Hokej.net Logo

Ukrywał, że nie widzi i odnosił sukcesy. Niezwykłe wyznanie doświadczonego trenera

Jeff Tomlinson
Jeff Tomlinson

Przez 2 lata trenował drużynę, mimo że właściwie nic nie widział. I wprowadził zespół do ekstraklasy. Kanadyjski trener teraz ujawnia swoją tajemnicę. - Z medycznego punktu widzenia jestem właściwie niewidomy - wyznaje.

W 2023 roku Jeff Tomlinson ogłosił, że z powodów zdrowotnych rezygnuje z prowadzenia występującej w szwajcarskiej ekstraklasie drużyny EHC Kloten.

Nie było to wtedy wielkim zaskoczeniem, bo Kanadyjczyk już wcześniej miał poważne problemy ze zdrowiem i przerywał prowadzenie zespołu w związku z leczeniem. W 2019 roku przeszedł przeszczep nerki, którą otrzymał od swojego brata. Z kolei 3 lata wcześniej doznał zawału mięśnia sercowego.

Teraz jednak wiadomo, że rezygnacja z dalszej pracy miała inne podłoże. Tomlinson wyznał publicznie, że od 2021 roku jest właściwie niewidomy. A mimo to jeszcze przez 2 lata pracował jako trener. 

Kanadyjczyk poinformował o tym w wywiadach poprzedzających zaplanowane na piątek wydanie w Szwajcarii jego napisanej wraz z dziennikarzem Kristianem Kappem książki "Blindes Vertrauen" ("Ślepa wiara"), w której Tomlinson opowiada swoją historię.

Wzrok stracił właściwie z dnia na dzień najpierw w jednym, a rok później w drugim oku. Przyczyną była neuropatia nerwu wzrokowego, w przebiegu której następuje bardzo szybka, bezbolesna utrata widzenia spowodowana niedokrwieniem nerwu.

- Pierwszy raz to się zdarzyło w 2020 roku w prawym oku. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nagle nie mogłem nic zobaczyć w dolnym polu widzenia, a to się przesuwało do góry - opowiada prowadzący wówczas drużynę Rapperswil-Jona Lakers Tomlinson w rozmowie z dziennikiem "Blick". - Masażystka Lakers powiedziała mi, żebym poszedł do okulisty. Po jakichś testach okulista z kolei powiedział mi, że muszę natychmiast jechać do szpitala. To było w 2020 roku. Dziś myślę, że lekarze ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zurychu nie powiedzieli mi na początku wszystkiego, żeby mnie nie przestraszyć.

Tomlinson opowiada, że choć wtedy właściwie stracił wzrok w jednym oku, to nie był tym bardzo wstrząśnięty, ponieważ ciągle widział na drugie oko. Ale już wtedy lekarze poinformowali go, że może się zdarzyć, iż z drugim stanie się to samo.

- Nie jestem człowiekiem, który ciągle myśli o najgorszym. Starałem się dalej trenować drużynę i żyć swoim życiem. Ale wtedy zdałem sobie sprawę, że podczas zajęć na lodzie nie jest już tak, jak wcześniej. Na przykład nie mogłem już przyjmować mocnych podań. I prawie rok później z moim lewym okiem stało się to samo - mówi. - Pewnego dnia rano oglądałem wiadomości i nie mogłem zobaczyć dołu telewizora. Pomyślałem: "cholera!" i natychmiast pojechałem do szpitala. Starałem się nie panikować, bo część mnie ciągle miała nadzieję, że da się temu zapobiec. Ale czy naprawdę w to wierzyłem... Po prostu starałem się przekonać sam siebie. Lekarze zrobili mi mnóstwo badań, bo oni też wiedzieli, jak poważna jest sytuacja. Po dwóch dniach było po wszystkim. Nic już nie widziałem.

Gdy stracił wzrok w drugim oku, był - jak sam mówi - przerażony. Ta sytuacja odbiła się także na jego stanie psychicznym.

