Zaskakujący moment szczerości miał szef komisji dyscyplinarnej czeskiej ekstraligi. Jego słowa wzbudziły duże kontrowersje, a sytuację próbował później ratować szef rozgrywek.
W niedawnym meczu Sparty Praga z HC Vítkovice w najwyższej czeskiej klasie rozgrywkowej doszło do bardzo ostrego ataku obrońcy stołecznej drużyny Davida Němečka na Patrika Brůnę.
Němeček wbił rywala w bandę i dostał karę meczu za niesportowe zachowanie. Następnie komisja dyscyplinarna zawiesiła go na jedno spotkanie.
Atak Davida Němečka na Patrika Brůnę:
Ta decyzja wywołała w czeskim środowisku hokejowym duże dyskusje. Wielu ekspertów było oburzonych tak krótkim zawieszeniem. Były hokeista i trener Milan Antoš w swoim felietonie na łamach gazety "Sport" apelował do szefa komisji dyscyplinarnej ekstraligi Viktora Ujčíka, by ten się "opamiętał".
- Głównym celem Němečka powinno być w tej sytuacji odebranie krążka przeciwnikowi. Nie złośćcie się na mnie, ale tu w ogóle tego nie było. Z obu dostępnych ujęć jest absolutnie jasne, że on w ogóle nie chce zagrać krążka. (...) Zawieszenie na jeden mecz to po prostu śmiech. W ogóle nie rozumiem, jak ktoś może przymykać oko i mówić, że jednomeczowe zawieszenie jest w porządku - pisał Antoš.
Nie tylko on porównywał tę sytuację do zdarzenia, które miało miejsce w półfinale play-off w ubiegłym sezonie, gdy Martin Pláněk z HK Hradec Králové ostro zaatakował Lukáša Sedláka z Dynama Pardubice i został zawieszony na 8 meczów. W przerwie między sezonami komisja odwoławcza skróciła mu karę do 5 spotkań.
Atak Martina Plánka na Lukáša Sedláka:
Tyle że Sedlák jest gwiazdą. Przed rokiem zdobył w barwach Czech mistrzostwo świata, dwa lata temu wybrano go najlepszym zawodnikiem ekstraligi.
Szef komisji dyscyplinarnej został wprost zapytany przez portal iSport.cz czy gwiazdy chronione są bardziej, a faule na czołowych zawodnikach traktowane bardziej surowo niż na graczach o mniej znanych nazwiskach.
Ujčík co prawda przede wszystkim tłumaczył, że kluczowe dla decyzji o krótkim zawieszeniu Němečka było to, że podjechał on do rywala z niewielką prędkością, a do tego Brůna miał opuszczoną głowę. W dodatku on dokończył mecz, a Sedlák wiosną po wspomnianym wejściu został odwieziony do szpitala.
Ale w przypływie szczerości specjalista od ligowej dyscypliny dodał, że rzeczywiście w decyzjach jego komisji zawodnicy są dzieleni na lepszą i gorszą kategorię.
- Wiem, że może to brzmieć głupio, ale to prawda. Ekstraliga chce chronić swoje największe dobra, na które ludzie przychodzą na trybuny. Może to mieć znaczenie i autor wejścia może przez to dostać o jeden czy dwa mecze [zawieszenia] więcej - skomentował. - Nadal pierwszorzędne przy ocenie jest samo wejście, ale bierze się też pod uwagę czy chodzi o gwiazdę drużyny lub całej ligi.
Ujčík w roli szefa komisji dyscyplinarnej nie od dziś budzi kontrowersje, bo sama jego w niej obecność jest przejawem dość osobliwej sytuacji panującej w czeskim hokeju. Łączy on bowiem tę funkcję z posadą trenera występującej na zapleczu ekstraligi Dukli Igława.
Tym razem sytuację po jego wywiadzie próbował nieco załagodzić szef ekstraligi Martin Loukota, który podjął się tłumaczenia głównego "szeryfa" ligi.
- Szef komisji dyscyplinarnej Viktor Ujčík w tym wywiadzie jasno przedstawił, że przy decyzji o karach zawsze główną perspektywą jest charakter wejścia i sposób, w jaki zostało wykonane - stwierdził w swoim oświadczeniu dyrektor Związku Profesjonalnych Klubów Hokeja na Lodzie (APK LH), który zarządza ligą.
Dodał też, że władze ligi ani kluby nie podzieliły hokeistów na tych lepszego i gorszego sortu.
- Kluby ekstraligi nie przyjęły żadnego stanowiska, które by określało, kto jest gwiazdą drużyny czy rozgrywek i że ci zawodnicy powinni być bardziej chronieni czy że ataki na nich powinny być oceniane inaczej, chociaż według opinii społeczności sportowej i mediów jakość drużyn i poszczególnych zawodników, którzy występują w klubach, to kluczowe czynniki rosnącej liczby widzów na trybunach i oglądalności rozgrywek - napisał Loukota.
Nie wszystkich to jednak zadowoliło.
- Więc gdzie jest prawda? Jeśli nie było takiej instrukcji ze strony władz ekstraligi, to Ujčík decyduje się arbitralnie interpretować przepisy na swój sposób i publicznie obwinia kluby? To może wyglądać bardzo źle w oczach opinii publicznej, gdy mówi się, że nie każdy zawodnik jest traktowany równo w odniesieniu do kar - pisze na łamach portalu iDnes.cz dziennikarz Robert Rampa. - Dlaczego Ujčík twierdzi, że zwraca uwagę też na status gwiazdy, zostaje niedopowiedziane. Podobnie jak pytanie czy ektraliga wywrze na szefa komisji dyscyplinarnej presję, żeby przy karaniu nie dzielił zawodników na dwie kategorie.
Czytaj także: