby jakoś się zebrać na te mecze, a motywacja jest mniejsza niż w serii finałowej - mówi Bahalejsza. - Z drugiej strony masz jeszcze szansę walki o ten brąz. Tak się złożyło, że nasza drużyna zajęła trzecie miejsce w sezonie zasadniczym. Gdyby były zasady takie jak na przykład w lidze białoruskiej, to i tak skończylibyśmy sezon na tym trzecim miejscu, a tu musieliśmy o nie powalczyć. Ale wygraliśmy, więc jest w tym coś pozytywnego. Powtórzę, że na Białorusi po prostu daliby ci brąz, chociaż przecież w sezonie zasadniczym trzeba było powalczyć o to miejsce w tabeli. Więc w grze o brązowe medale jest i pozytywna, i negatywna strona.
Pozytywnie ocenia za to białoruski hokeista poziom rozgrywek Polskiej Hokej Ligi.
- Podobał mi się raczej dobry poziom samej gry - mówi. - On jest taki przede wszystkim dzięki dużej liczbie obcokrajowców. Nie ma tam ograniczeń dla budżetów, wszystko jest finansowane głównie przez sponsorów. Kluby mogą sobie pozwolić na zawodników będących na naprawdę wysokim poziomie. To oczywiście jest plus.
Dużo gorzej w ocenie Bahalejszy wypada jednak profesjonalizm naszej ligi od strony organizacyjnej. Białorusin przekonuje, że tutaj sporo jeszcze brakuje PHL do standardów, które zna ze swojej ojczyzny.
- Nie podobał mi się poziom tego, co się dzieje dookoła hokeja - przyznał. - Mam na myśli przygotowanie do meczów, przygotowanie do treningów, personel obsługujący. Dla nich to jest norma, ale w mistrzostwach Białorusi to wszystko jest rozwinięte o niebo lepiej - szatnie, obsługa zawodników, profesjonalizm personelu obługującego. Tam (w Polsce - red.) tego brakowało.
Bahalejsza narzeka także na sprawy związane z podróżami w Polsce i fakt, że niezależnie od odległości, drużyna zawsze jeździła na mecze w dniu ich rozgrywania.
- Było to dość niezwykłe, że wszystkie wyjazdy odbywają się w dniu meczu - mówi. - Nawet te najdalsze, a to jest 7 godzin podróży. Zawsze rano się przygotowujesz, wsiadasz w autobus, jedziesz cały dzień, wychodzisz na mecz, a po meczu od razu wsiadasz w autobus i jedziesz z powrotem. Takich wyjazdów nie ma dużo, ale są.
- Oczywiście zwykle odległości nie są takie duże, ale wszystko jedno - zawsze te półtora do dwóch godzin jedziesz - mówi. - Powiedzmy, że rano wychodzisz na rozjazd, później masz obiad i wracasz do domu dosłownie na pół godziny. Potem idziesz na lodowisko, bierzesz sprzęt, wsiadasz do autobusu i jedziesz na mecz. Wszystko to jest trochę chaotyczne i niewygodne.
32-letni obrońca wrócił już na Białoruś i prowadzi rozmowy z tamtejszymi klubami na temat występów w najbliższym sezonie. Jak pisaliśmy wcześniej, mówi się o tym, że najbliżej jest mu do aktualnego mistrza kraju Mietałłurha Żłobin. Sam przyznaje, że z klubem z Jastrzębia rozstał się w dobrych stosunkach, ale w związku z sytuacją polityczną możliwości dalszej gry w Polsce raczej nie było.
- Przed odejściem z Jastrzębia rozmawiałem z menedżerem. Byłem z nim w dobrych relacjach przez cały sezon i tak się też rozstaliśmy. Powiedział mi, że jest decyzja ze strony władz klubu, że nie będzie żadnych negocjacji i żadne kontrakty nie będą podpisywane z zawodnikami ani trenerami z Rosji i Białorusi - opowiada hokeista. - Powiedział mi, że takie stanowisko będzie w większości klubów, że najprawdopodobniej w ogóle nie będzie Białorusinów ani Rosjan w polskiej lidze w nowym sezonie i że najpewniej będzie to dotyczyło całej Europy. Nie wiem, jak w całej Europie, ale myślę, że w Polsce w najbliższym sezonie zawodnicy z naszych krajów raczej nie będą grali.
Komentarze
Lista komentarzy
OLGIERD
Chwała Ci za to co powiedziałeś!
operatorSJZ
"W Polsce oczywiście ludzie mają swoją wizję tej sytuacji. U nich to wszystko pokazują od innej strony." no bankowo od innej niż w grodzie "ziemniaczanego krula"... Gość trąci onucą...