- Straciłem nadzieję. Miałem w życiu wiele medycznych problemów. Poradziłem sobie jakoś z utratą widzenia w jednym oku, ale nie z drugim. Czułem rozpacz i panikę jak nigdy wcześniej w życiu - opowiada. - Miałem wiele myśli w głowie. Dlaczego ja? Miałem chroniczne problemy z kolanami, przeżyłem zawał serca w 2016 i przeszedłem transplantację nerki w 2019. A teraz moje oczy. Kiedy to się skończy?

Niewiele osób dowiedziało się jednak o jego utracie wzroku. Tomlinson uczył się bowiem żyć, jakby widział. Sam mówi o sobie, że stał się "aktorem". W życiu prywatnym i w świecie hokejowym. 

Jako przykład podaje spotkanie w restauracji, podczas którego nie mogąc przeczytać listy potraw w menu poczekał aż zamówienie złoży osoba, z którą się spotkał, a następnie poprosił o to samo. 

Nie przestał też trenować drużyny, a wręcz twierdzi, że nawet w takiej sytuacji pracę stawiał na pierwszym miejscu.

- Byłem trenerem, hokej był zawsze moim życiem. Nawet na tym etapie stawiałem go ponad wszystkim. To było trudne. W pewnym momencie pytałem siebie, co jest ze mną nie tak, że nawet teraz nadal myślę najpierw o hokeju, a nie o tym, co się ze mną dzieje - mówi.

Dodaje, że konsultacje z lekarzami też starał się dostosować do terminarza drużyny.

- Żyłem w dwóch równoległych światach. Odczuwałem też strach, że nie będę w stanie poradzić sobie z hokejowym życiem, co zawsze było moim najwyższym priorytetem. Byłem więc zmuszony zadbać o siebie i chronić siebie samego. Na początku właśnie przed samym sobą - mówi.

Szkoleniowiec, który pracował kiedyś z reprezentacją Kanady na turniejach towarzyskich, a także był asystentem w reprezentacji Niemiec, wyznał, że wśród myśli, które mu towarzyszyły, były także te ostateczne.

- Nie chciałem być dla nikogo ciężarem czy być od kogoś zależnym. Chciałem wykonywać pracę, którą kochałem i być w stanie utrzymać moją rodzinę. Przez kilka miesięcy brałem pod uwagę opcję opuszczenia świata, bo nie wiedziałem czy i jak będę w stanie poradzić sobie z tą sytuacją - mówi.

W jakich momentach było mu najtrudniej?

- Dręczyło mnie to, że po przebudzeniu nie mogę zobaczyć twarzy mojej córki albo nie mogę przeczytać dzieciom bajki jak robią to inni rodzice. Gdy człowiek zdaje sobie z tego sprawę, myśli stają się coraz czarniejsze. Potrzeba czasu, żeby przezwyciężyć ten etap, żeby znów zobaczyć pozytywy i być wdzięcznym za małe rzeczy. To był długi proces - mówi.

Pozostał trenerem, a w hokejowym środowisku mało kto wiedział o jego problemach. Jak w ogóle jest możliwe prowadzenie drużyny w sytuacji, gdy właściwie niczego się nie widzi?

- Polegałem na moich wcześniejszych instynktach. Byłem zależny od wcześniejszej wiedzy i informacji, które przekazywali mi asystenci i hokeiści - mówi Tomlinson. - Ale oczywiście początkowo myliłem zawodników, wołałem ich po złych nazwiskach albo pokazywałem im na wideo fragmenty bez ich udziału. Czasem byłem zmuszony improwizować albo udawać coś i znajdować wymówki. Zawodnicy byli wobec mnie bardzo cierpliwi, mimo że oni nie mieli pełnej świadomości mojego upośledzenia widzenia.

Tomlinson nie jest całkowicie niewidomy, ale widzi bardzo niewiele i w ostrości, która nie jest wystarczająca do normalnego funkcjonowania. O swoich problemach jeszcze w czasach, gdy był trenerem mówi:

- Moje widzenie w dół jest bardzo ograniczone. Ciągle się bałem, że się o coś potknę albo przewrócę komuś kawę. Gdy pojawiają się kontrasty, wiem, że coś tam jest, ale nie mogę zobaczyć co. Dlatego zawsze chodziłem po szatni bardzo powoli. Ale i tak przewracałem się o różne rzeczy, nawet w domu. Z medycznego punktu widzenia powiedzielibyśmy, że jestem niewidomy. Albo z poważnie uszkodzonym wzrokiem. Ludzie często mnie pytają jak i co widzę. Trudno to opisać albo wyrazić w procentach, bo to zależy od światła i kontrastu. W pochmurne dni się gubię. Moje pole widzenia jest znacząco ograniczone. Na ulicy lepiej już jest wieczorem czy w nocy niż w pochmurny dzień, bo chociaż świecą lampy.

Kanadyjczyk nie tylko trenował dalej mając te problemy, ale wkrótce po tym, jak choroba dotknęła jego drugie oko, przeniósł się do nowego klubu. Występujący wtedy w drugiej klasie rozgrywkowej EHC Kloten złożył mu propozycję i zdecydował się go zatrudnić, mimo że działacze wiedzieli już wówczas, że trener prawie w ogóle nie widzi.

- Tak, byłem z nimi szczery od początku. Na samym początku powiedziałem im, że nie mogę przyjąć tej propozycji. W tamtym czasie nie chciałem nawet wychodzić z domu, a co dopiero prowadzić drużyny. Zwłaszcza z ambicjami awansu. Spodziewałem się, że gdy im powiem, że nie widzę, to oni i tak już mnie nie będą chcieli. Ale prezes zareagował zupełnie inaczej - wspomina popularny "Tommer". - Zaoferowali mi pomoc i wsparcie. Byli bardzo entuzjastycznie nastawieni do tego, żebym ich trenował. Wydaje mi się, że nie do końca zdawali sobie sprawę, jak źle jest z moim wzrokiem.

W nowym klubie pojawiły się jednak nowe wyzwania, bo trener nie mógł polegać już na dawnej wiedzy na temat zawodników, jaką miał w poprzednim.

- Na pierwszym treningu byłem zagubiony. Nie rozpoznawałem zawodników, nie widziałem lecących strzałów. W Rapperswil znałem chociaż z przeszłości ruchy zawodników, ale w Kloten nie. Ale kiedy odzew od graczy po treningu był pozytywny, po raz pierwszy pomyślałem, że to może zadziałać - mówi.

Zadziałało lepiej niż wielu mogłoby się spodziewać, bo Tomlinson poprowadził drużynę z Kloten do awansu do ekstraklasy. Zapytany, jak dziś brzmi dla niego informacja, że "Niewidomy trener wprowadził drużynę do ligi", mówi:

- Generalnie "wow", ale wielu ludzi nie rozumie, że to nie tylko pierwszy trener zasługuje na uznanie, a cały sztab. W tym przypadku jeszcze bardziej. Nie miałbym żadnych szans bez wsparcia moich asystentów. Mógłbym prowadzić zawodników, wprowadzać swoją filozofię, wytyczne, taktykę, pomysły. Ale polegałem na zaufaniu asystentów. Byłoby z pewnością wielu trenerów, którzy staraliby się wykorzystać sytuację i zabrać mi pracę. Ale mieliśmy jeden cel i nam się udało. Czasami nie do końca w to wierzę. Pomyślcie sobie, co by było, gdyby się nie udało i wyszłoby na jaw, że zatrudnili niewidomego trenera.

Na poziomie ekstraklasy Tomlinson zajął z drużyną z Kloten 9. miejsce na 14 drużyn. Awansował do rundy kwalifikacyjnej do play-off, ale tam przegrał 1-2 z SC Berno.

Po tym sezonie zrezygnował z pracy trenera i został w klubie z Kloten doradcą, choć jeszcze w grudniu 2023 znalazł się w sztabie trenerskim reprezentacji Kanady na Puchar Spenglera. Sam mówi, że mimo dobrych wyników w ostatnich sezonach, gdy już właściwie nie widział, dalsza praca w takiej sytuacji nie byłaby możliwa.

- Praca głównego trenera, gdybym chciał wykonywać ją należycie i w taki sposób jak zawsze, zabiera mnóstwo energii. W mojej sytuacji wszystko zajmowało więcej czasu. Analizowanie jednej meczowej sytuacji trwa wieczność. Musiałem wszystko oglądać, cofać niezliczenie wiele razy. Wszystko trwa jakieś 10 razy dłużej - mówi. - Musiałem być absolutnie pewny, że widzę wszystko i każdego zawodnika właściwie. Psychicznie i emocjonalnie to dla mnie ekstremalnie wyczerpujące. Robiłem to przez 2 lata i nie wiem, jak dałem radę. To szalone.

Tomlinson dziś swoje problemy ze wzrokiem odbiera zupełnie inaczej niż w najczarniejszych chwilach. Potrafi nawet z tego żartować.

- Nadal patrzę w lustro. Widzę rozmytą, mglistą wersję siebie. Właściwie nie wiem, dlaczego ciągle patrzę w lustro, chyba z przyzwyczajenia. Myślę, że ciągle pamiętam z przeszłości jak wyglądam. To być może pozytywna strona, bo nie widzę jak się starzeje - mówi z uśmiechem.

Sam przyznaje jednak, że dojście do tego momentu zajęło mu wiele czasu.

- Mentalnie jestem w lepszym miejscu niż kiedyś byłem. Im więcej czasu mija, tym bardziej przyzwyczajasz się do sytuacji. Czasem nawet na kilka godzin zapominam, że nie widzę. Stało się to dla mnie normalne. Zaakceptowałem to i nauczyłem się lepiej sobie z tym radzić - mówi.

W życiu codziennym też nauczył się omijać niektóre wynikające z problemów zdrowotnych niedogodności.

- Nie mogę przeczytać dzieciom książki zanim pójdą spać, ale mogę opowiedzieć im bajkę albo po prostu z nimi porozmawiać - mówi w rozmowie z portalem watson.ch. - Moje córki nie znają mnie innego. Starsza coraz bardziej jest świadoma sytuacji. Kiedyś krzyczała na mnie np. "To leży przed tobą. Ślepy jesteś?" Teraz rozumie i mi pomaga. Nawet kiedy się ubieram opowiada mi na przykład, jakiego koloru jest mój t-shirt.

Nie wszystko jednak w codziennym życiu jest tak, jak chciałby, żeby było - przyznaje Tomlinson.

- Najtrudniej ma moja żona, bo cały ciężar spoczywa na niej. Ostatnio zamówiła szafę i musiała sama ją złożyć. Dla mnie najgorzej jest w święta, gdy dzieci dostaną w prezencie klocki Lego, a ja nie mogę im pomóc nic z nich zbudować - mówi.

Były trener "Lotników" z Kloten przyznaje jednak, że publiczne ujawnienie swojej tajemnicy zadziałało na niego oczyszczająco.

- Nie wiedziałem, w którym kierunku pójdę. Zrobiłem codzienne poranne czynności, wypiłem kawę i poszedłem na spacer, żeby to przemyślać - mówi o dniu ukazania się wywiadu z Kappem na łamach gazety "Tages-Anzeiger", w którym się otworzył. - To bardzo dziwne uczucie. Nie muszę już się ukrywać będąc poza domem. Mogę być autentyczny i powiedzieć, że kogoś nie rozpoznaję albo nie widzę dokładnie. Jestem wolny.

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe