GKS Katowice w imponującym stylu obronił atut własnego lodowiska, dwukrotnie pokonując EC Będzin Zagłębie Sosnowiec. Jak zwykle w katowicko-sosnowieckich pojedynkach, spotkaniom towarzyszyła twarda walka i sypiące się seriami wykluczenia. W katowickim obozie nie zabrakło jednak głosów, że zawodnicy Zagłębia w swoich zagraniach przekroczyli etos twardej walki, o czym porozmawialiśmy z Mateuszem Bepierszczem.
HOKEJ.NET: – Przysłuchując się wywiadowi, jakiego udzieliłeś przed naszą rozmową wiem, że pomimo kompletów zwycięstw, twoimi oczami szklanka jest do połowy pusta. Nie tyle cieszy Cię 15 zdobytych bramek przez wasz zespół, co martwi nieco ospały początek.
Mateusz Bepierszcz: – Tak jak już mówiłem: wczoraj i dzisiaj mieliśmy właśnie ten sam problem. Fajnie, że wygrywamy wysoko i udaje się utrzymywać bezpieczny wynik do samego końca. Chcemy jednak grać od początku swoje, a nie budzić się od 20. minuty spotkania, tylko wyjść po rozgrzewce i dominować od pierwszej akcji. W hokej gra się sześćdziesiąt a nie czterdzieści minut. Na pewno będziemy myśleć, co może być powodem tych początków. Może powinniśmy wejść w spotkanie na jeszcze większym skupieniu. Ciężko mi bezpośrednio wskazać z czego to wynika, ale jest do element do poprawy i jesteśmy w stanie to zrobić.
Być może rywal, który długimi momentami pozostaje bez krążka i jest zmuszony się bronić szybciej traci siły, co pozwala wam w kolejnych minutach przejąć pełną inicjatywę?
– Nie zastanawiałem się nad tym, bo też nie moim problemem jest fakt, czy rywalowi tych sił brakuje, czy nie. Musimy się skupić na sobie i budować wynik od pierwszej do ostatniej zmiany, a nie spoglądać w kierunku Zagłębia i zastanawiać się czy zagrają agresywniej, czy też nie.
W sezonie zasadniczym nie omijały Cię urazy, ale wraz z początkiem fazy play-off imponujesz skutecznością. Wczoraj świetnym podaniem asystowałeś przy bramce Travisa Vervedy, dzisiaj samemu dwukrotnie wpisałeś się na listę strzelców. Wyrastasz na jednego z większych "kocurów" tego ćwierćfinału. Z pewnością dobre liczby są również dla Ciebie paliwem do dalszej walki.
– Dokładnie. Dla napastnika każdy zdobyty punkt, jest jak wiatr w żagle. Mnie również cieszą zdobyte bramki i asysty, szczególnie, że nie zdobywam tych punktów dużo. Tak jak wspominałeś, zmagałem się z kontuzjami, rozegrałem mało meczów w tym sezonie. Cieszę się, że na tym etapie sezonu mogę pomóc drużynie.
Przełamaliście kompleks drugiego spotkania przeciwko Zagłębiu, który w ostatnich ćwierćfinałach wam towarzyszył. W osiągnięciu tego celu nie przeszkodziła wam nawet szokująca końcówka pierwszej tercji.
– Patrząc na te mecze od drugiej tercji, kiedy zaczynamy grać swój hokej, dużo jeździmy, dogrywamy i gramy agresywnie ciałem no to wydaje mi się, że jesteśmy stroną mocno dominująca. Na pewno cieszy fakt, że jedziemy do Sosnowca mając wynik 2:0, a nie 1:1. To był w głównej mierze nasz plan, ale teraz pora skupić się na kolejnych spotkaniach, aby je wygrać.
Znasz doskonale smak twardej rywalizacji w play-offach pomiędzy GKS-em a Zagłębiem. Grzegorz Pasiut wczoraj nazwał Zagłębie drużyną szukająca "brudnej gry". Mam wrażenie, że dzisiaj również wasze reakcje wyrażały wiele zarzutów w stosunku do stylu gry rywala.
– To jest play-off więc oczywiste jest, że gra będzie agresywna. Sam przecież jestem zawodnikiem, który zawsze stara się rywala w jakiś sposób "podszczypywać". Myślę jednak, że te crosschecki, czy zagrania bezpośrednio w krocze nie są na miejscu. To już jak dla mnie jest mało męskie i po prostu niehonorowe. Wiadomo, twarda gra ciałem czy bójki to jest normalny element hokeja. Ale takie brzydkie zagrania to nie jest męska walka. Mi się to osobiście nie podoba. Każdy oczywiście robi jak uważa za słuszne, ale dla mnie to jest słabe.
Rozmawiał: Mateusz Mrachacz
Czytaj także: